Zbliża się 68. rocznica Powstania Warszawskiego, ożywiająca spór o jego słuszność. Tomasz Terlikowski oznajmił, że chce wychować swoje dzieci na powstańców. Jak powinien wyglądać współczesny patriotyzm? Ktoś, kto nie jest gotów stanąć na barykadzie, nie jest "prawdziwym Polakiem"?
Redaktor naczelny portalu Fronda.pl, Tomasz Terlikowski napisał, że chce, by jego dzieci były gotowe oddać życie, "gdy wezwie ich Bóg i Ojczyzna". Przekonuje, że nie ma znaczenia, czy samo powstanie było słuszne z militarnego punktu widzenia. Dodaje, że "są takie momenty, gdy trzeba oddać życie, by zachować twarz". Ma nadzieję, że jego dzieci nie będą do tego zmuszone, ale uznałby to za sukces wychowawczy, jeśli potrafiłyby się zdobyć na taką ofiarę.
O współczesnym patriotyzmie, o tym, czy dzisiejszy prawdziwy Polak powinien być powstańcem i z krzykiem na ustach wskakiwać na barykadę, rozmawiamy z profesorem Władysławem Bartoszewskim.
Dzieci powinno wychowywać się na współczesnych powstańców?
Władysław Bartoszewski: Nie. Powiedziałbym, że używanie rocznicy powstania jako witryny wystawowej swojej szlachetności jest amoralne. Prezydenci odznaczają bohaterów tamtych czasów, dbają o miejsca pamięci i bardzo ich za to chwalę. Ale posługiwanie się tym w celu reprezentowania interesów grupy ludzi albo partii politycznej jest złe. Mój syn uczestniczył w opozycji, spełnił swój obowiązek, ale nie brał udziału w walkach. Każdy tak dba o swój kraj, jak dyktuje mu serce.
Ci, którzy ponieśli krwawe ofiary podczas walk, spełnili ten obowiązek, który uznali za słuszny, czyli kombatanci, oni nie zajmują się celebrowaniem swoich poświęceń i walk. Nie mówią o tym głośno. To poczucie przywiązania do Polski, do tego, że trzeba dbać o jej interesy, definiuje patriotę. Nie musi od razu chwytać za broń. Jeśli uważa, że samobójcza walka niczego nie wniesie, niech dba o Polskę w inny sposób. Nie umniejsza to jego patriotyzmu. Przykład poświęcenia życia dla ojczyzny nie powinien być stosowany w celach wychowawczych. Ja chodziłem do zwykłej szkoły, gdyby w wieku 13 lat kolega zacząłby mi mówić o ojczyźnie, uznałbym go za szaleńca. My nie rozmawialiśmy o tym. Każdy dojrzewa do tego, jak obawia swoją miłość dla ojczyzny.
To popularna opinia wśród kombatantów?
To kwestia bardzo delikatna, nawet wśród kombatantów, a to oni mają przede wszystkim prawo o tym mówić. Ja mam poglądy takie jakie mam, a człowiek w tym wieku poglądów nie zmienia, chyba, że ma Alzheimera i myśli, że jest szwedzką królową.
To, co robimy dla kraju, to nasza prywatna sprawa?
Oczywiście. Całe pokolenie "Zośki" czy "Parasola" pochodziło z dwóch warszawskich gimnazjów. Dla nich udział w powstaniu nie był niczym nadzwyczajnym. Walka to forma obowiązku i tyle. To był jeden egzamin. Można go zdać. Ale potem były następne, bo nadszedł totalitaryzm. A temu, kto nie żył w totalitaryzmie, wara od oceniania go. Wtedy też ludzie odznaczali się patriotyzmem, niekoniecznie o nim mówiąc, zdawali kolejne egzaminy. Nie można kilkudziesięciu milionów ludzi nazwać bohaterami. Oni po prostu po cichu przetrwali próbę. Każdy, kto dba o ojczyznę, jest patriotą. A dba tak, jak mu dyktuje serce. Niekoniecznie walcząc.