Wydawało się, że obecnie urzędująca polska para prezydencka nie może już niczym zaskoczyć opinię publiczną. A jednak takie myślenie było błędem. To, co zrobiła w Nowym Jorku Agata Kornhauser-Duda, nadaje się nie tylko na temat mema albo GIF'a, ale powinno być obrazkiem w podręczniku do etykiety podpisane hasłem "zakazane".
Para prezydencka zdaje się coraz gorzej znosić krytykę. Andrzej i Agata Dudowie nie potrafią utrzymać nerwów na wodzy, gdy spotykają protestujących skandujących słowo "konstytucja". Tak było w tym tygodniu w Nowym Jorku, gdzie małżonka prezydenta wykonywała dziwne gesty wobec demonstrującej Polonii.
Przypominały one dyrygowanie tłumem w rytm okrzyków. Całe zajście nagrali obecni tam dziennikarze i protestujący. Film rozszedł się już po internecie i jest szeroko komentowany. Głównie negatywnie.
"Czy państwo Duda przypadkiem się o coś nie założyli? Na przykład, kto zrobi większy obciach za granicą", "Każda dama jest kobietą ale nie każda kobieta jest damą. Co widać na powyższym obrazku", "Też nie rozumiem tej kobiety, jej zachowań, jej milczenia wtedy kiedy oczekiwane jest jej zdanie w danym temacie a za to pokrzykiwanie w kfc" – pisali o zachowaniu Agaty Kornhauser-Dudy internauci.
Pokazaliśmy nagranie doktorowi dr Januszowi Siborze, znawcy protokołu dyplomatycznego i ceremoniału państwowego.
Jakie jest pana wrażenie po obejrzeniu tego filmiku?
Przed obejrzeniem tego nagrania myślałem, że chodzi o ten trik, który od ponad roku wykorzystywany jest przez prezydenta i jego żonę, czyli o pozdrawianie protestujących. Tymczasem mamy tutaj do czynienia z inną sytuacją. Małżonka prezydenta wychodząc z samochodu swoim zachowaniem włącza się w rytm manifestacji.
Włącza się w rytm? Co ma pan na myśli?
Agata Kornhauser-Duda miała do wyboru dwie opcje zachowania się w tej sytuacji. Pierwszą: jako osoba towarzysząca prezydentowi podczas wizyty zagranicznej nie powinna włączać się w demonstrację i nie powinna reagować. Po prostu wysiąść z samochodu i udać się do środka budynku. Takiego zachowania wymagają zresztą przepisy etykietalne, które są jednym z działów protokołu dyplomatycznego.
Drugą, rzadziej praktykowaną, byłoby podejście do protestujących i rozmowa z nimi. Istnieje taka opcja w polityce. Ale jako że towarzyszyła prezydentowi i była to sytuacja na tyle oficjalna, nie mogła tego zrobić. Tak jak np. Steinmeier nie mógł podejść do protestujących na targach książki w Warszawie, bo był gościem prezydenta.
Więc wybrała trzecią opcję...
Tak. Nie wiadomo dlaczego. Jej zachowanie nie mieści się w kanonach takiej ogólnoświatowej powściągliwości. Małżonki prezydentów wypełniają funkcje etykietalne, protokolarne, bo towarzysząc mężom stają się osobami oficjalnymi. I teraz trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jej zachowanie mieści się w kanonach etykiety dyplomatycznej?
A mieści się?
Nie, ponieważ wiemy jak jej zachowanie powinno wyglądać. Tymczasem widzimy, że żona prezydenta Dudy chciała swoimi gestami zneutralizować lub nawet wykpić demonstrujących. Jej zachowanie przypomina trochę "swawolę karnawałową", takie chwilowe wyjście ze swojej roli małżonki prezydenta.
Pani Duda "ściąga" na chwilę swoje szaty i przyłącza się do protestujących – zmienia rolę. Zapewne było to zachowanie spontaniczne, ale z całą pewnością nie było dostojne. Spowodowało, że podsycone zostały płomienie konfliktu politycznego w Polsce. Małżonka pana prezydenta uczestniczy w tym konflikcie w sposób niewerbalny.
Chciała w ten sposób okpić protestujących?
