Wyobrażacie sobie, że Wasze prapraprawnuczki pewnego dnia odkurzają pamiątki po swoim praprapradziadku i odkrywają Wasze konta na Facebooku. Wchodzą, czytają wiadomości i wiedzą z kim piłeś w 2009. Horror sciencie fiction? Niekoniecznie.
Dawno, dawno temu, w zamierzchłych czasach internetu czyli około 2003 roku moja koleżanka zadała mi pytanie: co się stanie z Gadu Gadu po śmierci użytkownika? Zagadnienie wydawało się abstrakcyjne – nie dość, że nikt wtedy o śmierci nie myślał, bo ledwo odrosło się od ziemi, to jeszcze w dobie tak młodego internetu nie wyobrażaliśmy sobie takich sytuacji.
Prawie dziesięć lat później warto przyjrzeć się i przeanalizować sytuację. Wszyscy bardziej lub mniej, ale jesteśmy w mediach społecznościowych, które przejmują nasz wolny czas, perspektywę patrzenia na rzeczywistość (i to nie wirtualną) oraz nasze pieniądze. Czy przejmują też tożsamość po naszym odejściu? I co właściwie się z nią dzieje?
Rok temu zmarł mój facebookowy przyjaciel. Jego "ściana" zamieniła się w swoistą księgę kondolencyjną, gdzie dalsi lub bliżsi mu ludzie pisali wspomnienia, miłe słowa. Jego profil zmienił się w wirtualną gazetę z nekrologami.
Po jakimś czasie pojawił się nowy wpis zmarłego. Wyglądało to naprawdę dziwnie, po paru miesiącach od pogrzebu jego głos w sieci stał się jeszcze bardziej donośny. Okazało się, że matka regulując ostatnie zobowiązania syna, również te wirtualne, postanowiła się oficjalnie pożegnać w jego imieniu, dziękując za liczną obecność na pogrzebie, miłe słowa na profilu. Informowała też o zamknięciu profilu syna.
Reakcje na działanie matki były natychmiastowe i wywołały wielką burzę wśród znajomych chłopaka. Niektórzy ze zrozumieniem wyrazili ponownie swój żal, inni oburzeni żądali usunięcia wpisu, argumentując to bezczeszczeniem pamięci po zmarłym i nieprzyzwoitym zachowaniem najbliższej osoby.
Facebook
Serwis Marca Zuckerberga, jako największy gracz social media, ma dokładnie przemyślaną politykę dotyczącą działalności profilu po śmierci użytkownika. Poprzez specjalny formularz możemy zgłosić odejście bliskiej osoby, podając przy tym stopień zażyłości oraz wniosek o uczynienie profilu zmarłego „In memoriam”. Wtedy profil zostaje przekształcony w specjalną tablicę pamięci, która nie jest dostępna dla osób, które nie miały w znajomych użytkownika w momencie przekształcenia, nie jest pokazywana w wynikach wyszukiwania i żyje własnym pośmiertnym życiem.
NK
Miejsce spotkań również ma ścisłe instrukcje dotyczące śmierci użytkownika. Po zgłoszeniu martwego profilu następuje procedura usunięcia konta i rozwiązanie umowy pomiędzy portalem i zmarłym. Portal nie daje szansy pochować nieczynnego konta, sam w tempie ekspresowym zajmuje się wirtualnym pogrzebem.
Google
Google+, Blogger, YouTube... Na wszystkich platformach giganta obowiązują zasady trochę zbliżone do Facebooka. Również trzeba wypełnić odpowiedni kwestionariusz, w którym należy podać swoje dane osobowe i akt zgonu (koniecznie w języku angielskim, jeśli jest w innym należy złożyć notarialne tłumaczenie). Google informuje, że każda sytuacja jest rozpatrywana indywidualnie i zastrzega sobie możliwość odmowy dostępu do konta.
Twitter
Ćwierkający portal również ma własne zasady dotyczące śmierci swoich użytkowników. Podobnie jak Google nie usuwa żadnych treści, nawet z długo nieaktywnych profili. Rodzina pragnąca pochować bliskiego na Twitterze powinna wysłać faksem odpowiednie dane, po których firma usunie konto.
A jak przechowywać dane, które chcemy udostępnić najbliższym po naszej śmierci? Oczywiście w Internecie pojawiło się już parę propozycji rozwiązujących tę kwestię. Najpopularniejszy z nich to Legacy Locker, który oferuje zapisanie poszczególnych haseł i pośmiertne przekazanie ich poszczególnym bliskim osobom. Jeśli Twój partner / partnerka nie powinien zaglądać w skrzynkę odbiorczą na Facebooku, bo może zmienić zdanie dotyczące żałoby – nie ma problemu, hasło do konta może trafić do najbliższego przyjaciela, który skrzętnie ukryje grzeszki. Polskim odpowiednikiem strony jest Zostaw Ślad, proponujący praktycznie takie same rozwiązania.
By uzyskać dostęp do wirtualnego testamentu trzeba udowodnić śmierć (tak, znowu przedstawić akt zgonu) oraz swoją tożsamość. Dopiero wtedy zainteresowani dostaną naszą spuściznę w postaci haseł i internetowego przekazu zza grobu.
Banał? Nieprzydatna wiedza? Patrząc po przykładzie mojego zmarłego znajomego widać, że problem może spotkać każdego z nas. Skoro dorośliśmy już do myślenia o własnym nagrobku, wybieramy piosenki, które muszą zostać zagrane na naszym pogrzebie, to nie powinniśmy odsuwać tematu na przyszłość. Jutro, za dwadzieścia czy pięćdziesiąt lat temat wróci, a portale będą pękać w szwach od zgromadzonych przez nas danych. Warto się zatroszczyć kto ma mieć do nich dostęp.