Jesteśmy na Polonii, podchodzimy do klubowego budynku. – Gdzie znajdziemy pana prezesa Piekarzewskiego? – pytamy. – W tamtym baraku – odpowiada miła kobieta i pokazuje budynek, będący czymś pośrednim między domkiem kempingowym a poszerzonym toi-toiem. Rzeczywiście, Piekarzewski ma tam swoje biuro. Z zewnątrz ruina, w środku masa zdjęć, dokumenty, puchary. Cała historia Polonii.
Na początku była ta najstraszniejsza. W 1939 roku Niemcy zabili mi matkę i siostrę. W Szpitalu Dzieciątka Jezus leżały w jednej trumnie. Matka 27 lat, siostra 21 dni. Razem w jednej je ułożyli, bo co mieli zrobić z dzieckiem? A rodzinę ojca to mi zastrzelili Ukraińcy. Cała Wolska była obstawiona. Jak się ktoś pokazał na ulicy, to kula w łeb. Nie żyje. Trzymali nas w kościele św. Wojciecha. Ciotka chciała iść do męża na drugą stronę, wyszła i ją zastrzelili. Taka to była okupacja, taka była wojna.
Pana przyjaciel Stefan Szczepłek napisał, że w trakcie wojny spał pan na granatach.
Nie, nie spałem. To było inaczej. Kojarzycie ten szpital przy Wolskiej? Niemcy bali się tyfusu i tam była cała konspiracja AK. U mnie w domu wkładali nam do dziecinnego wózka granaty. Braliśmy tam też siostrę, która miała półtora roku, żyje do dzisiaj, i wieźliśmy ją z tymi granatami. Udało się wejść, bo na dzieciaki nikt nie zwracał wtedy uwagi. Wjeżdżaliśmy do kotłowni, AK-owcy brali granaty i nas puszczali.
Miłość, której nie było dane zaznać, przelał pan na Polonię...
Ten klub to moje dziecko. Ja nawet więcej zrobiłem dla Polonii niż dla moich dzieci, które w mieszkaniu chodziły boso po korytarzu. Kiedyś odwiedził mnie mój przyjaciel, Kazimierz Górski, przyjeżdża i pyta: „Kto te dzieci wychowuje? Przecież one domu nie mają?” Żona pracowała do dwudziestej drugiej, a tatuś cały dzień na Polonii. Oddałem jej wszystko, nawet cukru w domu nie miałem. Może to i dobrze, bo nie mam teraz cukrzycy (śmiech).
Niemcy zabili matkę i siostrę, Ukraińcy rodzinę ojca, a Józef Wojciechowski...
Zabijał mi dziecko. Ja mu to nawet kiedyś szczerze wyznałem. On mnie nie pytał o zdanie, otoczył się swoimi ludźmi. A gdyby zapytał, to bym powiedział, bo ciągle odbierałem telefony od starych znajomych. Jeden powiedział: „Nie bierz tego z Jagiellonii, nie dotykaj gówna”. Kolejny telefon, kolega z Górnika Zabrze, mówi: „Nie dotykaj, bo to jest złom, pijak, rozrywkowy chłopak”.
Grzegorz Bonin?
No pewnie, że tak. A Wojciechowski nie pytał, tylko ich brał. Ktoś go podpuszczał, pewnie menedżerowie. To jest plaga piłki nożnej. Oni nic nie robią, tylko wszystko psują. Jak jest dobry zespół, to go popsują. Bo oni chcą sprzedać, za wszelką cenę. To przykre, bo myślałem, że jak zmienił się ustrój, jak w Polsce ląduje papież, jak prawica dochodzi do władzy, to z Polonią może być tylko lepiej.
Jerzy Piekarzewski wraz z Michałem Listkiewiczem opowiadają o sytuacji w Polonii:
Teraz Polonię przejmuje Ireneusz Król, kibice są dalecy od entuzjazmu. Gdybyś ktoś podstawił panu kartkę i kazał zagłosować – ekstraklasa z Królem albo klub tworzony przez kibiców, grający od niższych lig – co by pan wybrał?