Małżonka prezydenta próbowała tworzyć alternatywną rzeczywistość. Być może w ten sposób chciała nieco zneutralizować protest. Widzimy jakąś próbę dyrygowania protestującymi. Trochę to przypomina karnawałową zmianę ról. Już słyszę tę narrację. A na poważnie to widzimy przecież jak to wyglądało.
Czy zna pan przypadki, kiedy żony prezydentów innych państw zachowywały się w podobny sposób jak w tym momencie polska pierwsza dama?
Nie znam przypadków, żeby małżonka prezydenta, którego wypowiedzi są kontrowersyjne i krytykowane, włączyła się do takiego kontestowania opinii publicznej. Owszem w historii ostatnich prezydentów Francji były sytuacje trudne np. przypadki problemów małżeńskich – w związku Nicolasa Sarkozy'ego – ale rozgrywały się one poza widokiem opinii publicznej.
Michelle Obamie zdarzyły się dwie wpadki modowe i słynne obejmowanie królowej Elżbiety II, ale jeśli chodzi o zachowanie, to nie przypominam sobie takich sytuacji. Poza tym, to byłbym ostrożny z określeniem "pierwsza dama".
Dlaczego, przecież to nazwa jej funkcji, prawda?
Pojęcie "pierwsza dama" przywędrowało do nas z Ameryki. Współcześnie "jakość" tego wyrażenia ustaliła Michelle Obama, która zabierała głos we wszystkich ważnych debatach publicznych i realizowała programy edukacyjne adresowane do milionów młodych ludzi. Pierwsza dama to nie tylko forma, ale i treść. Wydaje mi się, że to określenie jest wartościujące i kolokwialnie przyjęło się nazywać nim żonę prezydenta.
Popełniamy błąd mówiąc np., że żona prezydenta chodzi boso po Pałacu Prezydenckim, co było nota bene nieudaną próbą ocieplania jej wizerunku, w momencie kiedy ona nie wypowiada się np. o sytuacji kobiet lub o tym, czym żyje opinia publiczna.
Przywołać można tutaj przykład protestu niepełnosprawnych. Owszem, ujrzeliśmy jej wizytę w Sejmie, ale i pośpieszne wyjście z niego oraz brak rozmowy ze społeczeństwem za pośrednictwem mediów. Zadaniem pierwszej damy jest budowanie mostów, a nie okopów. Jest przecież wiele obszarów, poza czystą polityką, które łączą, a nie dzielą.
Więc żona prezydenta Dudy nie zasługuje na to miano...
Przecież to my płacimy podatki, które pokrywają również funkcje reprezentacyjne żony prezydenta. A wypracowany przez Pałac Prezydencki model funkcjonowania małżonki głowy państwa ogranicza się w tym momencie właściwie do dwóch czynności. Pierwszą jest towarzyszenie mężowi podczas wyjazdów zagranicznych, a drugą – starannie zaplanowana działalność PR-owska typu czytanie "Przedwiośnia", czy podejmowanie dzieci z Inowrocławia.
Owszem, to też jest ważne, ale poprzeczka wisi o wiele wyżej. Trochę szkoda, bo minęły już trzy lata od zaprzysiężenia jej męża.
A jak jest w innych krajach? Gdybyśmy mieli porównywać, to kogo można nazywać tym określeniem?
Jeśli popatrzymy na Stany Zjednoczone to wszystkie pierwsze damy wypowiadały się na różne tematy związane z rodziną czy sytuacją kobiet, nie wyłączając tych najbardziej drażliwych. Nawet jeśli miały odmienne zdanie do większości opinii publicznej, to nie bały się go wyrażać. Powiem więcej, przecież byłe pierwsze damy w USA działają wspólnie organizując różnego typu konferencje i pomoc, np. zapraszając pierwsze damy przywódców z Afryki.
Nawet patrząc na małżonki poprzednich prezydentów Polski. To były nowoczesne, postępowe, otwarte na dialog i problemy społeczne oraz aktywnie działające kobiety. Np. pierwsza żona Mościckiego czy żona prezydenta Wojciechowskiego.
Tymczasem małżonka pana prezydenta unika wypowiadania się na tematy społeczne. I kiedy my nie słyszymy wypowiedzi w sprawach istotnych, to nadawanie rozgłosu sprawom pobocznym odczytać można jako niewłaściwe.