Szczególnie teraz, w wakacje, często wyjeżdżamy za granicę. Brak ostrożności może spowodować, że odpoczynek zakończymy z horrendalnym rachunkiem za rozmowy. Jak uniknąć telefonicznej wpadki?
Środek wakacji, tradycyjnie okres letnich urlopów i dalekich wyjazdów. Jedni wybierają polskie morze, góry lub jeziora. Wielu jednak kieruje się poza polskie granice. Jak przy każdej wyprawie, taka podróż to wiele problemów i szereg trudności. Ogromna ilość spraw o których musimy pamiętać, rzeczy, których trzeba dopilnować oraz spraw, które należy załatwić.
Chwilowy wysiłek opłaci się jednak, bo później każdego czeka słodki odpoczynek na śródziemnomorskiej plaży, w bałkańskim kurorcie czy też wśród antycznych zabudowań. W spokojnym wypoczynku przeszkodzić może jeden bardzo dokuczliwy szczegół – roaming w telefonie.
"Pół biedy", jeśli mamy na myśli połączenia głosowe oraz SMS-y. Zaraz po przekroczeniu granicy dostajemy przecież odpowiednie informacje o przejściu w zasięg zagranicznego operatora. Zapobiegliwi kupują miejscową kartę telefoniczną lub rezygnują z połączeń z Polską.
Rekordzista
Niefrasobliwość robi jednak swoje. Każdy słyszał zapewne o niebotycznym rachunku, jaki przyszło zapłacić komuś wracającemu spoza Polski. "Nie dzwoniłem, uważałem na połączenia przychodzące, nie rozumiem o co chodzi" słyszymy z niedowierzaniem. Błąd, oszustwo? Nie, funkcja pobierania danych.
Prawdziwym rekordzistą jeśli chodzi o europejskie wyniki w kwestii roamingu jest Kai Diekman, redaktor naczelny "Bilda". Mężczyzna z telefonu blogował podczas wakacji. Za ciągłe połączenie telefoniczne z samego Maroka zapłacić musiał ostatecznie 42 tysiące euro. Taki scenariusz, tylko nie w tak wielkiej skali, powtarza się stosunkowo często.
Najczęściej winny są ustawienia poczty elektronicznej – stałe sprawdzanie stanu skrzynki. Komfort stale włączonych powiadomień to rachunek rzędu kilkudziesięciu (kilkudniowa wycieczka) do kilkuset złotych w przypadku dłuższego wyjazdu. Jeśli pofolgujemy sobie z dostępem do sieci, przeglądając bogate w multimedia strony, suma ta wzrośnie do kilku tysięcy.
Znacznie wyższe kwoty wchodzą w grę w przypadku krajów spoza Unii Europejskiej.
Od tego roku z pomocą przyszło nam prawo unijne, które nakazuje operatorom w obrębie Unii Europejskiej dyktować za pakiet danych 70 eurocentów (pakiet taki to jeden megabajt). Nadal jednak, jeśli po sieci serfować będziemy intensywnie, rachunek może być dotkliwy. Przy pobraniu 2 GB danych będzie to ponad 5 tysięcy złotych. Jak uniknąć takiego scenariusza?
Jak uniknąć wpadki
Można po prostu powstrzymywać się przed wejściem na ulubioną stronę. Można jednak też wprowadzić kilka zabezpieczeń.
Po pierwsze na możliwość taką pozwalają nam sami operatorzy. Wystarczy zgłosić się do dowolnej placówki lub zadzwonić do biura obsługi klienta. Limit bezpiecznych kilkudziesięciu złotych blokuje możliwość ściągania danych i ratuje nasz portfel od niezamierzonego wydatku.
Inna droga dostępna jest wszystkim posiadaczom telefonu z systemem Android, który pozwala na ustawienie blokady z poziomu systemu (OS w wersji 4.0 lub wyższej). Nie będzie to limit konkretnej kwoty jak u operatora ale ilości danych, które gotowi jesteśmy ściągnąć.
Ostatnia, najmniej wygodna ale najbardziej ekonomiczna opcja to kupno karty u lokalnego operatora, w miejscu w którym spędzić chcemy trochę czasu. Za kilkadziesiąt złotych dostaniemy dostęp do pakietu danych rzędu 2-5 GB, czyli wystarczająco, jeśli chcemy pozostać na wakacjach aktywni w sieci. Problemem będzie jedynie przekładanie kart lub używanie dwóch aparatów telefonicznych.
Ostatecznie można też komórkę po prostu wyłączyć. Bo po to przecież są wakacje, żeby się z monotonii codzienności wyrwać, czego wszystkim wybierającym się jeszcze na dłuższy odpoczynek gorąco życzymy.