Służba Ochrony Państwa nie radzi sobie najlepiej. Masowe odejścia oficerów, wypadki, brak doświadczenia, niefrasobliwy komendant. Dziennikarze magazynu TVN24 "Czarno na białym" dotarli do ludzi, którzy wyznali, co dzieje się w SOP. Od tych relacji aż włosy stają dęba.
Osoby związane z SOP (dawniej BOR), do których dotarli reporterzy programu "Czarne na białym", nie zostawiają na tej służbie suchej nitki.
– Doszło do kuriozalnej sytuacji, gdzie największym zagrożeniem dla osoby ochranianej stała się jej ochrona – powiedział pułkownik Mirosław Depko, były szef transportu Biura Ochrony Rządu.
– Tam w tej chwili już nic nie funkcjonuje. Oni z dobrze działającej firmy zrobili "13. posterunek" – dodaje inny mężczyzna, którego nazwiska nie podano.
Problemem jest dziś brak doświadczenia oficerów. Ci, którzy znali się na swoich fachu, zrezygnowali bowiem z pracy albo zostali zwolnieni, kiedy nadeszła "dobra zmiana".
– Oni sami się szkolą, w drodze do Oświęcimia – stwierdził Depko, którego zdaniem nie ma obecnie nikogo, kto mógłby szkolić oficerów.
Często kierowcy na ostatnią chwilę przed podróżą z politykami poznają samochody, którymi mają jechać. – Siedział sobie kierowca w samochodzie i bawił się przyciskami. Wynika to z tego, że nie wiedział, co znajduje się w takim samochodzie. Wiec wcisnął sobie jeden z wielu przycisków i okazało się, że wypadła szyba – powiedział jeden z oficerów SOP.
Nie dość, że pracownicy SOP często nie są odpowiednio wyszkoleni, to dodatkowo są przemęczeni z powodu problemów kadrowych.
– W tej chwili sytuacja jest taka, że ci funkcjonariusze pracują bez przerwy. Jeżdżą, latają, pracują, nie śpią. Niektórzy, którzy są przyjezdni, spoza Warszawy, nie wracają w ogóle do domu. Śpią gdzieś w kancelariach, w szatniach, żeby tylko rano wstać, bo zostaje im tylko kilka godzin snu. Rano wstają i idą od razu do pracy – mówił dziennikarzom TVN24 jeden z pracowników SOP.
Nie pomaga komendant, generał Tomasz Miłkowski. Oficerowie, do których dotarli reporterzy, twierdzą, że w ogóle nie angażuje się on w to, co dzieje się w Służbie Ochrony Państwa.
– Tak naprawdę przyjeżdża sobie w godzinach popołudniowych w poniedziałki. Wyjeżdża sobie w piątki do domu. W międzyczasie jeszcze też jest często na wolnym. Po prostu, więcej go nie ma, niż jest – wyznał jeden z oficerów z bliskiego otoczenia komendanta.
Do tego... nie ma on w SOP dużo do roboty. Nie zajmuje się bowiem najważniejszymi operacjami biura. – On nie nadzoruje w ogóle żadnych prac i żadnych takich wydarzeń, absolutnie. Ma zastępców, między którymi zostały obowiązki podzielone. Jest komendant, który zajmuje się działaniami ochronnymi. To on nadzoruje te działania – dodał oficer.