Grecji byłoby łatwiej poza strefą euro? Tak zaczynają mówić już nawet w Berlinie, gdzie dotąd był to temat tabu. Dzisiaj jednak szef niemieckiego MSW Hans-Peter Friedrich twierdzi, że Grecja powinna otrzymać propozycję nie do odrzucenia, która zachęci ten kraj do opuszczenia strefy euro z własnej inicjatywy. A przenoszenie się problemów Greków na arenę polityczną Niemiec sprawia, że ci muszą już chyba zapomnieć o jakiejkolwiek dalszej pomocy zza Odry.
Greckie problemy coraz silniej przekładają się na problemy ich wierzycieli. I to nie tylko finansowe. Dotąd niemiecki rząd twardo stał przy stanowisku forsowanym przez kanclerz Angelę Merkel, twierdząc, iż nie ma mowy o opuszczeniu strefy euro przez Grecję. Choć wielu ekspertów od dawna twierdzi, że Atenom tak byłoby łatwiej, Niemcy z całą stanowczością podkreślali, że to przecież uderzyłoby w tych, którym Grecy mają do oddania najwięcej, czyli europejskim - w tym głównie niemieckim i francuskim - bankom.
Na styczniowym wspólnym posiedzeniu rządów Francji i Niemiec przywódcy obu krajów bezapelacyjnie stwierdzili, że nikt w Europie nie powinien myśleć o wykluczeniu Greków z unii walutowej, a ci powinni raczej skupić się na jak najlepszej realizacji programu reform. Konsekwentne stanowisko duetu Merkozy, jak mówi się na bliskie relacje kanclerz Niemiec i prezydenta Francji, sprawiło, iż we wtorek po wielogodzinnych nocnych negocjacjach UE i MFW wreszcie wydały zgodę na udzielenie Grecji kolejnej transzy pomocy finansowej.
Jutro nas przekazaniem Atenom drugiego pakietu pomocowego będzie głosował Bundestag. Gdyby nie wywiad Hansa-Petera Friedricha dla "Der Spiegel", mogłoby się wydawać, że wszystko jest przesądzone. Ale czy można tak powiedzieć, skoro w kontrze do polityki Żelaznej Kanclerz wypowiada się jeden z najważniejszych ministrów w jej gabinecie? I to nie krnąbrny koalicjant z FDP, a członek CSU - bawarskiego odpowiednika CDU. - Poza europejską unią walutową szanse Grecji na odrodzenie się i stanie się konkurencyjną są zdecydowanie większe, niż gdyby pozostała w strefie euro - powiedział tygodnikowi minister.
To obrazuje, jak poważne konsekwencje może wywoływać kryzys jednego członka Unii dla innych i to nie tylko bezpośrednio w gospodarce. Choć to ona jest oczywiście kluczem. W niemieckiej koalicji najwidoczniej przestali już jednak ufać kanclerz Angeli Merkel, iż jej pomysł to najlepsze rozwiązanie dla zabezpieczania interesów państwa. Najważniejsze jest to, że ta wątpliwość rodzi się w samym sercu koalicji. Jak trudno współpracuje się chadekom z liberałami wiadomo nie od dziś. Sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. Ostatnio obie partie pokłóciły się nawet o kandydaturę Joachima Gaucka, którego... wspólnie popierają. Szef FDP powiedział wówczas, że chadecy postawili koalicję przed widmem rozpadu.
Teraz z polityką Merkel zamierzają polemizować już nawet odwieczni koalicjanci z Bawarii. Historia "unii" CDU/CSU sięga 1949 roku, a poważniejszego kryzysu nie było między nimi od lat 70-tych, gdy na krótko zerwano współpracę. Tymczasem dzisiaj szef bawarskich chadeków Horst Seehofer musi uspokajać, że jego partia wciąż popiera politykę, jaką wobec Greków przyjęła Angela Merkel. Ale za wszystkich nie ręczy. - Sądzę, że zdecydowana większość reprezentantów CSU zagłosuje w poniedziałek za [drugim pakietem pomocy dla Grecji - red.] - mówił wczoraj.
To chyba jednak koniec historii o niemieckim wyciąganiu Greków za uszy. Goszczący na szczycie grupy G20 w Meksyku minister finansów Wolfgang Schäuble, mówiąc o kolejnej pomocy dla Grecji stwierdził, iż "praca domowa została odrobiona". Dodając, że dalsze pompowanie pieniędzy w następne pakiety pomocowe byłoby "pozbawione ekonomicznego sensu" i "bezkresne".