"Powszechna dążność do demaskowania, ile kto zarabia, prowadzi do piekła podejrzeń, zawiści i zazdrości" – stwierdził dziś Tomasz Wołek na antenie TOK FM. Do tej pory komentatorzy ekonomiczni i polityczni nie mieli wątpliwości: wszystko, co dotyczy spółek Skarbu Państwa, powinno być jawne. Teraz się okaże, że to społecznie niebezpieczne?
Jacek Żakowski i Tomasz Wołek dyskutowali o jawności spółek przez felieton Witolda Gadomskiego. Dziennikarz "GW" napisał, między innymi, że Aleksander Grad powinien ujawnić swoje zarobki w spółkach PGE. Wołek i Żakowski przestrzegali jednak, że takie dążenie do transparentności może spowodować, że "zaczniemy wariować".
Głównym zagrożeniem przy ujawnianiu zarobków miałoby być społeczeństwo. Jak to określił Wołek: "Piekło podejrzeń, zawiści i zazdrości". Brakuje tylko linczu, samosądu i ukamienowania. Czyżbyśmy byli aż tak zazdrośni? I czy z tego powodu należałoby zrezygnować z jawności spółek?
Polacy zawistni?
Jak się okazuje, słowa Wołka o "piekle zazdrości, zawiści i podejrzeń" nie mają żadnych podstaw w rzeczywistości.
– Sprawa nie przedstawia się tak ponuro, jak mówi pan Wołek. I mówię to na podstawie
twardych danych – oświadcza nam prof. Henryk Domański. Socjolog prowadził na ten temat badania porównawcze, a na ich podstawie napisał książkę ""Sprawiedliwe" zarobki w Polsce i krajach Zachodu", która ma wyjść w przyszłym roku.
– Ci najbiedniejsi wiedzą ile zarabiają i wiedzą, ile zarabiają najbogatsi. I w zasadzie tych o niskich zarobkach nie interesuje, ile dostają bogaci – opowiada prof. Domański. – Społeczeństwo akceptuje istniejącą hierarchię.
Profesor podkreśla, że "tak samo ludzie akceptują fakt, że jedni zarabiają więcej, a inni mniej". – Ludzie uznają to za naturalny porządek świata, tak musi być i koniec – wyjaśnia socjolog.
Ile i komu
Profesor dodaje, że na pytanie "Kto powinien zarabiać najwięcej?" z wymienionych wielu zawodów badani wskazywali biznesmenów. Czyli – zgodnie z tym, jak jest w rzeczywistości. Za osoby godne najmniejszych zarobków badani zaś uważali tych,
którzy i tak zarabiają najmniej.
– Hierarchia, jaką ludzie chcieliby widzieć, w dużej mierze pokrywa się z już istniejącą hierarchią – dowodzi prof. Domański. I dodaje, że ludzie ewentualnie postulują, by ktoś zarabiał mniej, a ktoś więcej, ale sam układ tego kto i na co zasługuje, nie zmienia się.
– W moim przekonaniu, chociażby po tych badaniach, nie jesteśmy bardziej zawistni niż inne nacje. Poza tym, w większości zakładów i tak wszyscy wiedzą kto i ile zarabia. Oczywiście, każdy by chciał więcej, ale nikt nie poszedłby z tego powodu na barykady – podsumowuje prof. Domański.
Jawność i tak niezbędna...
Oczywiście, zawsze można założyć, że w społeczeństwie znajdą się krzykacze protestujący przeciwko zarobkom prezesów po ich ujawnieniu. Czy to jednak wystarczające zagrożenie do tego, by ukrywać kontrakty prezesów ze spółek Skarbu Państwa? – Co do zasady: tam, gdzie mowa o groszu publicznym, jawność jest nie tylko pożądana, ale konieczna. Szczególnie, że o losie tego grosza najczęściej decydują kwestie polityczne, a nie ekonomiczne – stwierdza dr Wojciech Warski, wiceprezes Business Centre Club, ekspert Trójstronnej Komisji ds. społeczno-gospodarczych.
Poseł PiS Dawid Jackiewicz z komisji Skarbu Państwa podziela tę opinię: – Absolutnie nie zgadzam się z tym, że jawność mogłaby powodować szkody. To język rodem z PRL, że lepiej czegoś nie mówić o władzy, bo społeczeństwo może się tym oburzyć. Wręcz przeciwnie: szkodliwa jest niejawność, to ona powoduje patologie – przekonuje parlamentarzysta Prawa i Sprawiedliwości.
