Chris Kyle to najniebezpieczniejszy snajper amerykańskiej armii - Pentagon potwierdza 160 trafień, ale niektóre źródła mówią o 255. W swojej autobiografii opowiada o służbie w Iraku, akcjach z żołnierzami GROM i radzeniu sobie z powojenną traumą. W wywiadzie dla naTemat mówi o obawach o życie, nienawiści do terrorystów oraz o tym, dlaczego warto polować.
Po pierwsze: dlaczego? Dlaczego napisałeś tę książkę? Żeby przyciągnąć nowych rekrutów do SEALs? Żeby oczyścić się z ciężaru wojennych wspomnień?
Hm, nie chciałem napisać tej książki. Ale było dwóch gości, którzy zainteresowali się moją historią i chcieli o niej napisać. Wiedziałem, że jeśli zrobi to ktoś inny, będę przedstawiony jak błyszcząca gwiazda. Stwierdziłem, że muszę to zrobić sam, bo wcale nie uważam, że jestem najlepszy.
Chciałem opowiedzieć historię prawdziwych bohaterów, pokazać Amerykanom, że marines, z którym służyłem to niesamowici bohaterowie. Ale chciałem też opowiedzieć o tym, że wojna to nie tylko poświęcenie ze strony żołnierzy, ale także najbliższej rodziny. Ta książka powstała, by ludzie docenili żołnierzy i powiedzieli im po prostu "dziękuję".
Po drugie: dla kogo? Amerykanów, obywateli państw koalicji - Wielkiej Brytanii, Polski, Hiszpanii i tych wszystkich krajów, które wysłały żołnierzy do Iraku, czy może do pacyfistów, by ich przekonać?
Szczerze, ta książka nie jest skierowana do nikogo szczególnie. By ją przeczytać nie musisz być z koalicji. Ktoś w Iranie też może ją przeczytać. Wszędzie żołnierze muszą stawiać czoła przeciwnościom i zostawiają rodziny. To książka o życiu żołnierza. Nieważne z jakiego kraju jesteś, doceń to, że ryzykuje swoje życie na linii walki. Możesz sobie siedzieć gdzie jesteś, żyć swoim życiem, ale ktoś za to płaci.
Tak jak powiedziałeś, w innych krajach znają angielski, mogą przeczytać tą książkę - także terroryści. Boisz się o swoje życie? Masz jakąś specjalną ochronę?
Oczywiście stosuję pewne środki bezpieczeństwa, ale są ludzie, którzy są zacznie bardziej poważnymi celami, niże ja.
Jesteś republikaninem? Głosowałeś na George'a Busha?
Jestem Amerykaninem, głosowałem na tego, który według mnie był najlepszy. Na kogoś kto zdecydowanie szanował armię i dbał o nią, na kogoś, kto nadał sprawom kraju właściwy kierunek, z kim się zgadzałem i kto jest najlepszy dla Ameryki. Nieważne, czy to Demokrata czy Republikanin.
Okej, ale w 2000 roku. George W. Bush czy Al Gore?
Kiedy jesteśmy w wojsku, to na kogo głosujemy się nie jest ważne, ważne kto jest blisko wojska.
Co sobie myślisz, patrząc teraz na Irak. Co chwila samobójcze ataki, wybuchy bomb, strzelaniny - tam w zasadzie nadal panuje wojna. Żałujesz twoich poświęceń, myśląc, że to na nic, bo tam wciąż jest bałagan?
Tak naprawdę to nie dzieje się ciągle, to raczej się zdarza. I to zdecydowanie rzadziej niż kiedyś. Saddam Husajn był mordercą, który zabił setki tysięcy ludzi z powodu odmiennej religii, albo innego sposobu myślenia. Dlatego uwolniliśmy ten kraj od złego dyktatora i daliśmy mu możliwość ruszenia naprzód.
