Obywatele Islandii przez internet napisali swoją nową konstytucję. Niemcy przetłumaczyli Biblię na język młodzieżowego slangu. Polacy chcieli pisać książkę, ale rezultat póki co jest mizerny. Czyżby crowdsourcing nie miał u nas szans?
Choć zwykle tłum kojarzy się raczej z demonstracjami, zagrożeniem i wymykaniem się spod kontroli, crowdsourcing zmienia jego oblicze. Zjawisko, które wykorzystuje zbiorową mądrość grupy ludzi coraz częściej przenosi się z internetu do świata realnej polityki i kultury. Czy w Polsce ma szansę doprowadzić do takich sukcesów, jak w Niemczech i na Islandii?
E-konstytucja
Po kryzysie ekonomicznym, w wyniku którego Islandia zbankrutowała, kraj musiał odbić się od dna. Nie tylko ekonomicznie, ale też politycznie i społecznie. Władze wyspy postanowiły zmienić konstytucję, ale pojawił się pewien problem: obywatele niemal zupełnie straciły do nich zaufanie.
Islandczycy wzięli sprawy w swoje ręce i rozpoczęli prace nad nową ustawą zasadniczą. Najpierw grupa około 950 osób stworzyła zestaw propozycji i postulatów, które powinny zostać uwzględnione w nowej konstytucji. Na tej podstawie projektem zajęła się 25-osobowa grupa ekspertów. Kiedy szkic był już gotowy, umieszczono go na stronie internetowej. Tam oceniać go mogli i analizować wszyscy obywatele. Poprawki można było wysyłać przez Facebooka i formularz w serwisie. Prace zakończono w lipcu 2011 roku.
Jak przyznają islandzcy eksperci, prace przyczyniły się do odbudowy zaufania do władz i były jednym z kroków na drodze do wyjścia z kryzysu. Sprawę przypomniał dziś na łamach serwisu 300polityka.pl Michał Kolanko.
E-Biblia
Podczas gdy Islandczycy pracowali nad swoją nową ustawą zasadniczą, w Niemczech trwały prace nad projektem "Volxbibel".
Na stronie internetowej akcji internauci skrzyknęli się, by przenieść skostniały i często niezrozumiały język Biblii na młodzieżowy slang. Używali do tego silnika wiki, w którym każdy zalogowany internauta mógł zaproponować tłumaczenia danego wersu. Spośród propozycji wybierano najlepsze i włączano je do jednolitego tekstu.
Jak brzmią tłumaczenia? Pewien obraz może dać podobny projekt, który przeprowadzono w Polsce (jednak bez udziału internautów) na podstawie Ewangelii wg św. Jana:
4. Musiał przebić się przez Samarię. 5. Kiedy dotarł do samarytańskiej wioski (Sychar) blisko działki, którą Jakub odpalił swojemu synowi Józkowi, 6. była tam studnia Jakuba, więc Jezus zmachany podróżą, glebnął se przy niej. To było koło południa. 7. A tu wbija się samarytańska laska, żeby nabrać wody. Jezus zagaił do niej: Dasz mi się napić? 8. Bo jego ekipa poszła do miasta, żeby kupić żarcie.
źrodło: ziomjanek.pl
Kiedy projekt dobiegł końca, "Volxbibel" ukazała się drukiem. Pierwszy nakład, 5 tys. egzemplarzy, rozszedł się w 15 dni. Trzy miesiące później, po kolejnych dodrukach, "Volxbibel" trafiła na drugie miejsce listy bestsellerów wśród książek religinych.
E…. co?
Czy podobne osiągnięcia są możliwe w Polsce? Jednym z pierwszych większych projektów, które miały bazować na podobnym zamyśle była próba stworzenia internetowej powieści, zainicjowana na stronie piszemytorazem.pl. Autorzy serwisu chcieli stworzyć powieść napisaną w całości przez internautów, która następnie miałaby ukazać się drukiem w księgarniach. Każdy potencjalny autor mógł zarejestrować się na stronie i przysłać krótki początek opowieści. Później użytkownicy głosowali na najlepszy. W ten sposób, spośród 25 propozycji wybrano początek historii. Od stycznia do powieści włączono więc ledwie kilkaset znaków. Trudno porównać to więc do pozostałych projektów.
Maria Cywińska, socjolog internetu, przekonuje jednak, że crowdsourcing w Polsce nie tylko ma się dobrze, ale bardzo prężnie się rozwija.
– Spójrzmy chociaż na Wikipedię. W ubiegłym roku mieliśmy czwarty wynik pod względem liczby utworzonych haseł. To klasyczny przykład crowdsourcingu – mówi i dodaje, że nawet jeśli nie doczekaliśmy się jeszcze jakiegoś wielkiego projektu, to na co dzień przykładów crowdsourcingu w Polsce jest multum. – Istnieje masa miejsc w internecie, gdzie można zadać pytanie na przykład dotyczące miejsca, do którego wybieramy się na wypoczynek. Dzięki temu, że internauci polecają nam hotele, pensjonaty, bary, na wakacjach czujemy się bezpiecznie. Mówię to z doświadczenia, bo sama korzystam z takich stron.
Cywińska podaje także przykład licznych serwisów, w których rodzice wymieniają się doświadczeniami związanymi z wychowaniem dzieci i licznych filmów, które pomagają chociażby przechodzić kolejne etapy w grach komputerowych.
Dlaczego decydujemy się poświęcać nasz czas, choć nie dostajemy za to pieniędzy? Zdaniem Marii Cywińskiej, crowdsourcing pomaga nam po prostu zrealizować swoje potrzeby związane z samorealizacją.
– Crowdsourcing często karmi naszego narcyza. Kiedy na przykład tworzę forum na temat telefonu, ludzie zaczynają postrzegać mnie za eksperta. To nam się podoba – przekonuje ekspertka i dodaje: – Poza tym bardzo często mamy potrzebę pomagania innym.