… A problematyczne same zarobki
Czemu więc Tomasz Wołek stwierdził, że dążenie do jawności może wywołać małe piekiełko? Zdaniem dra Warskiego, pomylono tutaj dwie różne kwestie. – Czym innym jest dyskusja o jawności, a czym innym o wysokości zarobków. Jednego z drugim nie należy mieszać – przekonuje Warski.
Przy czym na same zarobki prezesów większości spółek nie należy się oburzać. –
Trzeba pamiętać, że takie spółki, szczególnie te największe, wymagają wysokich kwalifikacji. Na tych osobach ciąży wielka odpowiedzialność – przypomina wiceprezes BCC. I porównuje: – To tak jak ze sportowcem: wygra milion na zawodach i potem mu się ten milion pamięta. A wszyscy zapominają, że on za ten milion musi żyć przez parę lat, bo nie zawsze wygrywa. I tak samo jest z managerami: zarabiają dużo, ale dzięki temu nie martwią się widmem utraty pracy.
Dr Warski zaznacza, że jeśli chcemy, by spółkami Skarbu Państwa zarządzały osoby kompetentne, to ich zarobki muszą być odpowiednio wysokie. – Adekwatne do kwalifikacji, a nie ustalane według durnej ustawy kominowej, która żeruje na niskich instynktach społecznych – zaznacza dr Warski. Poseł PiS przyznaje Warskiemu rację: – Ustawa kominowa faktycznie jest archaiczna i nieskuteczna, trzeba ją poprawić.
Prezes z misją
– Ale trzeba też pamiętać, że funkcje publiczne pełnione są dla dobra publicznego – przekonuje Jackiewicz. Czy to oznacza, że według PiS-u prezesi państwowych spółek nie powinni dużo dostawać? Bynajmniej. – To złożona sprawa. Poprawiona ustawa kominowa powinna uzależniać zarobki prezesów od kondycji finansowej firmy. Jeśli spółka rok po roku tylko traci, a prezes dostaje premie, to chyba coś jest nie tak, prawda? – zauważa poseł Prawa i Sprawiedliwości.
– Zupełnie inaczej powinno oceniać się też spółki, których funkcja polega wyłącznie na zarządzaniu pewnym majątkiem, a inaczej, gdy mają pomnażać swój majątek. Zarobki w spółkach państwowych należy po prostu dostosować do realiów rynkowych – wyjaśnia Dawid Jackiewicz. I od razu podkreśla, że i tak pensje w państwowych spółkach nie będą tak duże, jak w prywatnych firmach. I słusznie, bo ci, którzy myślą tylko o zarobkach, powinni trzymać się od Skarbu Państwa z daleka. – Trzeba pamiętać, by te osoby miały jeszcze inną motywację do wykonywania tej funkcji, bo to w pewnym sensie misja. Jest to działalność publiczna i nie może zależeć im tylko na zarobkach.
Im gorsi politycy, tym więcej kontroli
Nawet jednak zakładając, że kontrakty prezesów będą wypośrodkowane między uznaniem kompetencji, a misją publiczną, i tak mogłoby to być dużo. Teraz nikt o tym nie mówi, ale czy Polacy nie bulwersowaliby się, gdyby wiedzieli o wysokich zarobkach w
spółkach Skarbu Państwa? – Nie dostrzegłem w Polakach skłonności do wychodzenia na ulice i dokonywania samosądów dlatego, że ktoś więcej zarabia – ocenia poseł Jackiewicz.
W przypadku pełnej jawności zagrożenie mogłoby się pojawić gdzie indziej – wśród polityków. Niektórzy z nich mogliby próbować wykorzystać wysokość zarobków w państwowych firmach do manipulowania nastrojami społecznymi. – Piętnowani powinni być właśnie tacy politycy, którzy wykorzystują swoje informacje o spółkach czy gospodarce, o której zresztą często nie mają zielonego pojęcia, do realizowania swoich interesów i zdobywania poparcia. Politykom wara od tego kto i ile zarabia – stwierdza dr Warski.
Niestety, nadal jedna rzecz pozostaje problemem: politycy, mimo licznych deklaracji, jakoś nie kwapią się do tego, by wszystko uczynić jawnym.
Reklama.
Prof. Henryk Domański
Socjolog
W moim przekonaniu, chociażby po tych badaniach, nie jesteśmy bardziej zawistni niż inne nacje. Poza tym, w większości zakładów i tak wszyscy wiedzą kto i ile zarabia. Oczywiście, każdy by chciał więcej, ale nikt nie poszedłby z tego powodu na barykady.
Dr Wojciech Warski
Wiceprezes Business Centre Club
Czym innym jest dyskusja o jawności, a czym innym o wysokości zarobków. Jednego z drugim nie należy mieszać.