Ksiądz Grzegorz K., który został skazany w 2014 r. za molestowanie ministranta, a wcześniej miał na swoim koncie inne podobne czyny, po cichu powraca – podaje portal oko.press. Został mianowany administratorem Domu Księży Emerytów w diecezji warszawsko-praskiej.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
To jemu starsi księża mają obowiązek opowiadać o wyjściach z domu. Kuria zaś nie odpowiada na pytania, kto nadzoruje księdza K.
Nie wiadomo, co ksiądz K. robił po ujawnieniu afery pedofilskiej. Kuria informuje, że był na urlopie od 23 września 2013 r. do 15 marca 2014 r. "Newsweek" podawał, że w listopadzie 2013 r. został ukryty w jednym z klasztorów na południu Polski. Od tego czasu słuch po nim zaginął. Aż wreszcie 1 kwietnia 2018 r. nowy biskup diecezji warszawsko-praskiej Romuald Kamiński mianował go administratorem Domu Księży Emerytów.
Grzegorz K. został skazany za molestowanie w 2014 r. Już wcześniej miał wyrok związany z podobnymi zarzutami, nie przeszkodziło mu to jednak robić kariery w archidiecezji warszawsko-praskiej kierowanej wówczas przez abp. Henryka Hosera.
Sprawa księdza K. była jedną z najgłośniejszych afer pedofilskich w polskim Kościele. W 2013 r. TVN24 podała, że duchowny mimo ciążącego na nim zarzutu molestowania małoletniego wciąż był proboszczem na warszawskim Tarchominie. Odprawiał msze i opiekował się 32 ministrantami.
K. miał dopuścić się czynów pedofilskich podczas pełnienia funkcji proboszcza parafii w Otwocku pod Warszawą. Ksiądz był skazany w pierwszej instancji na rok więzienia w zawieszeniu na cztery lata za molestowanie 11-latka przez rok i trzy miesiące w latach 2001-2002. W styczniu 2014 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga podtrzymał wyrok pierwszej instancji.
Gdy bulwersujący czyn duchownego wyszedł na jaw, do prokuratury zaczęły zgłaszać się kolejne osoby, które twierdziły, że w młodości były molestowane przez Grzegorza K.