Stron jest od groma – od tych oferujących czysty i szybki seks, poprzez te obiecujące wielką miłość, aż po katolickie i bogobojne. Do wyboru, do koloru. A z jakimi efektami?
Nie było łatwo zebrać wypowiedzi do tego tekstu. Gdy na portalu społecznościowym napisałem, że szukam osób, które umawiały bądź umawiają się na randki przez internet, dominowały komentarze żartobliwe i ironiczne. Gdy dodałem, że osoby pragnące wypowiedzieć się anonimowo proszę o wiadomości prywatne nastąpiła lawina powiadomień. Okazuje się, że randkujemy w sieci, choć nie tak łatwo nam się do tego przyznać.
Sytuacja 1. Staś jest przystojnym chłopakiem, niektórzy wyzywają go od hipsterów. Fajnie ubrany, mający dużo do powiedzenia. Skorzystał z dobrodziejstw portalu Grono.net, już nieżyjącego. – Klikasz i opowiadasz ile to masz ciekawych zajęć, sportów, osiągnięć, ładnych zdjęć i umawiasz się na spotkanie. Trzy razy się udało. Ale to raczej nie były spotkania związkowe jeśli wiesz o co chodzi – opowiada. Wyszło spontanicznie, szybko i bezbłędnie. Cel został osiągnięty. – Potem należy się ulotnić po nocy pełnej wrażeń – radzi.
Sytuacja 2. podobna. Artur, dziennikarz. Rezolutny, z dużą wiedzą, sympatyczny. – Miałem osiemnaście lat, pamiętam akcję, kiedy wyrwałem jakąś pannę przez Gadu Gadu. Miała szesnaście lat. 30 minut rozmowy, przyjechała do mnie do domu na rowerze, zrobiła co miała zrobić i odjechała. Potem przez dwa dni próbowałem zrozumieć, co się stało – zwierza mi się, oczywiście w sieci.
Trudno byłoby nam zaproponować seks komuś na ulicy. Bo jak: widzisz przystojnego faceta, pociągającą dziewczynę, podchodzi i pytasz: „Idziemy do mnie”?. To udaje się tylko w niemieckich filmach pornograficznych i tanich, amerykańskich komediach romantycznych. Nigdy na żywo. Brak odwagi spojrzeć komuś w oczy? Podejść, pozwolić się automatycznie ocenić i być może usłyszeć odmowę albo, co gorsza, zostać zwyzywanym od zboczeńców? Ciężka sprawa.
Sytuacja 3. Koleżanka Anna jest artystką, żyje sztuką. Inteligentna, zdolna. W sieci szuka facetów w swoim fachu. – Umawiam się na randki wyłącznie z twórcami wizualnymi, których prace bardzo sobie cenię – tłumaczy. – Ja chyba lubię zdolnych, rozumnych, oczytanych, i bliżej czterdziestki. Raczej nie szukam na portalach randkowych – dodaje.
Więc gdzie? Nie od dziś mówi się, że największym współczesnym portalem dla singli jest Facebook, gdzie instytucje zaczepek i epatowania seksownymi zdjęciami już dawno wykroczyły poza początkowe założenia prostej komunikacji ze znajomymi. Sam nie raz doświadczyłem bardziej lub mniej subtelnych oznak zainteresowania na portalu. Plusów tej społecznościówki jest dużo, a jedną z nich jest ten, że nie dostaję na „dzień dobry” zdjęć adoratorów bez majtek.
Sytuacja 4. Znacie World of Warcraft? Patrycja zna ją bardzo dobrze. Jej były uzależnił się od tej gry komputerowej, zupełnie przedkładając ją nad ich związek. W końcu zainstalował ją na jej komputerze, co ostatecznie zakończyło ich relację. – Kiedyś zaproponowałam pomoc w grze Michałowi, zupełnie nie wiedząc kim jest. Tak zaczęliśmy rozmawiać – mówi. W końcu wymienili się numerami na Gadu Gadu, potem przyszedł czas na telefon. Nie było łatwo, obydwoje byli w związkach i praktycznie zupełnie się nie znali. Minęły cztery lata od tamtych wydarzeń. Mieszkają razem, mają dwuletnie dziecko. Sielanka rozpoczęta w wojennej fabule gry komputerowej.