Irak jest teraz w tym miejscu, co Stany w 1776 roku. Sami musieliśmy wywalczyć naszą demokrację, by wtedy nadal jedni byli po stronie brytyjskiej, inni po stronie amerykańskiej. Są bardzo młodzi, ale dojrzeją, choć to zabierze pokolenia, by nauczyli się, że mają coś do powiedzenia, w sprawie tego, co dzieje się z twoim krajem. Na to po prostu potrzeba czasu.
Sporo piszesz o GROM-ie. Czy podczas służby w Iraku spotykałeś też inne polskie jednostki?
Miałem kontakt tylko z chłopakami z GROM-u, ale jestem przekonany, że polskie wojsko jest świetne. Dla mnie GROM, to ludzie świetnie wyposażeni i wyszkoleni. To był zaszczyt służyć ramię w ramię z nimi i zawrzeć z nimi przyjaźnie.
Muszę spytać o Żubrówkę. (Na poważnej, ukrytej pod daszkiem czapki twarzy Chrisa pojawia się uśmiech). Rozmawiałem z generałem Romanem Polko, który w 2003 roku był dowódcą jednostki. Powiedział mi, że picie alkoholu przez jego żołnierzy nie mogło mieć miejsca, a to co piszesz nie jest prawdą.
Jak GROM, tak i ja. (Jednak znaczący uśmieszek Chrisa zdaje się mówić co innego).
Opisujesz presję, nienawiść, stres pod jakimi ciągle się znajdowałeś. Czy po wyjeździe z Iraku to znikało?
Gdy wracasz do domu po prostu musisz pokonać stres. Każdy musi. Trochę to trwa, zanim się przystosujesz i zaczniesz wieść nowe życie. A jeśli chodzi o nienawiść? Zawsze będę nienawidził terrorystów zawsze. Oni zabili moich braci i przyjaciół, więc według mnie każdy powinien nienawidzić terrorystów. Jedynym co oni chcą robić, to zabijać ludzi, więc chciałbym, by ich powstrzymano.
Mówisz o bójkach w barach, ciągłym uczuciu stłumionego gniewu, wewnętrznej presji - zarówno podczas pobytu w Iraku, jaki i w bazach. Jak sobie z tym poradziłeś po odejściu z SEALs?
Miałem wspaniałe wsparcie w mojej żonie, rodzinie, przyjaciołach i braciach, w których życie się włączałem. Nie jest trudno, gdy jesteś członkiem rodziny. Mam też świetną pracę, w której nadal mam związki z wojskiem. Trenuję nowych SEALs i uważam, że nadal oddaję służbę krajowi przez przygotowywanie tych, którzy mają wkrótce trafić za ocean.
Tayo, jak pomogłaś mężowi przezwyciężyć ten strach i ciśnienie, jakie zostało po służbie w Iraku?
Taya: Myślę, że w większości zrobił to Chris, samodzielnie. Może pomógł fakt, że się kochamy. Ale wydaje mi się, że nie trzeba wiele by sobie z tym poradzić. Teraz jesteśmy to gdzie jesteśmy, ale nie potrafiłbym powiedzieć wiele o tym, jak do tego doszliśmy. Może dzięki cierpliwości, zrozumieniu...
Chris, cały czas podróżujesz ze swoją książką, więc może nie potrafisz już wysiedzieć w domu?
Właściwie trasa promocyjna niedługo się skończy. W przyszłym roku chcę ograniczyć podróże, więcej pobyć w domu. Przecież, żeby dać wywiad nie muszę nigdzie jechać - mogę go udzielić przez telefon, z domu. Podróżowanie z książką nie zabiera już zbyt wiele mojego czasu.
Co sądzisz o metodach stosowanych w tajnych więzieniach CIA, takie jak to w Szymanach? Stosowano tam brutalne metody przesłuchań terrorystów, między innymi waterboarding.
