Krystyna Krzekotowska – nazwana "niekwestionowaną królową piątkowej debaty" – od wielu lat próbuje swoich sił w polityce, choć na prezydenta stolicy nigdy wcześniej nie startowała. Przez 50 lat związana była ze Stronnictwem Demokratycznym. Ale porzuciła je dla Światowego Kongresu Polaków, które założyła wraz z prawnikiem kojarzonym z prawicą. Dziś wielu twierdzi, że poglądy Krzekotowskiej ewoluowały, a ona sama wspiera Patryka Jakiego. Ta zaprzecza.
"Królowa debaty"
Niezbyt znana, ale bardzo uśmiechnięta twarz. Drobna i elegancka blondynka na szyi zawiesiła korale i jeszcze przeciągnęła czerwoną apaszkę. To Krystyna Krzekotowska, kandydatka Światowego Kongresu Polaków na fotel prezydenta Warszawy. Zapewne do piątku niewielu Polaków wiedziało o jej istnieniu.
Krzekotowska przebojem wdarła się na czołówki gazet i jedynki portali internetowych. A to wszystko dzięki debacie wyborczej. Nagle ni stąd, ni zowąd padła w telewizyjnym studiu TVP na kolana. "Wstańmy dumni warszawiacy i nie dajmy się znieść do ziemi" – krzyczała.
Żywo gestykulując w wielkich słowach mówiła o prostych rzeczach. A to na przykład, że w Warszawie jest za mało miłości, a za dużo kandydatów na prezydenta. Dodała, że kiedy wygra, to "wszystkiego będzie w sam raz".
Bez szans na zwycięstwo Sondaże pokazują, że Krystyna Krzekotowska nie ma najmniejszych szans na to, by zostać prezydentem stolicy. Zajmuje w nich zaszczytne przedostatnie miejsce – tuż przed Pawłem Tanajno. Popiera ją 0,8 proc. badanych.
Po piątkowej dyskusji w TVP Krzekotowska szczerze przyznała, że zwyciężyła z "marnymi kandydatami". – To trzecia wygrana przez mnie debata. Jak zobaczyłam, że nic do nich nie dociera, to postanowiłam, że będę mówić, jak się czują obywatele – mówi w rozmowie z naTemat.
Zwyciężczynią debaty okrzyknęli ją także internauci. Choć niektórzy się z niej naśmiewają, to nie milkną głosy, że "Krystyna Krzekotowska jest Adrianem Zandbergiem tej debaty". Sama Krystyna Pawłowicz uznała, że wprawdzie Krzekotowska jest bojowa, ale i naiwna.
Wiele osób zachodzi w głowę, czy piątkowe wystąpienie kandydatki Światowego Kongresu Polaków było wyreżyserowane. – Znając panią Krystynę, to nie. Ona taka właśnie jest na co dzień. To jest osoba niekonwencjonalna – mówi nam Paweł Piskorski ze Stronnictwa Demokratycznego.
Doktor prawa
CV 76-letniej Krzekotowskiej jest imponujące: skończyła prawo na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, później na tej samej uczelni obroniła doktorat, specjalizuje się w prawie cywilnym. Pomaga ludziom, jest społecznikiem.
Pochodzi z Pacanowa, ale mieszka w Warszawie. Wykłada tu m.in. na Uczelni Łazarskiego, ale i na innych – niemieckich – uniwersytetach. Poza tym, jest wiceprezesem Polsko-Niemieckiego Stowarzyszenia Prawników i Światowego Kongresu Polaków. Z list tego drugiego startuje właśnie na prezydenta miasta.
Często wspólnie z prezesem kongresu – kontrowersyjnym Stefanem Hamburą – pojawia się w mediach, gdzie mówi o tym, jak ważne jest "połączenie Polaków mieszkających poza granicami Polski z Polakami w kraju".
Hambura jako adwokat staje po stronie Polaków w potyczkach z niemiecką administracją. Jest też pełnomocnikiem części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Mówi się, że działa na szkodę relacji polsko-niemieckich.
Wiele osób było zaskoczonych, kiedy Krzekotowska, przez 50 lat związana ze Stronnictwem Demokratyczny, została wiceprezesem Światowego Kongresu Polaków.
– Środowisko, które poparło panią Krystynę – Kongres Polaków – w polsko-niemieckich relacjach raczej prowokuje, niż uspokaja. To – w moim przekonaniu – nie jest zgodne z interesem Polski. Nie zdziwiłbym się, gdyby to środowisko – nie wiem, jak pani Krystyna – chciało poprzeć kandydata PiS – mówi Piskorski.
I dodaje: – Uznaliśmy wspólnie, że skoro ona startuje z tak niekonwencjonalnej listy i stara się ubiegać o fotel prezydenta, niezależnie od tego, co SD w tych wyborach robi, to lepiej, żeby nie była w stronnictwie. I ona złożyła deklarację wystąpienia ze stronnictwa. To się odbyło bez żadnych zgrzytów.
O to samo pytam Krzekotowską. – Zrezygnowałam ze Stronnictwa Demokratycznego, ponieważ to kolejna kampania, w której oni nic nie robią – stwierdza. Zaznacza, że Stronnictwo Demokratyczne, do którego wstąpiła lata temu, miało charakter tępionej przez PZPR opozycji.
