
Można odnieść wrażenie, że sympatyzujący z PiS tygodnik "Do Rzeczy" rozpoczął kampanię mającą zdyskredytować ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher. Pismo zarzuca jej lobbing na rzecz firm amerykańskich. Problem w tym, że autorzy materiału zapomnieli, iż... właśnie taka jest rola dyplomatów, by dbać o interesy swojej ojczyzny.
REKLAMA
Dziennikarze "Do Rzeczy" opisują, jak Georgette Mosbacher lobbuje na rzecz firm amerykańskich. Zdaniem rozmówców tygodnika, ambasador oczekiwała, że uda się wprowadzić nowe przepisy, które "faworyzowałyby" firmy USA, między innymi Ubera. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że w "Do Rzeczy" zapomnieli, jaka jest funkcja dyplomaty.
Ambasador USA nie przyjechała do Warszawy, żeby dbać o polskie interesy i polską rację stanu. Nie jest tu też po to, żeby chodzić po przyjęciach, uśmiechać się i popijać szampana. Jak przypomina były wiceszef polskiej dyplomacji Paweł Kowal, Georgette Mosbacher przyjechała do Warszawy, by na miejscu pilnować interesów USA.
– Mówiła, że polski i europejski rynek jest trudny dla amerykańskich firm i oczekiwała, że wprowadzone zostaną rozwiązania zmniejszające wysokość obciążeń podatkowych dla firm pochodzących ze Stanów Zjednoczonych – żali się jednak rozmówca tygodnika "Do Rzeczy".
Gdyby ambasador Polski w USA Paweł Witczak zdołał przekonać Kongres do tego, żeby wprowadzili preferencyjne cła na towary z Polski lub przynajmniej znieśli obowiązek wizowy, pewnie zostałby w prawicowych mediach ogłoszony bohaterem narodowym. Mosbacher za to, że stara się wykonać swoja pracę, odsądza się od czci i wiary.
źródło: "Do Rzeczy"