Te techniki nie są brutalne. Przez waterboarding, pozbawianie snu i tym podobne przechodzą amerykańscy żołnierze, zanim zostaną wysłani na wojnę. Podczas treningów przygotowujących nas do służby wszyscy przez to przechodzimy. Opinia publiczna chce, by kryminalistów i terrorystów traktowano lepiej niż cywili. Ale wiesz co? Gdy ktoś zginie wyjawiając informacje mogące uratować inne życie, nasz życie - nie mam z tym problemu.
Czy operatorzy Navy SEALs też biorą udział w takich przesłuchaniach?
Nie przesłuchiwaliśmy podejrzanych, zajmują się tym inne jednostki. Łapaliśmy ludzi i przekazywaliśmy im, by zdobyli potrzebne informacje.
Co sądzisz o wolnym dostępie do broni?
To się nam po prostu należy. Gdyby to, co niedawno stało się w Kolorado, miało miejsce w Teksasie, nie zabiłby tych wszystkich ludzi. Zabiłby kilku, ale ktoś by zastrzelił.
Ale Kolorado ma także bardzo liberalne prawo w sferze dostępu do broni. Tam też wszędzie jest pełno broni, a mimo to zdarzyło się.
Wy macie na ulicach kryminalistów z pistoletami, a sami nie macie do niej dostępu. Ustanawiacie prawo, ale ono działa tylko wobec ludzi, którzy go przestrzegają. Dobre prawo broni ludzi przed tym, którzy go nie przestrzegają.
Jaka jest twoja ulubiona broń?
Gdy służyłem, to był .300 Win Mag. To była świetna broń, bardzo dokładna. A później stała się nią .338 Accuracy.
Który kontyngent w Iraku miał najlepsze wyposażenie? Jak ważne te różnice były przy współpracy międzynarodowej?
Myślę, że jednak Stany Zjednoczone. Ale dzieliły się swoimi osiągnięciami, by pomóc chronić innych. Pomimo, że byliśmy z różnych krajów mieliśmy jedne cel - uczynić świat bardziej spokojnym miejscem. Inni też robią swoją działkę, bo Stany Zjednoczone nie mogą iść na wojnę same.
Co sądzisz o planach wycofania wojsk NATO z Afganistanu?
Szczerze, nie mam pojęcia. To trudna misja i ciężko zaprowadzić porządek w ogarniętym powstaniem kraju, który nie ma dumy narodowej. Afgańczycy nie są dumni ze swojego kraju, są dumni z poszczególnych plemion. Kiedyś uda im się rozwinąć na tyle, by mogli być dumni ze swojego kraju i ze swoich plemion jednocześnie. Jednak narazie są dumni tylko ze swoich plemion, i to o nie dbają.
Pewnie rozmawiasz sporo z żołnierzami służącymi w Afganistanie i masz dobry obraz sytuacji. Czy można porównać te dwie misje? Która jest bardziej niebezpieczna, cięższa?
Nie można tego jednoznacznie wskazać. To zależy od czasu, bo raz bardziej niebezpiecznie jest w Iraku, raz w Afganistanie. To nie zależy tylko od natężenia walk. Poza tym to dwia różne pola bitwy, bo Afganistan to głównie wioski, za to Irak miasta.
Jaką rolę w twoim życiu odgrywa polowanie?
Kocham to. Uwielbiam spędzać czas na łonie natury. Nawet jeśli nie ustrzelisz żadnego jelenia, po prostu świetnie tam być. Poza tym to coś, co możesz robić ze swoją rodziną. No i jest znacznie tańsze niż kupowanie jedzenia w supermarkecie i smakuje świetnie.
Piszesz o zabójczym strzale z odległości dwóch kilometrów. Jak to w ogóle możliwe?!
Bronie, jakie teraz posiadamy, czynią to bardzo łatwym. Brytyjscy żołnierze zabijają z odległości 2700 jardów [prawie 2,5 km - red.]. Podzespoły broni i celowniki są bardzo precyzyjne i pozwalają ci zobaczyć cel bardzo wyraźnie. Przymierzyłem i miałem po prostu wystarczająco dużo szczęścia, by trafić w mój cel. W sumie nadal nie wiem jak to się stało, ale się stało.
