Ryszard Czarnecki miał ogromnego pecha. Wydawałoby się, że nie spotykając się w słynnej już restauracji nic złego nie może mu się przydarzyć. Wystarczyło jednak, że Mateusz Morawiecki przełączył jego rozmowę w tryb głośnomówiący i tak europoseł PiS znalazł się w samym środku politycznej burzy. I wywołał falę kpin.
Przypomnijmy, chodzi o nagrania, na których zarejestrowano rozmowy Mateusza Morawieckiego, ówczesnego prezesa banku BZWBK i doradcy premiera Donalda Tuska z prezesami PKO BP i PGE. Podczas nich mowa była o polityce międzynarodowej, gospodarce, ale także o pieniądzach dla byłego ministra w rządzie PO-PSL Aleksandra Grada.
Wtórują mu inne głosy. Marek Tatała z FOR zwraca uwagę, że "Ryszard Czarnecki to ma pecha. Nagrali go dzięki M.Morawieckiemu u "Sowy", ale nie zjadł i nie popił".