W niedzielę dzwonią samotni, a nocami chorzy na depresję. Najtrudniejszą porą są godziny 18-22. Ludzie wracają wówczas z pracy – opowiada Wiktoria, 29-latka, która od dziewięciu miesięcy pracuje w telefonie zaufania.
Zapamiętałam zwłaszcza jedną rozmowę. Mężczyzna wracał samochodem z pracy i rozmawiał ze mną przez zestaw słuchawkowy. Miał dobrą sytuację zawodową, nie narzekał na zarobki, posiadał mieszkanie, wychowywał dwójkę zdrowych dzieci i był świeżo po ślubie. Jechał, mówiąc mi, że od pięciu miesięcy myśli o tym, żeby się zabić.
Patrząc z zewnątrz, niczego mu nie brakowało. Ale on czuł, że zawiódł rodzinę. Tylko dlatego, że sprzedał jedno mieszkanie, które było urządzone, a później kupił drugie. Relacjonował, że jego rodzina musi je urządzić, co urosło w oczach tego mężczyzny do niebotycznego problemu. Tłumaczył, że żona jest tym wszystkim obarczona, bo on sam dużo pracuje. Był to nieadekwatny problem do jego stanu psychicznego. Uderzyło mnie to.
Nie zdarzają się trudniejsze, czasem może nawet makabryczne rzeczy?
Nie tyle makabryczne, ile bardzo trudne. Jako kobietę mocno uderzają mnie historie, za którymi kryje się przemoc. Mam wrażenie, że jest coraz więcej par, w których takowa występuje, zarówno w postaci psychicznej, jak i fizycznej – i to takiej ostrej.
Kobiety opowiadają, że ich mężczyźni to menadżerowie, biznesmeni, urzędnicy. Poza domem dobrze wyglądają, są zadbani i szarmanccy, ale w domu zamieniają się w potworów. Może brzmi to jak dramatyczna scena z filmu, lecz tak jest też w prawdziwym życiu wielu rodzin.
Wymierzane są ciosy w kierunku bliskiej osoby. Staje się ona tak zastraszona i zagubiona, że zapomina, iż przemoc to przestępstwo i że ma prawo do godnego życia. Taka kobieta dawno już o tym zapomniała. Zapomniała też, że zasługuje na miłość. Dużo z tych kobiet myśli, że zasługuje na brutalne ciosy czy ciągnięcie za włosy.
Kto częściej do was dzwoni: mężczyźni czy kobiety?
Mam wrażenie, że tak samo często mężczyźni, jak i kobiety. Lecz te drugie wydają się silniejsze psychicznie. Poza tym bez skrępowania rozmawiają o problemach z rodziną czy znajomymi. Dla mężczyzn rozmowa wciąż jest wyzwaniem. Przychodzi im to trudniej, ale i tak w tym aspekcie nastąpił spory postęp.
Pamiętam rozmowę z mężczyzną, którego żona chorowała na bulimię. Z jego opisu wynikało, że bardzo się starał. Był pracowity, znajdował siłę w bieganiu, pomaganiu innym ludziom. Lecz czasem przychodziły takie dni, że po prostu pękał, bo znów widział żonę wymiotującą przy obiedzie. Zadzwonił płacząc, ale zakończył rozmowę zadowolony. To pokazuje, że mężczyznom taka rozmowa jest potrzebna.
Czy jest jeden często pojawiający się problem w wypadku mężczyzn, którzy do was dzwonią?
Problemy, z którymi się stykamy, zależą nawet od dnia tygodnia, pory dnia i roku. Choć jestem daleka od generalizowania, mężczyźni dzwonią zazwyczaj z problemem uzależnień. Nie rozmawiają o kłopotach, więc popadają w nałogi. Mają mieszkania na kredyt, dużo pracują, żyją w pośpiechu. To wszystko w pewnym momencie ich przerasta. Jest tego po prostu za dużo.
Oczekiwania, nawet nie tyle żon, ile szefa, pozostałej rodziny, społeczeństwa, a ponadto własne wymagania wobec siebie sprawiają, że taki mężczyzna pęka. Dzieje się tak, ponieważ mężczyźni nie dbają o higienę psychiczną, gdyż w domu nigdy nie było na to czasu. Chęć robienia kariery, posiadania mieszkania lub samochodu przeważa nad byciem i czuciem.
Mężczyzn często zabija tempo życia i presja związana z nowym mieszkaniem czy zapewnieniem rodzinie bezpieczeństwa. Nie dopuszczają do siebie nawet myśli, że pojawiła się depresja, nie zastanawiają się, co jest jej przyczyną.
Jeśli chodzi o uzależnienia, dziś problemem jest nie tylko alkohol. Z rozmów często dowiaduję się, że są to narkotyki. Utkwiła mi w pamięci rozmowa z mężczyzną, który brał amfetaminę. Robił to, by mieć w pracy siłę do działania, a w życiu rodzinnym był trupem.
Takie samonapędzanie się jest wynikiem rzeczywistej presji społecznej czy mężczyźni sami stawiają sobie nadmierne wymagania?
Według mnie presja społeczna nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Taką presję mają przecież też kobiety – nie tylko w kwestii dzieci. Prawda jest taka, że jeśli mężczyzna sam zbudował zdrową tożsamość, to nie wpłyną na niego oczekiwania rodziny czy społeczeństwa. Samodzielnie stworzył hierarchię tego, co ważne. Jeżeli posiadanie znajduje się wyżej niż bycie i czucie, jest to wynik pewnej decyzji.