Co więc oznacza żołnierz bez tych wszystkich komputerów, celowników i innej nowoczesnej broni? Co jest ważniejsze - Ty czy ekwipunek?
Zdecydowanie ty. Wszystko sprowadza się do wyszkolenia, bo nawet jeśli cała ta technologia zawiedzie, jest kilka podstawowych broni. Możesz też użyć siebie i swoich najlepszych możliwości, by skończyć misję. Więc zdecydowanie żołnierz i jego trening.
Twój pierwszy strzał to była kobieta z granatem, która zagrażała nadciągającej kolumnie marines. Masz czasem przed oczami ją i jej dziecko?
Nie. Najpierw byłem zły na nią, że postawiła mnie w takiej sytuacji. To był zdecydowanie najtrudniejszy okres, bo to był w ogóle pierwszy raz, gdy musiałem kogoś zabić. W dodatku to nie był mężczyzna w mundurze, tylko kobieta. Więc tak, to było trudne. Chciałem, żeby marines zawrócili, ale nie mogłem wywołać ich przez radio. Jednak nie zamierzałem też siedzieć tam i patrzeć jak zabija moich kolegów. Wybrałem ich życie.
Często powtarzasz, że wolich życie kolegów niż terrorystów. Dlaczego więc odszedłeś? Gdybyś nadal był w Navy SEALs uratowałbyś jeszcze więcej osób.
Część mnie nadal chce tam być i ratować ich życia. Ale teraz mam coś znacznie ważniejszego - to moja rodzina. Muszę mieć pewność, że mam dobre relacje z żoną i z dziećmi, bo prędzej czy później i tak musisz zostawić wojsko. Gdybym cały czas spędzał w wojsku i straciłbym rodzinę, nie miałbym nic. Wybrałem więc odejście i pracę nad naszymi więziami, tak by były silne.
Nie czujesz czasami gniewu, że musiałeś opuścić armię z powodu rodziny?
Tak, zdecydowanie. Przecież nadal jestem sprawnym facetem, a mój kraj jest na wojnie. Powinienem więc być tam i chronić moich kolegów. Ale moje priorytety się zmieniły. Nie ma już “Bóg, ojczyzna, rodzina”. Teraz jest “Bóg, rodzina, ojczyzna” i przede wszystkim muszę chronić moich bliskich. Kiedy ktoś przyjdzie do mojego domu, muszę tam być, z rodziną.
To była nagła decyzja czy proces, w którym do niej doszedłeś?
Zdecydowanie proces. Trochę zajęło, zanim do tego doszedłem.
Jak długo?
Wiesz, to ciągle będzie we mnie. Chciałbym być na miejscu, w Iraku, brakuje mi chłopaków - ta więź zostanie na zawsze. Ale każdego dnia jest coraz łatwiej. Widzisz jak dorastają twoje dzieci, jesteś zaangażowany w ich życie.
Spotykasz się z kolegami z jednostki? Jak to wygląda, gdy widzicie się po kilku miesiącach przerwy?
Jest wspaniale. Właściwie tak, jakbyśmy się nigdy nie rozstali. Świetnie się razem bawimy, a potem wracamy do naszych żyć. Ale jest naprawdę fajnie.
Sporo chłopaków zostało w armii?
Tych, z którymi służyłem?
Tak.
Myślę, że około połowa z nich nadal jest w SEALs.
Uważasz, że broń i siła to najlepsza droga do zaprowadzenia pokoju?
Myślisz, że dogadałbyś się z terrorystą?
Może nie dogadał, ale pozwolił jego krajowi się rozwijać, bo...
Nie chodzi mi o kraje, mówię o terrorystach, którzy posiedli kraje. To, co my robimy to odbieranie kraju terrorystom i oddawanie go ludziom, by mogli się rozwijać. Ciężko to zrobić z ludźmi, z którymi nie można się dogadać. Czasami po prostu trzeba użyć przemocy, to po prostu konieczne.