W czasach aplikacji randkowych takich jak Tinder, ZaadoptujFaceta czy Happn, biuro matrymonialne wydaje się miejscem dość old schoolowym, żeby nie powiedzieć - niepotrzebnym. Ale czy naprawdę? Okazuje się, że biura matrymonialne zamiast znikać, rozkwitają i na brak klientów wcale nie muszą narzekać. Są jednak dwie rzeczy, które w ich przypadku nigdy nie podlegają negocjacji.
Kiedy słyszę hasło "biuro matrymonialne”, w głowie pojawia mi się instytucja staroświecka, która miała rację bytu przed erą portali i aplikacji randkowych. Natomiast dziś wydaje się, że jest jedynie budzącym delikatny uśmiech reliktem przeszłości.
Po wizycie w jednym z wielu warszawskich biur matrymonialnych i rozmowami z osobami od lat zajmującymi się swataniem, dowiaduję się, jak bardzo się mylę.
W sercu Warszawy
W samym centrum Warszawy przy ulicy położonej na jednym z ważniejszych szlaków imprezowych stolicy znajduje się najstarsze w mieście biuro matrymonialne. Ile trzeba pracować, by w branży zasłużyć na miano "najstarszego"? Tutaj swatają od ponad 20 lat.
Po wejściu do środka okazuje się, że agencja składa się z dwóch głównych pomieszczeń - biurowego i bardziej intymnego, przeznaczonego do prywatnych rozmów z klientem. To właśnie w tym drugim dyskutuje się o potrzebach i oczekiwaniach co do ewentualnego partnera.
Właścicielka biura Agata Sybilska konsultacjami zajmuje się już od ponad 22 lat. Pracownicy biura mają wykształcenie psychologiczne, zapisując się na konsultacje możemy być zatem pewni, że otrzymamy fachową pomoc i poradę, na którą korzystając z aplikacji w telefonie liczyć nie możemy.
Tylko sprawdzone oferty
Podobnie zresztą jak na sprawdzenie osoby, z którą się spotkamy. Choć Pani Agata śmieje się, że co prawda nie korzystają z usług detektywów, to jednak mają swoje sposoby na sprawdzanie - choćby najbardziej podstawowych - informacji podawanych przez nowych klientów.
Dzięki temu udaje się uniknąć sytuacji, w której nagle okazuje się, że osoba podająca się za wolną, w rzeczywistości ma rodzinę, dzieci i zobowiązania.
Pani Agata potwierdza moje przypuszczenia dotyczące społecznego postrzegania biur matrymonialnych jako instytucji staroświeckich czy wręcz - jak żartuje - prehistorycznych. Od razu podkreśla jednak, że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością i w dzisiejszych czasach działają w sposób całkowicie nowoczesny, jednak od aplikacji randkowych różni je pewien kluczowy szczegół.
– U nas dobieranie w pary nie odbywa się automatycznie, za to odpowiedzialne są konsultantki. Klientów znamy bardzo dobrze, dyskretnie ich sprawdzamy, aby nie doszło do nieporozumień, przede wszystkim co do stanu cywilnego. Żaden portal nie zagwarantuje weryfikacji tego, czy osoba, z którą rozmawiamy rzeczywiście jest wolna i czy pisze prawdę. My taką gwarancję dajemy – tłumaczy Sybilska.
Jak? Przykładem mogą być rozwodnicy - po udzieleniu informacji o poprzednim związku zakończonym rozwodem, agencja prosi klienta o przedstawienie sygnatury sprawy, co pozwala na sprawdzenie czy taka rzeczywiście miała miejsce.
Trudniej jest w kwestii kawalerów i wdowców, jednak Pani Agata twierdzi, że wieloletnie doświadczenie, sposób prowadzenia rozmowy i zadanie odpowiednich pytań pozwalają na weryfikacje słów klienta.
Pierwsza randka
Najważniejszym etapem jest już oczywiście pierwsze spotkanie z dopasowaną osobą. Po randkach rozmawiamy z klientami, którzy opowiadają nam o swoich wrażeniach i o tym, czego udało im się dowiedzieć o potencjalnym partnerze. W ten sposób konsultantka wzbogaca swoje informacje na temat klienta, a jeżeli zachodzi taka potrzeba, uwiarygodnia je i weryfikuje.
Jednak zanim do spotkania dojdzie, „oferta”, czyli kandydat czy kandydatka na potencjalnego partnera, zostaje przedstawiona drugiej stronie. Otrzymujemy niezbędne informacje i zdjęcia, to nie jest randka w ciemno. Nie ma również przymusu, aby do randki doszło, zawsze możemy odmówić i czekać na kolejne propozycje.
Dobory partnerskie
Przy wyborze idealnego partnera konsultantki szukają punktów wspólnych - zainteresowań, pasji, sposobów spędzania wolnego czasu. O ile tutaj można pójść na pewne ustępstwa, to są dwie kwestie, które są nienegocjowalne.
