„Pijemy z krynicy mądrości Tomasza Lisa” – czytam wyimek na okładce nowego „Przekroju”. I już wiem, że za chwilę przyswoję pełen intrygujących spostrzeżeń na temat współczesnego świata tekst. Oto, co dostaję kilka sekund później: artykuł na rozkład, z którego wylewa się egzaltacja i pretensje. Tylko do kogo?
Żeby było jasne. Nie piszę na niczyje zamówienie. Nie dostanę nagrody pod koniec miesiąca, za to, że jak lwica broniłam własnego szefa. Bo też nie chcę odnosić się do krytyki Tomasza Lisa i Hanny Lis, uprawianej na łamach „Przekroju” przez Martę Karaś i Ilonę Witkowską. Jeśli „Przekrój” pod wodzą redaktora Kurkiewicza jest skłonny drukować niezbyt merytoryczne, za to bardzo emocjonalne i kalekie stylistycznie wynurzenia autorek, z których dowiaduję się m.in. że „Lisowie będą mieli co włożyć do garnka”, zaś Hanna Lis „chwacko sekundowała mu [Tomaszowi Lisowi – przyp.red.] w ostatecznym rozwiązaniu kwestii gawiedzi”, to problem „Przekroju”. I jego prawo.
Jako przedstawicielka „oczka w głowie i perły w koronie Lisa”, czyli naTemat, chciałabym za to odnieść się do wątku w tekście, dotyczącego naszego serwisu. Kolekcjonującego pieczołowicie „lajki”, których póki co nazbierał „skromne 15 tys.”. Autorki, bezpiecznie dla siebie, o wynikach czytelnictwa nie piszą. Może dlatego, że „Przekrój” ma więcej fanów na Facebooku niż w realu, więc o wskaźnikach tego typu prewencyjnie milczy?
„Wisienką na torcie otwartej, wolnościowej i pluralistycznej postawy są blogi – największe umysły kraju, ramię przy ramieniu” – piszą o naTemat Karaś i Witkowska, w tekście pełnym wysublimowanej ironii. I wymieniają tych, którym (o ile rozumiem ich skomplikowany wywód) w naTemat być raczej nie powinno. Na przykład: Weronika Rosati i Krzysztof Bosak. Co prawda, oboje już blogów w naTemat nie prowadzą, ale pasują do tezy, grubymi nićmi szytej. Dodajmy: nie prowadzą ze względów innych niż oburzenie użytkowników serwisu na ich obecność w projekcie. Dziwi mnie natomiast, że autorki pisma dla wolnomyślicieli, pisma niosącego kaganek oświaty, pragną cenzury. Bo chyba na tym właśnie polega pluralizm, drogie panie? Ironię na chwilę wyłączmy.
Właśnie obecność polityków wszystkich opcji jest w naTemat gwarantem zróżnicowanej i interesującej dyskusji. Serwis ma być i jest wirtualną kawiarnią, w której porozmawiać ze sobą mogą zwolennicy i przeciwnicy refundacji in vitro, zagorzali orędownicy związków partnerskich oraz ci, którzy takich rozwiązań się boją. Wśród blogerów naTemat, których aktualnie mamy prawie 400 („ponad 100” osób?; czyżby autorki – pisząc artykuł – bazowały na informacji prasowej z początków działania serwisu?), znajdują się zarówno politycy bliscy w poglądach wspomnianemu Krzysztofowi Bosakowi, jak i Janusz Palikot czy Aleksander Kwaśniewski. Wszelkie spory i różnice poglądów, o ile zachowują cywilizowane formy, są w naTemat mile widziane. To na naszych łamach spierali się chociażby Jacek Poniedziałek i minister kultury Bogdan Zdrojewski. Nikt nikogo nie kneblował. Na szczęście.
Co do Weroniki Rosati – jeżeli autorki materiału w „Przekroju” tak za nią nie przepadają, to nie muszą wchodzić na jej bloga (zresztą, jak wspominałam, jej blog w naTemat już nie istnieje; takie informacje warto sprawdzić przed puszczeniem tekstu do druku). Może polecenia filmowe, autorstwa Romana Gutka, bardziej przypadną autorkom do gustu? Lub teksty: Adriana Panka, Kaspra Bajona, Agaty Bogackiej, Moniki Jaruzelskiej, Zuzanny Janin, Krystyny Kofty, Jacka Wasilewskiego? Długo by tutaj wymieniać.
Dziwny jest ten świat według „Przekroju”. W tym świecie warto słuchać wyłącznie tych, którzy mają identyczne poglądy, co my sami. A ludzi segregować na tych, którzy mają prawo do wygłaszania swoich poglądów i takich, którzy powinni milczeć (czytaj: Weronika Rosati, Krzysztof Bosak oraz spółka). Milczcie, a „Przekrój” wam objaśni, co i jak macie myśleć. Biorąc pod uwagę ostatnie wyniki sprzedaży „Przekroju”, strategia zamykania się na „obcych” może nie być najszczęśliwsza. Że zacytuję po raz ostatni Martę Karaś i Ilonę Witkowską: „Cóż za błyskotliwe posunięcie!”.