A jednak! Po rezygnacji z rejsu dookoła świata z Mateuszem Kusznierewiczem Polska Fundacja Narodowa potrafiła zejść na ziemię. Nie porzuciła całkowicie pomysłu o promowaniu Polski na światowych wodach. Formuła ma się jednak całkowicie zmienić. I kto inny będzie dowodził projektem. To żeglarz Jarosław Kaczorowski.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Nowy projekt PFN będzie nazywał się "I love Poland". Zakupiono jacht treningowy, który ma posłużyć szkoleniu adeptów żeglarstwa w Polsce i w przyszłości wystartować w międzynarodowych regatach.
PFN stawia sobie za cel "stworzenie odpowiednich warunków do powstania polskiej szkoły morskiego żeglarstwa regatowego". Służyć ma temu właśnie jacht treningowo-wyczynowy. To jednostka VO 70 trzeciej generacji. Jej kadłub ma 21,5 metra, maszt 31 metrów (10 pięter). Skipperem został Jarosław Kaczorowski. Pod jego dowództwem szkolić się będzie kadra polskich żeglarzy regatowych.
Kaczorowski: żeglarz, trener i kapitan
Jarosław Kaczorowski jest kapitanem jachtowym i motorowodnym, a także sędzią żeglarskim klasy państwowej i trenerem żeglarstwa. W przeszłości był utytułowanym żeglarzem, kilkukrotnym mistrzem Polski i świata i wielokrotnym medalistą na zawodach polskich i międzynarodowych. Więcej o jego licznych sukcesach można przeczytać tutaj.
W styczniu 2018 roku mówił, że polskie żeglarstwo regatowe mimo pojedynczych sukcesów, nie jest na świecie szczególnie rozpoznawalne. Aby to zmienić, potrzebny jest bardzo dobry projekt z nowoczesnym jachtem morskim.
– Taki projekt powinien trwać przynajmniej cztery lata. Tyle mniej więcej potrzeba, aby zdobyć umiejętności i doświadczenie niezbędne do wygrywania wielkich regat. Do tego muszą być dobrzy sportowcy – tłumaczył w rozmowie z PAP. Zdaniem Kaczorowskiego, w Polsce mamy grupę 20-30 letnich żeglarzy, którzy z powodzeniem ścigali się w klasach olimpijskich i wiedzą jak wygrywać regaty.
Rozmawialiśmy wtedy z przedstawicielami czołowych żeglarskich klubów, które szkolą młode talenty. Opisywali opłakany stan finansowy nie pozwalający na wyszkolenie w Polsce nowych Kusznierewiczów. Oburzało ich trwonienie pieniędzy na rejs ówczesnego pupila "dobrej zmiany".
Można się jednak domyślać, że prawdziwym powodem była masowa krytyka PFN i Mateusza Kusznierewicza z powodu horrendalnych kosztów przedsięwzięcia, które nie przyczyniało się do poprawy stanu żeglarstwa w Polsce.
Sam używany francuski jacht miał kosztować 1,2 mln euro. Jak wyliczała "Gazeta Wyborcza" realizacja projektu miała kosztować około 3 mln zł rocznie. Padła nawet łączna kwota 20 mln zł.