Oczywiście, że ekstraklasa, to bez dwóch zdań. Wiecie panowie, młodość ma to do siebie, że we wszystko wierzy. Ja też kiedyś wierzyłem. Gdy miałem siedem, osiem lat, myślałem, że wygramy z Niemcami. Wierzyłem w to, że mogę zmienić świat, a dziś mam kłopot z tym, by zmienić skarpetki. Tak samo jest z Polonią z B-klasy. Poza tym to nie jest proste jechać do takich zespołów z niższych lig na mecze. Panowie, my kiedyś byliśmy bici na meczach.
Może pan opowiedzieć?
Mało kto o tym wie, ale w 1952 roku nas orżnięto przy zielonym stoliku. Graliśmy w Chorzowie z Ruchem i wygrana dawała wicemistrzostwo. Najpierw Legia zabrała nam dwóch najlepszych piłkarzy. W zamian dała Serafina – chłopaka, którego jak już ktoś kopnął, to zaraz potem musieli mu odciąć nogę. Temu faulującemu. No i ten Serafin kogoś tam w trakcie meczu zdzielił w twarz. Wiecie co było potem? Sędzia przerwał mecz, kibice wbiegli na boisko i zaczęli nas bić. Szczepaniak, taki wielki chłop, leżał półświadomy w piaskownicy za bramką. Po godzinie kazali nam wyjść na mecz. No to wyszliśmy, żeby zrobić Ruchowi przyjemność, oni wyrównali i skończyliśmy na szóstym miejscu w lidze. Potem był cyrk. Nagle podzielono ligę na dwie grupy i okazało się, że od szóstego miejsca jest spadek.Tak akurat, żeby to Polonia spadła.
Nie można było domagać się walkowera?
Gdy to zrobiliśmy, przyjechał przodownik pracy, pan Józef Marchewka, do Bieruta i mówi mu, że Polonię trzeba gorącym żelazem wypalić, bo to klub inteligencji, warszawskiej arystokracji. I koniec, nie ma walkowera.
Kazimierz Górski napisał w swojej książce, że Polonia to klub przeklęty.
I słusznie napisał. Najpierw nienawidzili nas Niemcy, a zaraz potem Rosjanie. Ledwie skończyła się wojna, a Polonia w 1946 zdobyła mistrzostwo. Na gruzach Warszawy! Tu nie było nic, nie było boiska, graliśmy na Legii. A jeszcze w czasie okupacji byliśmy dwa razy wicemistrzem Warszawy. Sport wtedy był dla odważnych, bo ludzi mordowano. Na Polonii jednej nocy zginęło 12 ludzi. Trener i cała drużyna. Byli, nie ma ich. Ot tak. Tu, na Polonii, po wojnie całowano ziemię. Ludzie przychodzili, kobiety płakały. Ten klub był najukochańszy na świecie. Jak Monte Cassino.
Wtedy się pan zakochał?
Wtedy to się zaczęło. Już jako mały chłopak jeździłem z piłkarzami na mecze. Jak wchodził konduktor, to się chowałem pod ławkę. To zastępowało pustkę, bo ja wtedy nie miałem matki, tylko macochę. Byłem kibicem, trenowałem w Polonii boks, potem od gospodarza, sekretarza, skarbnika aż do prezesa. Gdy byłem kierownikiem sekcji piłkarskiej i wiceprezesem całego klubu, wprowadziliśmy w 1993 roku Polonię do pierwszej ligi.
Potem było mistrzostwo, puchary.
Wystarczyło, że przyszedł Jurek Engel. Wybitny specjalista, naprawdę. W pierwszej trójce polskich trenerów wszech czasów.
Chyba pan przesadził.
Nie, czemu? Kazio Górski, Engel i Brzozowski. To najlepsi trenerzy, jakich w życiu spotkałem. W tej kolejności. A poznałem z pięćdziesięciu. Sam ze trzydziestu zwalniałem.
Jerzy Piekarzewski opowiada historię Polonii Warszawa:
To prawda, że w 1955 roku mecz Polonii był dla pana ważniejszy niż narodziny syna?
Zadzwoniła do mnie pielęgniarka i mówi, że syn się urodził. Pyta co mam do powiedzenia żonie. No to ja do niej: „Proszę przekazać, że Polonia prowadzi 1:0 z Legią”. Wiecie, to było szczere, bo ja o niczym innym wtedy nie myślałem. Nawet dzisiaj o niczym innym nie myślę.
