
Odchodząc z "Newsweeka" katolicki publicysta Szymon Hołownia zarzucił redaktorom tygodnika, że artykuł o księżach ojcach ma słabą argumentację. Dlatego jego autorki zdecydowały się na polemikę.
Szanujemy go za tę decyzję, a nawet podziwiamy, jak podziwiamy każdego, kto stara się żyć w zgodzie ze swoim sumieniem i wyznawanymi wartościami.
Później już nie jest tak miło. Autorki podkreślają, że ich kolega mógł rozstać się ze swoim miejscem pracy bez dodatkowych komentarzy.
Szkoda tylko, że zamiast poprzestać na tym krótkim „Adios”, Szymon Hołownia próbuje jeszcze podważać intencje redakcji, od której – jak przytomnie zauważa – jeszcze niedawno brał pieniądze. I w której jeszcze jakiś rok temu pisał (o czym teraz nie wspomina) spokojny i wyważony felieton do tekstu o dorosłym dziecku księdza.
...biskupi doskonale wiedzą, że taki problem istnieje, ale dopóki da się go zamieść pod dywan, wszystko gra. Dla partnerki prowadzącego podwójne życie kapłana są alimenty, a dla niego samego „kara” w postaci przeniesienia do innej parafii. I przymykanie oczu na fakt, że „ukarany” w ten sposób ksiądz po wypełnieniu kapłańskich obowiązków odwiedza swoją rodzinę.
Przeczytaj też: Jak niedoszły dominikanin został katolickim królem mainstreamu? Szymon Hołownia: Nie jestem talibem
Podważanie jego badań, domaganie się, by w opisywanych historiach podawał dane swoich bohaterów – księży, ich partnerek oraz dzieci - jest tak absurdalne, że aż niewarte komentowania.
Dzień po publikacji tekstu pt. „Nieświęte rodziny” dostaliśmy kilka listów od kobiet, które były w związku z księżmi. Dziękowały nam za podjęcie tematu i prosiły, by pisać o tym więcej. Jedna z czytelniczek zapamiętała, co mówił jej ksiądz i do dziś nie może się nadziwić jego hipokryzji: "Środki antykoncepcyjne? Jasne! Przecież musisz być zabezpieczona przed ciążą". I jeszcze to: "Spotkamy się na plebani- najciemniej pod latarnią".
Źródło: Newsweek.pl