Sytuacja 5. Janek poznał chłopaka na Fellow – gejowskim portalu randkowym. Po krótkiej wymianie maili zaczął się z nim spotykać i było naprawdę miło. – Bywał u mnie bardzo często mimo że był z innego miasta – opowiada. Współlokatorki Janka polubiły chłopca i zaproponowały mu mieszkanie z nimi. Okazało się, że chłopak z portalu nie jest do końca osobą, za jaką się podawał. Chorobliwie zazdrosny sprawdzał skrzynkę odbiorczą i kontrolował każdy krok Janka. – Miałem powody do tego, żeby mu już więcej nie ufać. W ferworze nerwów koleś skoczył na auto – relacjonuje. Niestety, na nic to się nie zdało, i tak musiał opuścić życie i mieszkanie Janka. Co ciekawe – gdy Jan umówił się z innym chłopakiem z sieci okazało się, że miał podobne przygody z delikwentem.
"Kiedyś umówiłam się z typem, który nie znał słowa 'apogeum' i 'espadryle', za to pochwalił mi się, że ma na sobie mokre skarpetki. Wysłałam sms do kolegi, żeby zadzwonił, że babcia umiera i muszę szybko przyjechać."
I to jest jeden z głównych powodów ostracyzmu umawiania się przez Internet. Nigdy nie wiadomo na kogo trafisz, na pewno na gwałciciela i psychopatę, a jeśli już trafi się normalny, to i tak z pewnością jest desperatem z wadami, który nie potrafi poznać nikogo na żywo. Czyżby? Sam jestem świetnym przykładem, że randkowanie przez sieć nie jest kwestią braku wyboru, ale właśnie wyborem – zmęczony po pracy, mający obowiązki domowe nie mam czasu na włóczenie się po mieście do późna i zarywanie nocy dla wątpliwej przyjemności poznawania kogoś obcego. Pomijając straszną kwestię pierwszej randki, na której nigdy nie wiadomo jak się zachować, o co spytać i jaką maskę założyć – w sieci jest łatwiej. Sprawdzasz wspólnych znajomych, co nakreśla Ci w jakim towarzystwie obraca się druga osoba. Patrzysz, co lubi, czym się interesuje, czy zna ortografię i gdzie, jak często chodzi na imprezy.
Sytuacja 6. Rafalali też zdarzyło się umówić kilka razy na spotkania z adoratorami z sieci. – Kiedyś umówiłam się z trzema na raz. Wygląda to tak: spotykam się z moja koleżanką, umawiam się z pierwszym o 21 – tłumaczy. – Siadamy, gadamy, później zjawia się następny, koło 22. Mówię pierwszemu na ucho, że to kolega mojej koleżanki i drugiemu to samo. Jak przychodzi trzeci po 23 szepczę mu, że spotkałam znajomych. I tak mam wybór, jest ekonomicznie i zabawnie – kończy.
"Gdzieś na fejsie go przyczaiłem. Ładny chłopiec. Jestem bezpośredni więc napisałem mu: 'chodź na randkę'. Było miło, świece i dobra muzyka. W marcu niestety wylądował na oddziale psychiatrycznym."
Kolejny problem ludzi umawiających się przez Internet. Strach. Przed oceną (zwłaszcza, jak udaje się Johnnego Deepa), przed wystawieniem i nie zjawieniem się drugiej osoby. Najgorsza sytuacja, którą usłyszałem polegała na tym, że dwóch chłopaków umówiło się w sieci pokazując anonimowe zdjęcia znalezione w sieci. Szok był niesamowity – nie dość, że wyglądali inaczej to jeszcze okazali się swoimi dobrymi znajomymi. Po szoku przyszło zażenowanie, ale po nim... związek, który kwitnie do dziś. W sieci poznali się lepiej, okazało się, że mają podobne podejście do życia i pragnienia. Strzał amora przeciął ich wirtualne serca.
Banały? Nie sądzę. Romantyzm odleciał, liczy się racjonalizm i zachowawczość. Praca, obowiązki, rodzina, przyjaciele, współlokatorzy, zwierzęta... Nie ma czasu na leżenie na łące z obcą osobą i opowiadanie o własnych snach. No, chyba, że weźmie się urlop. Ale czy warto marnować kilka wolnych dni na zupełnie obcą osobę mając w głowie mgliste poematy romantyków o przeznaczeniu?