– Obecnie to jest grupa osób rozleniwiona wskutek wieloletniego wegetowania na marginesie życia publicznego. Mimo to było mi żal, gdyż przeszło 50 lat tam spędziłam i mam wśród członków SD wielu przyjaciół – mówi.
Związana z lewicą
Krystyna Krzekotowska zanim została kandydatką na prezydenta stolicy, to próbowała sił w różnych wyborach. Choć tylko raz udało jej się uzyskać mandat. W 1994 roku wybrano ją na radną warszawskiej dzielnicy Bielany. – Wygrałam po tym, gdy uratowałam dach nad głową kilku tysiącom rodzin hutniczych – wspomina.
Po '98, kiedy skończyła się jej kadencja, dalej próbowała zaistnieć w polityce. A to w '91 startowała z list Stronnictwa Demokratycznego do Sejmu. Dwa lata później kandydowała z ramienia Unii Pracy. – Byłam o krok od wygranej na posła. Bugaj był wtedy szefem Unii Pracy – relacjonuje Krzekotowska. Pytamy o nią Ryszarda Bugaja, ale ten jej nie pamięta.
Później próbowała dostać się do Senatu, Parlamentu Europejskiego. Bezskutecznie. Ale nie poddawała się.
– Teraz postanowiła pójść o poziom wyżej – zauważa Piskorski. I dodaje: – Pani Krystyna w Stronnictwie Demokratycznym była jeszcze w czasach PRL-u. Rezygnację złożyła dwa miesiące temu. W '83 roku była delegowana przez warszawską strukturę do działania w PRONIE. Była członkiem władz różnego szczebla.
Piskorski zapewnia, że bardzo dobrze współpracowało mu się z Krzekotowską. Czy jej poglądy ewoluowały? – Trudno powiedzieć. Podczas debaty pani Krystyna raczej wyrażała emocje niż poglądy. Ale jeśli założyć, że dzisiaj popiera pana Jakiego, to rzeczywiście ewolucja tych poglądów musiałaby być bardzo długa – ocenia.
Popiera Jakiego?
Podczas piątkowej debaty Krzekotowska wzięła w obronę Patryka Jakiego, kandydata Zjednoczonej Prawicy na prezydenta stolicy, którego Andrzej Rozenek nazwał "PiS-owcem". A część swojej 30-sekundowej wypowiedzi poświęciła na okrzyk "brawa dla pana Jakiego". Sama zresztą też klaskała.
– W moim przeświadczeniu pani Krystyna w odruchu obrony skierowała te słowa do pana Jakiego. A to dlatego, że zdecydowana większość kandydatów swoje wypowiedzi opierała na antypisowskiej retoryce, czyli byli anty Patryk Jaki. I ona jak matka stanęła w obronie młodszego i atakowanego – mówi nam Marek Jakubiak.
Kandydat Kukiz'15 na prezydenta Warszawy rozpływa się nad Krzekotowską. – Pani profesor ma nieprawdopodobne pokłady sił witalnych. To bardzo dobra osoba, która została pokochana przez ludzi dlatego, że właśnie ma tyle sił. Sympatia jest po jej stronie. W polityce bardzo brakuje takich ludzi – chwali Jakubiak.
O to samo pytamy Andrzeja Rozenka, kandydat SLD na prezydenta Warszawy. – To miła pani. Z jednej strony mówi rzeczy ciepłe, budujące i optymistyczne. Ale z drugiej strony kilka razy bardzo mocno wspierała Patryka Jakiego. Być może jest to pomysł sztabu Patryka Jakiego na jakiś drugi głos? Być może to oni ją wymyślili? – zastanawia się.
Krzekotowska przyznaje, że "widząc atak skierowany do jednej bramki, czyli na ministra Jakiego", obudził się w niej instynkt obrońcy. – A z drugiej strony chciałam pokazać Patrykowi Jakiemu, jak się czuje człowiek, któremu nie pozwala się wziąć sobie adwokata, tak jak w tej chwili sędziom. Teraz on poczuł, jak się taki człowiek czuje. Tylko tego wyjaśnienia nie było, dlatego wszyscy myślą, że popieram Jakiego.
Krzekotowska zapewnia, że ona nie stoi ani po lewej, ani po prawej stronie polskiej sceny politycznej.
– Mam przyjaciół we wszystkich opcjach politycznych, zgadza się, że Hambura jest bardziej na prawo, natomiast ja przez cały czas mówię o pracy ponad podziałami. Nie popieram żadnego z kandydatów na prezydenta Warszawy. Oni niosą nieszczęście dla Polski, bo skłócają Polaków. Nienawiść szybko można zamienić w miłość – odpowiada w swoim stylu Krzekotowska.
Założyłam Światowy Kongres Polaków wspólnie ze Stefanem Hamburą. Przez pewien okres czasu obawiałam się, że Stefan stwarza zagrożenie dla relacji polsko-niemieckich i dlatego się od niego dystansowałam. Później dopiero zrozumiałam, że on jest prawdziwym patriotą. Jako pierwszy dostrzegł to, że nasze stosunki polsko-niemieckie nie posuwają się do przodu, bo ciągle ten ból i te krzywdy nie zostały załagodzone. Martwię się, że Hambura jest postrzegany jako “kontrowersyjny”, choć jest odważny i nie odmawia pomocy osobom uwikłanym w konflikt z mającą przewagę władzą. Takiej pomocy niestety często polscy prawnicy odmawiają.