Bary chwilówki. Co sezon rozkwitają w mieście. Rozkładają się z leżakami, polami do gry w badmintona, deskami do tańców i prowizorycznymi scenami muzycznymi. Znikają wraz z pierwszym jesiennym deszczem. Ważny trend czy tylko chwilowy kaprys?
Kiedyś były pikniki w parkach organizowane na własną rękę, wino na
krawężniku pite ukradkiem i dzikie plaże nad Wisłą. Było partyzancko i niebezpiecznie. W zeszłym roku jednak wszystko się zmieniło. Bary zaczęły wychodzić z ram budynków i bratać się z naturą. Na placu na Rozdrożu wylądowało UFO, pojawiła się Dolina Muminków na Powiślu i Plac Zabaw, plenerowa filia popularnego Planu B. Nagle wychodzenie w letnie wieczory stało się proste. Nie trzeba było już dusić się na nieklimatyzowanych parkietach i spływać potem w kolejce do barów. Wróciła beztroska plenerowych imprez, gdzie palić można wszędzie, tańczy się na trawie, a klub kończy się tam gdzie horyzont.
Zeszłoroczny trend „sezonówek” w tym roku wrócił z podwójną siłą. Co prawda nie ma
już z nami UFO i Doliny Muminków, ale pojawiło się kilka bratnich miejsc. Chociażby Miasto Cypel, które jest nie tylko barem, restauracją, knajpą, sklepem z ubraniami, ale też polem namiotowym. Szaleć można więc tam od zmierzchu do świtu i jeszcze dłużej. Są ogniska, targi staroci, mecze, a przede wszystkim dzika natura i rzeka, czyli wszystko to, czego latem brakuje zapracowanym mieszczuchom.
Wciąż świetnie trzyma się Plac Zabaw, gdzie z roku na rok można spotkać co raz więcej ludzi, posłuchać jeszcze lepszej muzyki i zapomnieć się na dobre. Podobnie będzie pewnie też na Barce, która jest kolejną filią Planu B, tym razem ulokowaną po prostu na rzece. Jutro wielkie otwarcie. Już dziś duża ochota na zabawę.
Warszawa „chwilówkami” stoi. Nie jest to jednak jedynie miejsce w Polsce, gdzie można bez mandatów pić w plenerze i tańczyć pod gołym niebem. Poznań również doczekał
się swoich ogrodów. Wciągu dnia kusi Weranda Take Away, gdzie można zamówić jedzenie w piknikowym koszyku a w piątkowy wieczór obejrzeć film. Na tańce zdecydowanie polecam BogdanKe, która ulokowała się w okolicach Starej Rzeźni. Można tam relaksować się na leżaku, zrobić grilla na własnym sprzęcie albo pójść na świetny koncert electro.
BogdanKa to nie typowa plażą do leniuchowania, ale miejsce gdzie latem można spotkać sztukę. W kontenerze na terenie baru organizowane są wystawy, warsztaty teatralne i spotkania z artystami. Wszystko na najwyższym poziomie i z poznańską precyzją. Sztukę w naturze można też spotkać w poznańskich KontenerachART. Miejscu stworzonym przez artystów nie tylko dla artystów, ale też wszystkich tych, którzy zmęczeni są zgiełkiem miasta. Najesz się, napijesz, potańczysz i zasmakujesz lata. Choćby w wersji micro.
Jeśli jednak relaks, to nad morzem. Sezonowych barów jest tam w bród, w większości jednak panuje brud, i nie chodzi o higienę, ale o estetykę. Ogródki z piwnymi parasolami
i frytkami na talerzyku, to nie to, co lubimy najbardziej. W gęstwinie złego smaku można jednak znaleźć perełki, i to znów w kontenerze, tylko tym razem w Dębkach. Jeśli jednak nie postindustrialnie, to pod starym spadochronem. W mieszczącym się na granicy Gdańska i Sopotu barze Aloha zatańczymy pod takim właśnie dachem, i to do rana.
To co jednak dzieje się na północy, nie zawsze ma wpływ na południe. W Krakowie chwilówek brak. Z letnich inicjatyw jest tylko Lemoniada, czyli obwoźny bar z orzeźwiającym napojem. Może nie stworzy nam lata, ale da jego przedsmak. Tak samo jak imprezy w oknie w katowickim klubie KATO. To jednak wciąż mało.
Oczywiście miasta chwalą się miejskimi plażami, ale nie łudźmy się, w większości nie są
to miłe miejsca. W końcu letni lokal to nie tylko kilka leżaków i nalewak do piwa. To klimat, poczucie oderwania się od miasta i to coś, co pozwala nam poczuć smak wakacji w środku ciężkiego tygodnia. Bary "chwilówki" przemijają wraz z pierwszym jesiennym deszczem. Czy na zawsze? Czas pokaże. Póki co już drugi sezon animują miejskie życie. Z moich obserwacji wynika, że głównie w Warszawie i Poznaniu. Czy jest to więc lokalny trend? A może potrzeba czasu żeby znaleźć plaże we Wrocławiu, Krakowie czy Zakopanym. Macie już takie miejsca u siebie?