
Niezwykle skromna. I – to już wyjątkowa rzadkość wśród polityków z różnych stron – rozmawiająca z ludźmi i przemawiająca na spokojnie, bez krzyku. Zmarła Jolanta Szczypińska, posłanka PiS, która potrafiła koić wiele politycznych sporów. M.in. właśnie dlatego z ogromnym szacunkiem żegnają ją politycy z bardzo różnych stron politycznej sceny.
Polityczne wiatry wiały wielokrotnie w różnych kierunkach. Jedni odchodzili, inni przychodzili. Ona trwała – wcześniej w Porozumieniu Centrum, potem w Prawie i Sprawiedliwości. Raczej w cieniu, na świecznik się zazwyczaj nie pchała.
Wówczas już było wiele plotek, że posłanka Szczypińska i prezes Kaczyński są parą. Ona do tych spekulacji podchodziła z dystansem. Mówiła, że nie ma sensu prostować plotek, choć są nieprawdziwe, bo one i tak żyją własnym życiem. Jarosław Kaczyński zaś w swojej książce wspominał: "Kiedy zostałem premierem, przyniosła mi róże i się zaczęło. Zaczęło się love story. Umocniła swoją pozycję jako 'narzeczona' premiera czy później prezesa. Pokochały ją tabloidy".
Przyznawała, że fakt, iż była pielęgniarką, wcale jej nie pomagał w tej walce. – Wprost przeciwnie. Wiedziałam przecież więcej niż ktoś niezwiązany z medycyną o cierpieniu, które powoli się zbliża i o tym, co może mnie spotkać – mówiła w wywiadzie dla tygodnika "Wprost" w 2009 r.
To jest chyba jej największa wartość. Zmusza do zadania sobie pytania o to, co w życiu jest najważniejsze, a na co do tej pory nie zwracałam uwagi, na co nie starczało czasu.
Ktoś powiedział, że jutro to dziś, o które martwiłeś się wczoraj. I to prawda. Przekonałam się, że dokonujemy w życiu wyborów w ogóle nieistotnych, kosztem tego, co ważne. Marnujemy czas, który został nam dany. Czasami lepiej pójść na spacer, odwiedzić kogoś znajomego, powiedzieć krewnym albo przyjaciołom, jak bardzo są nam potrzebni i jak bardzo bliscy. Nie wolno odwlekać takich chwil, bo nigdy nie wiadomo, czy zdążymy.
Dziękuję Bogu za każdy darowany dzień i czas, który teraz tak bardzo doceniam, bo to jest moje nowe drugie życie.
