Odchodząc z "Newsweeka" katolicki publicysta Szymon Hołownia zarzucił redaktorom tygodnika, że artykuł o księżach ojcach ma słabą argumentację. Dlatego jego autorki zdecydowały się na polemikę.
Renata Kim i Małgorzata Święchowicz, które badały temat księży posiadających dzieci, zaczynają od tego, że rozumieją decyzję Hołowni, który po wielu tekstach nieprzychylnych dla Kościoła odchodzi z "Newsweeka".
Później już nie jest tak miło. Autorki podkreślają, że ich kolega mógł rozstać się ze swoim miejscem pracy bez dodatkowych komentarzy.
Kim i Święchowicz tłumaczą, że do napisania tekstu skłonił je przypadek księdza z Poznania, którego dziecko zmarło po porodzie, a ten nie wezwał pogotowia. Kościół, jak często robi w podobnych przypadkach, próbował zamieść sprawę pod dywan wysyłając księdza zagranicę.
Autorki od razu zorientowały się badając sprawę księży nie przestrzegających celibatu i tych posiadających dzieci, że:
Dziennikarki, które napisały tekst, odpowiadają Szymonowi Hołowni na zarzut, że niewystarczająco zbadały sprawę, a przedstawione przez nie dowody można uznać za anegdotyczne. Mówią one o trzech przypadkach, ale także przytaczają słowa osób, które przyznają, że takie zdarzenia są powszechne. Między innymi prof. Józefa Baniaka, który naukowo bada seksualność księży.
Kim i Święchowicz tłumaczą też, że nie napisały artykułu by zaszkodzić Kościołowi. Na swoją obronę przywołują księży Lemańskiego i Dzedzeja, którzy także mówią o opisywanym przez nie problemie, ale nie po to by Kościołowi dokopać, ale by go naprawiać.
Bronią się także przed zarzutem, że nie ma twardych danych w tym temacie. Wskazują bowiem na starsze badania mówiące o 15 procentowym odsetku księży-ojców, a także na to, że najnowsze badania, których przygotowanie trwa, mogą wykazać większe liczby.
Szanujemy go za tę decyzję, a nawet podziwiamy, jak podziwiamy każdego, kto stara się żyć w zgodzie ze swoim sumieniem i wyznawanymi wartościami.
Szkoda tylko, że zamiast poprzestać na tym krótkim „Adios”, Szymon Hołownia próbuje jeszcze podważać intencje redakcji, od której – jak przytomnie zauważa – jeszcze niedawno brał pieniądze. I w której jeszcze jakiś rok temu pisał (o czym teraz nie wspomina) spokojny i wyważony felieton do tekstu o dorosłym dziecku księdza.
...biskupi doskonale wiedzą, że taki problem istnieje, ale dopóki da się go zamieść pod dywan, wszystko gra. Dla partnerki prowadzącego podwójne życie kapłana są alimenty, a dla niego samego „kara” w postaci przeniesienia do innej parafii. I przymykanie oczu na fakt, że „ukarany” w ten sposób ksiądz po wypełnieniu kapłańskich obowiązków odwiedza swoją rodzinę.
Podważanie jego badań, domaganie się, by w opisywanych historiach podawał dane swoich bohaterów – księży, ich partnerek oraz dzieci - jest tak absurdalne, że aż niewarte komentowania.
Dzień po publikacji tekstu pt. „Nieświęte rodziny” dostaliśmy kilka listów od kobiet, które były w związku z księżmi. Dziękowały nam za podjęcie tematu i prosiły, by pisać o tym więcej. Jedna z czytelniczek zapamiętała, co mówił jej ksiądz i do dziś nie może się nadziwić jego hipokryzji: "Środki antykoncepcyjne? Jasne! Przecież musisz być zabezpieczona przed ciążą". I jeszcze to: "Spotkamy się na plebani- najciemniej pod latarnią".