– Jedną z nich jest stosunek do religii. Oczywiście praktykujący katolik i ateista mogą się dogadać, ale prędzej czy później mogą pojawić się problemy światopoglądowe - chodzi m.in. o stosunek do dzieci, do rodziny, do życiowych wartości. Te niedostosowania mogą z czasem bardzo utrudnić tworzenie się trwałego związku – mówi Agata Sybilska.
Drugą kwestią jest stosunek do spraw intymnych. Jeśli jedna osoba ma duży temperament seksualny, a druga dużo mniejsze potrzeby w tym zakresie to taki związek szans na przetrwanie raczej nie ma. To cecha biologiczna, której zmienić się nie da.
W biurze Pani Agaty, po otrzymaniu akceptacji obu stron, mężczyzna otrzymuje numer telefonu do kobiety, bo jak twierdzi konsultantka, kobiety wciąż nie przepadają za wykonywaniem tego pierwszego kroku. Od tej chwili wszystko jest już w ich rękach. Są jednak miejsca, które i organizację randek biorą na siebie.
– W naszej agencji spotkanie organizujemy od początku do końca, klienci wcześniej nie rozmawiają – tłumaczy Katarzyna Dziuba z biura Infinity-Love. – Przed spotkaniem otrzymują oczywiście informacje o sobie nawzajem, jednak randkę aranżujemy my, tak aby para nie musiała się o nic martwić – dodaje.
Szybko i skutecznie
W Biurze Pani Kasi partnera szuka się do skutku, natomiast u Pani Agaty zapisujemy się na min. 6 miesięcy, w trakcie których dostajemy szansę na znalezienie miłości. A jeśli uda się szybciej? Spokojnie – dysponujemy dwumiesięcznym okresem "zawieszenia" – jeśli więc świeży związek po krótkim czasie się rozpadnie, możemy wrócić do poszukiwań.
Pani Agata skuteczność działania biura matrymonialnego ocenia na 50 proc., podczas gdy w przypadku aplikacji czy portali jest to zaledwie 3-4 proc.
Zdarza się, że ludzie odrzucają kolejne propozycje, co może wynikać z głębokich problemów psychologicznych. Również powody zapisania się do biura bywają różne – może to być choćby presja otoczenia. Czasem przed podjęciem decyzji warto zastanowić się nad stosunkiem do związków, bo aby się udało, musimy tego naprawdę chcieć.
Ceny – jak to zawsze bywa – są różne. Moje rozmówczynie mówią o przedziałach typu 500-1000 złotych opłaty za "członkostwo" w trakcie okresu poszukiwań.
Nie taki diabeł straszny
Boimy się pójść do biura matrymonialnego, bo obawiamy się rzeczy, których nie znamy. W społeczeństwie panuje również przekonanie, że skoro nie umiemy sami znaleźć sobie partnera, to coś musi być z nami nie tak. Kiedy jednak przełamiemy bariery, okazuje się, że nie taki diabeł straszny…
– Przyjście do biura matrymonialnego to ogromny stres. Sama jestem pełna podziwu dla naszych klientów. Zwykle z początku są spięci, ale w miarę rozkręcania się rozmowy, stres znika – mówi pani Agata. – Zdarza nam się rozmawiać godzinami i słyszeć niezwykłe, często również dramatyczne historie, w które trudno uwierzyć – uzupełnia.
Są trzy sposoby poznawania się. Pierwszym z nich jest środowisko naturalne - szkoła, studia. Gdy wchodzimy w okres pracy jest coraz trudniej - romanse biurowe są ryzykowne, a często bywa też, że większość kandydatów jest po prostu już zajęta. Jeśli mamy szczęście, może nam się udać. Jeśli nie, pozostają inne możliwości.
Drugim sposobem są portale randkowe, a trzecim właśnie biuro matrymonialne.
Jak cię widzą, tak cię piszą
– Mój syn też jest na Tinderze, oczywiście jako matka nie będę mu przecież szukała partnerki (śmiech). Czasem zajrzę mu przez ramię i sposób w jaki te dziewczyny się prezentują naprawdę mnie zastanawia – opowiada pani Agata.
Chodzi o selfie, które – zdaniem właścicielki biura – z założenia jest okropne, bo zniekształca twarz, usta są nienaturalnie wydęte albo ułożone w „dziubek”, a dodatkowo pod nimi widnieje opis: "Nie zgadzam się na przygodę na jedną noc", co wydaje się sprzeczne z obrazem kobiety na zdjęciu.
Podobnie jeśli chodzi o fotografie w strojach i sytuacjach sportowych. Nieumalowane, nieuczesane, zmęczone, brudne, spocone - to naprawdę nie zachęca, tak nie powinno wyglądać zdjęcie matrymonialne. O ciemnym okularach, czapkach i ogromnych szalach zasłaniających buzię również, wrzucając zdjęcia na Tindera, powinnyśmy zapomnieć.
