Mobilne. Zawsze tam gdzie najlepsza impreza, najwięcej ludzi i najgłodniejsi klubowicze. Nie trzeba ich szukać i gonić. Zawsze pod ręką i w gotowości by nakarmić po zmroku i o świcie. Coraz częściej można spotkać je pod modnymi klubami i na dobrych imprezach. Jedzenie jeszcze nigdy nie było tak blisko.
Jedzenie to podstawa. Szczególnie na dobrej imprezie. Niestety nasze miasta nie obfitują w zbyt wiele nocnych lokali. Są kebaby, fast foody i sklepy monopolowe, ale nie
oszukujmy się, nie jest to idealne rozwiązanie na wieczór. Jedzenie jest tłuste, zwykle niesmaczne i w stylu „zamknij oczy, nie wąchaj, przełykaj”. Poza tym znalezienie w środku nocy otwartego lokalu graniczy zwykle z cudem. Kiedy już go znajdziemy, jesteśmy umęczeni. A kiedy już się najemy odchodzi nam ochota na dalsze harce i zwykle z pełnymi wątpliwych różności brzuchami jedziemy do domu.
Klubowa scena, która rozwija się w szalonym tempie, już od dawna prosiła się o rozwiązanie tego kłopotliwego problemu. Co prawda, co poniektóre bary porwały się na otwarcie kuchni, dla swoich wygłodniałych klientów, ale zwykle była ona otwarta tylko do północy, a w swojej ofercie miała restauracyjne dania, do których wypada zasiąść i konsumować. A wiadomo, młodość nie ma cierpliwości. Chcemy jeść, pić, tańczyć i kochać się w tym samym czasie. Siadanie więc grzecznie do stołu i używanie sztućców raczej nie wchodziło w grę. Nie mówiąc już o tym, że w popularnych barach wieczorami trudno znaleźć miejsce nawet do stania, a własny stolik graniczy z cudem.
Jak założyć mobilny bar
Potrzeba jest matką wynalazku. Bar na kółkach wydaje się rozwiązaniem idealnym. Zawsze blisko, zawsze w najgorętszym miejscu i zawsze gotowy do dalszej drogi. Wskaże najlepsze miejscówki i nakarmi w środku nocy. Tego lata mobilne lokale to prawdziwy hit. Znajdziemy je wszędzie tam gdzie dobra muzyka i zabawa do rana. Czy jest to przyszłość gastronomii? – Założenie baru na kółkach jest zdecydowanie prostsze od otwarcia lokalu – mówi mi Stanisław Bontemps, współwłaściciel Bobby Burger, którego często można spotkać chociażby na Placu Zbawiciela, czy pod PKP Powiśle. – Nam wszystkie formalności zajęły niespełna dwa miesiące. Zależało nam żeby zdążyć przed Euro, więc się bardzo spięliśmy, ale osobom, którym się aż tak bardzo nie śpieszy i tak nie powinno to zająć więcej niż trzy miesiące.
Na pomysł wpadliśmy, podpatrując to, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych. Tam bar na kółkach to codzienność, stoją na każdym rogu. U nas to wciąż nowość. Dlatego też borykamy się z różnymi problemami. Mimo że mamy wszelkie pozwolenia, kasy fiskalne i zgody sanepidu zdarzają nam się konflikty ze Strażą Miejską. Nie zrażamy się jednak, bo biznes dobrze się kręci. Zaczynaliśmy od jednego busa. Dziś mamy już dwa miejsca, a w planach jeszcze własny lokal. Obwoźny bar potraktowaliśmy jako tester. Chcieliśmy wyrobić sobie markę i zobaczyć jak ludzie zareagują. Odzew jest duży. Nocami ustawiają się kolejki – dodaje Bontemps.
Zrób to sam
Chłopcy z Bobby Burger rzeczywiście trafili w dziesiątkę. Nie dość, że otworzyli mobilny bar, to jeszcze sprzedają w nim hamburgery, które są wyjątkowo modne w tym sezonie. Nie obyło się jednak bez ciężkiej pracy. – Najtrudniej było znaleźć odpowiedni pojazd. Kiedy już znaleźliśmy bus to sami go urządziliśmy. Na rynku trudno znaleźć przystosowane samochody w rozsądnej cenie. Praca jednak opłaciła się. Sprzedajemy nie tylko wieczorami na imprezach, ale też w porze lunchu. Na naszym fan page'u informujemy gdzie i o której będziemy. Zawsze możemy też się przemieścić. Złożenie całego biznesu zajmuje nam pięć minut. Wychodzi więc na to, że jesteśmy prawdziwym barem szybkiej obsługi – żartuje Bontemps.
Prędkość, mobilność i elastyczność. To podstawowe zalety barów na kółkach. Bobby Burger to oczywiście nie jedyny z nich. Kraków może pochwalić się „latającą lemoniadą”, czyli obwoźnym lokalem z orzeźwiającym napojem. W Warszawie można natknąć się jeszcze na Crazy Parówkę z hot dogami i mały bar z burgerami. Trzeba mieć tylko oczy szeroko otwarte. Mobilne bary lubią znikać. Miejmy nadzieje, że tym razem tylko poza sezonem. Dobrze mieć coś smacznego pod ręką.