Premier Mateusz Morawiecki przyjechał w szczycie kampanii wyborczej w Tatry i do Zakopanego. Udzielał wywiadów, spotkał się z mieszkańcami i dużo obiecywał. Pochwalił się przy okazji, że górale porównali go do Janosika, który odbiera bogatym i daje biednym. Dostał nawet ciupagę do walki z mafią vatowską. O wrażeniach z wizyty szefa rządu na Podhalu rozmawiamy z Janem Karpielem-Bułecką, muzykiem i regionalistą.
Jan Karpiel-Bułecka: muzyk, gawędziarz, animator i popularyzator folkloru góralskiego: – Nie byłem. Dowiedziałem się o wizycie premiera dopiero jak się zaczął ruch robić w okolicy mojego domu.
Wiem, że cała świta była potem w hotelu Hyrny, który stoi na działce wyrwanej bez grosza moim teściom. Oni ciężko harowali. Mieliśmy gospodarstwo z krowami, z końmi na Krupówkach, do 93 roku. A teraz nic nie możemy wskórać.
Premier był witany z honorami. Chwalił się podpisaniem umowy dzięki, której kolejka linowa na Kasprowy Wierch wróci w polskie ręce.
Odkupują pewnie kolejkę za drugie tyle i to w okresie wyborczym. Ręczę, że zapłacili dużo więcej niż kwota, za którą została sprzedana. Poza tym to PKP sprzedało, a w Zakopanem to się wszystko zwala na byłego burmistrza Janusza Majchra, że to on sprzedał. Przecież on nie miał prawa niczego sprzedawać, bo kolejka nie należała do miasta, czy do gminy.
Skocznia to inna sprawa. Małą i średnią trzeba robić, bo są w kiepskim stanie. Ale to jest znowu kiełbasa wyborcza.
Z tego co mówił premier wynikało, że dużo rozmawiał z góralami. Jeden miał mu powiedzieć, że "gdyby dłużej rządzili poprzednicy PiS, to sprzedaliby całe Tatry”.
To jest żerowanie na niewiedzy ludzkiej. Wmawianie sprzedaży czegoś czego nie sprzedano. Bo nie sprzedano ziemi, tylko urządzenie, które na tej ziemi stoi. Stąd są teraz między PKL, a parkiem wieczne zatargi. Park zarządza terenem pod słupami i trakcjami, a same stacje, słupy i linę kupiła jakaś spółka z Luksemburga. Ale się mówi, że Tatry chcieli sprzedać. To jest działanie na ludzkich uczuciach i emocjach.
W telewizji pokazali, że dostał nawet ciupagę do walki z mafią vatowską. To powtarzająco słyszą od premiera ludzie. To populizm do trzeciej potęgi.
To kto tak się podlizał wręczeniem tej ciupagi?
Głupio mi, bo to radny wojewódzki, mój kolega z lat szkolnych. On jest takim szefem PiS na Podhale. Żyjemy w zgodzie i staramy się nie wchodzić na polityczne tematy.
A z tym Janosikiem premier nie przesadził?
Ja odczuwam to tak, że premier mnie zabiera i daje często tym, którzy nie zasługują. Bo ja jako właściciel nędznej, małej firmy muszę bulić ciężkie podatki od byle czego, a z VAT-u się nigdy nie wymigiwałem. Dokładam teraz do tego żeby szumnie odkupywali kolejkę. Tylko niech powiedzą teraz za ile odkupili? Poza tym jaki Janosik? Przecież on był dyrektorem zagranicznego banku i świetnie się dogadywał z poprzednią ekipą. I nagle się zrobił Janosikiem?
Jeden z górali tak miał premiera nazwać.
To niech pan napisze, że to nieprawda, iż zbójnicy zabierali bogatym i dawali biednym. To jest legenda. Lud sobie stworzył taką fikcję. Czasami udało się z tego wora ukradzionych dóbr rzucić jakiejś biednej dziewczynce pierścionek, albo dać jej talara na spódnicę, czy chustkę na głowę.
Wystarczył taki mały geścik i już wszyscy podnosili zbójników do rangi szlachetnych "wyrównywaczy" poziomu życia. Teraz jest bardzo podobnie. Rzucą ochłap i robią się na Janosików. Akurat jeśli o prawdziwego Janosika chodzi to jest to bohater narodowy Słowaków i ja nie mogę umniejszać jego roli. W jego towarzystwie byli Polacy, ale nie z Podhala. Był niejaki Janko ze Soli, czyli z Żywiecczyzny. Ale legenda jest legendą. Choć Słowacy powinni wytoczyć premierowi proces, że się ich bohatera narodowego w brzydkiej polskiej kampanii wyborczej wykorzystuje.
W Warszawie się teraz sporo mówi o tzw. taśmach premiera. A górale, pana sąsiedzi, to jakoś komentują?
Z mądrymi góralami nie rozmawiałem na ten temat. Ale kto ogląda telewizję numer jeden, czyli pana Kurskiego, to on słyszy teraz o taśmach Nowaka i reszty składu i to się puszcza na okrągło. A nie wiem, ile procent ludzi na Podhalu ogląda TVN, chyba niewiele.
Odbywa się. Imprezę prowadzi namaszczony przeze mnie kolega, który zna się na instrumentach bo je buduje. Na szczęście już w tym roku nie było polityków, prezesów, przedsiębiorców. A jak ich nie było, to nie było też tyle mediów. Dlatego poszedłem i wystąpiłem jako jeden z uczestników. Zagrałem na kozie. Wreszcie była muzyka.