Wdzięk, młodzieńczość (bez względu na wiek!), lekkość i przede wszystkim kobiecość – To cechy, którymi na początku - zdaniem Pani Agaty – kobieta może zainteresować mężczyznę. Jak w takim razie wyglądają zdjęcia w biurze matrymonialnym?
– Zdjęcia muszą być kobiece. Oczywiście, każda z nas na co dzień chętnie chodzi w spodniach, ale zawsze sugeruję, aby na zdjęcie matrymonialne wybrać sukienkę albo spódnicę. Do tego odrobina makijażu i ułożone włosy - nie chodzi o wymyślną fryzurę, ale o to, aby nie wyglądać jakbyśmy dopiero wstały z łóżka – opowiada moja rozmówczyni.
Jeżeli natomiast chodzi o mężczyzn, to preferowana jest sportowa elegancja - koszula, jeansy są ok, ale o podkoszulku panowie nie powinni nawet pomyśleć. Podobnie jak o krótkich spodniach, które są w tej sytuacji grzechem ciężkim. Nie nadają się ani na randkę, ani do zdjęcia.
Młodzi ludzie chętnie odwiedzają biuro
A jak to jest z wiekiem osób korzystających z usług biur matrymonialnych? Mogłoby się wydawać, że w czasach Tindera młodym ludziom w okolicach trzydziestki nie chciałoby się "bawić" w chodzenie do agencji i dyskusje z konsultantkami. W tej kwestii jednak – ku mojemu zdziwieniu – również jestem w błędzie.
W biurze matrymonialnym klienci podzieleni są na dwie grupy: do i po czterdziestce.
– Z założenia nie przyjmujemy ludzi młodszych niż 30 lat. Jeśli chodzi o dziewczyny, to owszem 27- czy 28-latki się zdarzają, ale chłopak nie może być młodszy - dojrzewają wolniej i muszą się wyszumieć. Młodzi, zabiegani ludzie często na aplikacje nie mają czasu i po prostu zlecają nam wykonanie profesjonalnej usługi.
Matchmaking – serwis jak każdy inny
Pani Agata dodaje, że można to porównać do innych usług - w końcu, kiedy mamy problem z zębami, sami ich nie leczymy, tylko idziemy do dentysty. To pewna analogia. Ludzie nie czują wstydu ani zażenowania, to już nie te czasy. Biuro matrymonialne jest miejscem, w którym można próbować odnaleźć miłość w sposób dyskretny i elegancki.
– Młodzi ludzie próbują, każdy z nas próbuje. Czasem nie udaje im się znaleźć u nas miłości, ale wielokrotnie zawierane są przyjaźnie. Problemem naszych czasach jest samotność - ludzie czują się naprawdę straszliwie samotni. Często na własne życzenie - stając się niewolnikami technologii – opowiada mi kobieta.
Czasem warto opuścić wirtualną rzeczywistość
Biologia nie przewidziała ani istnienia smartfonów, ani portali społecznościowych. Emocje funkcjonują bez zmian, bez względu na technologiczne innowacje, do których powinniśmy podchodzić z rozsądkiem.
Największym problemem portali i aplikacji randkowych jest fakt, że mogą stać się uzależniające. Zbyt duży wybór potencjalnych partnerów, paradoksalnie wcale nie pomaga i prowadzi do tego, że wydaje nam się, iż mamy nieskończoną ilość możliwości.
Umawiając się z jedną osobą często nie do końca się staramy, bo wiemy, że "jak nie ten, to następny”. Czasem nawet, jeśli się z kimś dogadujemy i wydaje się, że wszystko prowadzi do fajnego związku, ulegamy pokusie zajrzenia na Tindera czy portal randkowy.
Jest dobrze, ale co jeśli może być lepiej? Jeśli tylko jedno przesunięcie kciukiem dzieli nas od miłości rodem z komedii romantycznej? W taką pułapkę wpada wielu użytkowników, którym ostatecznie nie udaje się znaleźć nikogo.
Kocha, lubi, szanuje
Pani Agata podkreśla, że w związku bardzo ważna jest miłość, ale najistotniejszy jest szacunek. I to właśnie kolejna różnica między biurem matrymonialnym a aplikacjami, na których często zdarzają się przekręty, oszustwa i niedomówienia.
– Można znaleźć miłość w internecie, ale trzeba mieć albo łut szczęścia albo inteligencję pozwalającą na odróżnienie ziarna od plew. W biurze są na to znacznie większe szanse, dlatego polecam te usługi wszystkim, którzy szukają związku. Nie obiecuję, że będzie łatwo, ale warto próbować – podsumowuje Agata Sybilska.