Maskotki z Biedronki to socjologiczny fenomen, który trudno zrozumieć. Nie tak łatwo uwierzyć w to, jak zachowują się mamy, by sprawić radość sowim pociechom. Przeprowadziłem zatem kontrowersyjny eksperyment na żywym organizmie - w grupie dla matek na Facebooku. Wnioski są zaskakujące.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Gang Słodziaków to kolejna edycja akcji lojalnościowej sieci Biedronka. Tak jak w przypadku poprzednich Świeżaków, również i tu za zakupy dostajemy naklejki, które można wymienić na pluszaki.
Na czym polegał trolling?
W czasie poprzedniego "sezonu" na Świeżaki, często w naszym kraju dochodziło do dantejskich scen - czy to przy kasach, czy w internecie. W tym roku w mediach panuje jakaś cisza, a akcja ruszyła przecież pod koniec sierpnia. Postanowiłem sprawdzić, czy moda minęła, a matki odzyskały rozum i godność człowieka.
Pobrałem trzy zdjęcia z AliExpress, gdzie takie same maskotki są sprzedawane za ok. 5 dolarów (niecałe 20 złotych). Dodałem ogłoszenie z fikcyjnego konta (z błędami, by było autentycznie) na liczącej niemal 50 tys. osób grupie handlowej dla mam. W tej samej minucie zaczęło się bombardowanie komentarzami i wiadomościami.
Szał na pluszaki z Biedronki nie przeminął
Prowokacja była grubymi nićmi szyta – by uzbierać naklejki na jedną maskotkę, trzeba wydać w Biedronce mniej więcej 2,4 tys. złotych. Czyli jeśli miałem do rozdania trzy Słodziaki, to musiałem w kilka dni wydać jakieś 7 tysięcy złotych – i to na same produkty spożywcze, bo alkohol i papierosy nie są liczone.
(Prawie) nikt na to nie wpadł i w godzinę uzbierało się sto komentarzy - myślałem, że mi Facebook wybuchnie od powiadomień. Jeśli wcześniej uważałem, że moda minęła, to szybko ta myśl odeszła w niepamięć. Mamy rzuciły się na post jak piranie w filmach przyrodniczych i zaczęła się licytacja: jedna z kobiet wrzuciła zdjęcie z dzieckiem, dla lepszego efektu, a druga napisała, że jej się Słodziaki należą, bo ma pięcioro dzieci.
Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego jaką wielką moc mają media i reklama. – Telewizję nazywamy "bojaźliwym olbrzymem", bo nawet sama nie ma pojęcia o własnej potędze. To kolejny dowód – przyznaje w rozmowie z naTemat psycholog społeczny Zbigniew Nęcki. – Matki bezkrytycznie wspierają swoje dzieci w rywalizacji na Słodziaki. A przecież początkowo ta akcja miała charakter żartobliwy – przypomina ekspert.
Jeśli matka nie chce Słodziaka, to uważa się za lepszą
Kobiety żebrzące o Słodziaki wcale nie są najgorsze - śmiem twierdzić, że przebijają je matki uważające się za lepsze, bo nie chcą maskotek i dają temu wyraz w komentarzach. Obrażają inne użytkowniczki i nazywają "patologią". Ciekawe, jak by się zachowywały, gdybym "rozdawał" darmowe lakiery do paznokci?
– Podział na lepszych i gorszych to potężny i smutny dla mnie nurt życia społecznego – mówi psycholog Zbigniew Nęcki. – Możemy go zaobserwować w poważnych tematach jak np. kryzys uchodźczy. Wszędzie dzielimy ludzi na "my - lepsi", a "oni - gorsi" i z tego startują stereotypy i nienawiść społeczna. To smutne, że nawet przy takiej błahej sprawie ujawnił się mechanizm podziału i zniszczenia poczucia wspólnoty – przyznaje ekspert.
Na inne darmowe rzeczy nie ma takiego popytu
Kiedy rozdają na festiwalu bezpłatny energetyk - zawsze przystanę. Kiedy na uczelni były organizowane targi pracy - robiłem rajd po stoiskach w poszukiwaniu długopisów, smyczy i krówek. Nie dziwię się mamom, że starają się o pluszaki, bo każdy z nas lubi coś wygrać lub dostać za darmo - to leży w naszej naturze i nie wierzę, że nikomu nie sprawia radochy odkrycie dobrych promocji na pożądany przez nas towar.
Tyle że matki (przynajmniej na tej grupie) nie zabijają się o inne okazje. Kobiety wrzucają mało używane ubranka, bo przecież dzieciaki rosną jak na drożdżach, albo zabawki - za grosze. I bitwy na śmierć i życie nie ma. Widziałem interesujące ogłoszenia z zaledwie dwoma komentarzami o rozmiar, a niektóre zostały zupełnie nie ruszone. Groteskowe zachowanie dotyczy więc konkretnej rzeczy - quasi-darmowych maskotek z popularnego marketu.
Trollowanie matek nie jest dla mnie
Pewnie myślicie, że siedziałem z popcornem w ręku i patrzyłem jak kilkadziesiąt kobiet wyciąga do mnie ręce. Nic z tych rzeczy. Kiedy post zaczął się rozkręcać, zrobiło mi się potwornie głupio i poczułem żal, że dałem nadzieję tylu bogu ducha winnym mamom - najchętniej obrzuciłbym je wszystkie deszczem pluszaków. Post wykasowałem, by już nie kusił.
Tymczasem jest wiele osób, które trolling traktują jako hobby i upajają się robieniem ludzi w balona. Jeśli robią to by np. obnażyć niewiedzę polityków, to należą im się brawa. Jeśli trollują dla własnej uciechy, to są zwykłymi egoistami, bo "madki" chociaż robią to dla własnych dzieci.