"Szumidło" pretenduje do miana politycznego słowa roku. To podbijające Twittera hasło padło z ust byłego już szef KNF. System od komandosów miał zagłuszyć podsłuch, ale rozmowa i tak się nagrała. Leszek Czarnecki miał ze sobą zwykły dyktafon, który przechytrzył nowoczesny sprzęt. Czy istnieją urządzenia pozwalające na bezpieczne rozmowy?
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Szerzej o "szumidle" w kontekście afery KNF napisała Patrycja Wszeborowska z INNPoland. Słowo żyje już swoim życiem w internecie. Choć na Twitterze użytkownicy snują domysły czym jest owo szumidło, to system jest dobrze znany sklepom szpięgowskim. Funkcjonuje jednak pod inną nazwą.
Czy istnieje system idealny?
Co jakiś czas na jaw wychodzą kolejne afery taśmowe i z pewnością coraz więcej polityków i biznesmenów waży słowa w miejscach publicznych. Pewnie z tego powodu Kaczyński, Morawiecki i Błaszczak prowadzili tajemną rozmowę w limuzynie. Nie wiadomo czy niedługo ważne persony przestaną ze sobą rozmawiać przez ryzyko nagrania, ale na pewno istnieją systemy pozwalające pogadać na luzie.
Mówiąc "szumidło",Marek Chrzanowski miał z pewnością na myśli generator szumu. Na naszym rynku jest sporo tego typu urządzeń potrafiących zapobiec "aferze taśmowej".
– Urządzenie generuje ultradźwięki, których my nie słyszymy, ale musi być ustawione na odpowiedniej wysokości i w odpowiedniej odległości. W przypadku dyktafonów analogowych działa nawet z 10 metrów, ale na cyfrowe trzeba umiejscowić je bliżej, by niemożliwe było odszumienie – tłumaczy naTemat Robert Zaorski ze sklepu Germano.
Urządzenie, które daje nam sto procent pewności przy dyktafonach, to np. zagłuszacz akustyczny Druid. – Nie ma możliwości, by potem odszumić tego typu nagranie z podsłuchu. On nakłada maskę zniekształcającą dźwięk, której nie da się potem zdjąć – wyjaśnia Zaorski. Sprzęt kosztuje niecałe 12 tysięcy złotych. Nie potrzeba żadnych pozwoleń.
Zwykły detektor też daje radę
Można wydać dużo pieniędzy i profesjonalnie zabezpieczyć pomieszczenie do rozmowy, ale można też przeszukać naszego gościa. Są też detektory pozwalające wykryć podsłuch z nadajnikiem oraz smartfony.
Wybrałem się do sklepu detektywistycznego Gospy w Warszawie. Sprzedawca przetestował ze mną zwykły detektor. Smartfona w kurtce wykrył bez problemów - nawet z pewnej odległości. Nic dziwnego, bo miałem włączone dane pakietowe. Trudno jednak przemycić takie urządzenie na spotkanie, ale i tak nie tym przecież nagrano rozmowę, o której pisała "Wyborcza".
Detektor polskiej produkcji WP-7003 ma w specyfikacji: "to profesjonalny wykrywacz nadajników podsłuchowych, kamer bezprzewodowych, routerów WI-FI, telefonów bezprzewodowych / GSM, lokalizatorów GPS i GSM". Kosztuje ok. 300 zł, a nie zadziała na zwykłe dyktafony.
Detektor szalał przy smartfonie, ale klasyczny dyktafon był dla niego niewidoczny. Trzeba było zwiększyć moc, zbliżyć antenkę i nakierować ją na mikrofon. Miernik coś pokazał... ale był to prawdopodobnie smartfon, którym robiłem zdjęcie. Nie popełniajcie tego błędu zabezpieczając pomieszczenie.
Dyktafon nie wytwarza częstotliwości, więc nie może być wykryty przez taki detektor. Jeśli chcemy mieć pewność, że nikt nas nie nagrywa, trzeba zaopatrzyć się niestety w droższe "szumidło". I dobrze je ustawić.