Kiedy był pan ostatnio na Legii?
Poszliśmy z Kaziem Górskim kilkanaście lat temu. Ale zostaliśmy wtedy bardzo niesympatycznie potraktowani.
Co się stało?
Naubliżano mnie, naubliżano Kaziowi. On podszedł, próbował rozmawiać, ale nic to nie dało.
Ma pan żal, że Legia miała wszystko, a Polonia nic?
Odpowiem tak. Kazio Górski grałby w Polonii, ale jak mieszkał w suterenie i mu się na głowę lało, to żona mówi: „Kaziu, leje nam się na tapczan, na łóżko”. To Kazio na to: „No to je przesuńmy”. Ale w końcu nie wytrzymał i poszedł do Legii. Wszyscy szli. A wszyscy kochali Polonię.
Polonię, która cały czas kojarzyła się z klepaniem biedy.
Panowie, w przeszłości spało się na gruzach Starówki, chodziło po rurce od gazu, potem po drabinie, pożyczało się dywan od zakonnic i na tym się spało. Gdy się widziało margarynę, to się nie wiedziało czy ją jeść czy całować. Taka to była bieda.
Dziś ma pan 1600 zł emerytury. Warto było umierać za Polonię?
Panowie, ja wam coś powiem. Polonia została zabrana głodem. Zabito nas. Jakiś czas temu nie zgodziliśmy się ogłosić upadłości klubu. Gdybyśmy na to poszli, mielibyśmy spokój, ale Polonii by już nie było. I teraz co miesiąc z mojej emerytury może zniknąć 600 złotych. Ja będę te odsetki spłacał do końca życia. Tutaj ZUS, tam niedawno trzeba było opłacić 30 tysięcy złotych VAT. Koszta rosną, idą kolejne procesy, to dojdzie do kilku milionów. A nas tylko dziewięciu zostało, bo reszta nie żyje.
Turniej Małego Powstańca
Dziś na bocznym boisku przy Konwiktorskiej odbywały się mecze dzieci, w ramach Turnieju Małego Powstańca. Zapytaliśmy Piekarzewskiego, dlaczego ściąga młode drużyny z takich a nie innych państw. Odpowiedział: "Od razu zamówiłem sobie dzieci w tym wieku, co ja byłem, dzieci po dwóch stronach barykady. Czyli Niemców, wiadomo, Ukraińców, wiadomo, Węgrów, bo miałem kolegę Węgra, który zawsze do mnie przychodził, jak byłem mały chłopak, a Węgrzy byli z Niemcami. No i kluby te, które brały udział w Powstaniu. Pamiętam, Anglików. Wydawało mi się, że tych samolotów było miliony. Czarno się zrobiło nad Warszawą. Oni zrzucali dary, ale to wszystko przepadło, bo poszło w ręce niemieckie w czasie powstania".
Ma pan gdzie żyć?
Ja nie mam domu. Żona mi zmarła, nie mam samochodu, mieszkam jako sublokator u pewnej kobiety. Gdyby ona dziś zmarła, nawet do domu starców nie mogę pójść, bo tam się płaci 2700 złotych. I co ja zrobię z tym moim tysiącem? Kiedyś napiszę książkę, opiszę to wszystko, podam nazwiska ludzi, którzy wykończyli Polonię.
Gdzie będzie Polonia w 2030 roku?
Jestem wierzącym katolikiem i prawicowcem. Mogę się zatem modlić, by urodził się drugi Piekarzewski. Tylko, szczerze mówię, to musi być wariat.
Pan jest wariatem?
To, co robię, nie jest normalne. Wyobraźcie sobie, że moja żona nigdy w swoim życiu nie była w górach ani nad morzem. Nawet na Mazurach. Tylko bez przerwy Polonia, Polonia, Polonia. Na obiad częściej niż rodzina przychodzili piłkarze albo trenerzy.
Chciałby pan być pochowany przy Konwiktorskiej?
Przynajmniej tak symbolicznie. Byłoby miło, gdyby przynajmniej te moje prochy tu rozrzucili. Bo jednak całe swoje życie poświęciłem dla klubu.