Wspomniałaś, że to, o czym opowiadają ludzie, zależy od tego, jaki mamy dzień tygodnia czy porę dnia.
Tak. W niedzielę na ten przykład dzwonią osoby, które budzą się z myślą, że są samotne. Rano często dostajemy telefony od uzależnionych. W nocy zaś dzwonią chorzy na depresję, którzy zazwyczaj nie mogą spać. Najtrudniejszą porą są godziny 18-22. Ludzie wracają wówczas z pracy. Pojawia się w nich pewna pustka, dostrzegają brak sensu życia.
Rozmawianie z człowiekiem, który może za chwilę popełnić samobójstwo na pewno nie jest łatwe. Jak sobie z tym radzisz?
Staram się nie myśleć, że osoba, z którą rozmawiam, znajduje się na krawędzi. Chcę spojrzeć trochę z boku, dostrzec jakieś światło. Skupiam się raczej na rozmowie. Na tym, że człowiek obdarzył mnie zaufaniem. I być może mi jako pierwszej mówi, że chce popełnić samobójstwo – często tak właśnie jest.
Pamiętam rozmowę z mężczyzną po trzydziestce, mającym żonę i dwójkę dzieci, który powiedział, że stoi na ulicy przy lesie. Krąży i nie wie, co zrobić. Przyznał, że ma myśli samobójcze. Zdecydował się na telefon, bo szukał ostatniej deski ratunku. Stwierdził, że jest w tak dużej depresji, że sobie nie radzi. Pytałam, czy rozmawiał o tym z żoną, kolegami, kimkolwiek bliskim. Nie rozmawiał.
Jak się czujesz, kiedy dzwoni osoba, która mimo twoich usilnych działań i tak najpewniej za chwilę będzie chciała się zabić?
Zdarzają się rozmowy, które zostają nagle przerwane albo ktoś mówi, że nie chce pomocy. Możemy zawsze oczywiście wykonać interwencję [wezwanie policji i pogotowia – przyp. red.], ale musi nam towarzyszyć świadomość, że nie zbawimy całego świata. Że jeśli czujesz, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś, a dana osoba i tak tej pomocy nie chce i przerywa połączenie, to nie da się więcej zrobić.
Jeżeli pracownik telefonu zaufania sobie z tym nie radzi, to mamy superwizję [konsultację z psychoterapeutą – przyp. red.], żeby to przegadać. Porozmawiać o tym, czy zrobiłam wszystko, czy mogłam inaczej przeprowadzić taką rozmowę.
W trakcie dyżurów robicie sobie przerwy. Człowiek, który w akcie desperacji szukał wsparcia, nie może się do was dodzwonić. W efekcie popełnia samobójstwo. Taki scenariusz jest chyba możliwy, nie sądzisz?
Jeśli człowiek rzeczywiście szuka pomocy, to będzie dzwonić dalej. Nasze przerwy, o ile się zdarzają, nie są długie. To zależy od trudności rozmowy na danym dyżurze. Grafik jest tak ułożony, że zawsze ktoś pracuje, linia działa całą dobę. Ryzyko, o którym wspomniałeś, jest jednak możliwe. Po naszej stronie leży odpowiedzialność za to, co robimy. Możemy przede wszystkim dobrze wykonywać swoją pracę, pamiętając, by dbać o własne zdrowie psychiczne. Inaczej się po prostu nie da.
Czy telefon zaufania często mylony jest z poradnią psychologiczną lub gabinetem psychoterapeutycznym?
Czasami wielokrotnie dzwonią do nas ci sami ludzie, nie rozwiązując problemu, o którym wcześniej opowiedzieli. Ten problem często pojawił się dawno temu. Tymczasem telefon zaufania ma być bodźcem do jego rozwiązania. Nie należy takiej infolinii traktować jak długoterminowej terapii w szpitalu czy w gabinecie psychologa albo psychoterapeuty.
Kiedy widzimy, że nasza pomoc nie pomaga, że nic się nie zmienia, a osoba dzwoniła już kilkanaście razy, to wygaszamy takie połączenia. Wiemy, że mogą dzwonić inne osoby, które potrzebują pomocy, a nie dostały jeszcze żadnego wsparcia. Takie decyzje są podejmowane oczywiście po konsultacji całego zespołu.
Opowiedz mi o interwencjach. O tym, jak udaje wam się namierzyć konkretnego człowieka i zainterweniować, bo czujecie, że za chwilę może popełnić samobójstwo.
Osoba po drugiej stronie nie może zorientować się, że jest w pewien sposób przepytywana i że uzyskane informacje do czegoś nam posłużą. To rozmowa, podczas której musi wybrzmiewać wsparcie. Można porównać to do podniesienia chorego z podłogi. Konieczne, by pojawiły się pytania: "gdzie pan się znajduje?", "czy przebywa pan sam w domu?", "czy chce pan, żebym zadzwoniła na pogotowie?". Ale w trakcie rozmowy najważniejsza jest relacja, którą się nawiązuje.
Rozmowa trwa czasem godzinę, a innym razem, dajmy na to, pół godziny. Musi trwać, dopóki nie nadjedzie pomoc. Będę miała wówczas gwarancję, że człowiek jest bezpieczny. Chodzi o życie. Po udanej akcji spisujemy protokół, w którym opisujemy, dlaczego interwencja była konieczna.
Wszyscy zmagający się z problemami mają do dyspozycji wybrane telefony zaufania.
tel. 116 111 – telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
tel. 116 123 – telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym