
Nie wpuszczają ich drzwiami, muszą wejść oknem. Ludzie mają ich za oszustów, a na ich widok z miejsca mówią "nie, dziękujemy". Słowem - zawsze mają pod górkę. Oni, czyli akwizytorzy. Czy dziś opłaca się być domokrążcą?
W powszechnym przekonaniu akwizytor, zwany częściej domokrążcą, nie ma jednak twarzy Praska i jemu podobnych. Nie jest człowiekiem sukcesu, ani nawet prawdziwym pracownikiem uczciwie zarabiającym na życie. Domokrążca to oszust, naciągacz i szarlatan - mówi sobie zapewne przeciętny Kowalski, do którego drzwi puka właśnie tajemniczy nieznajomy z aktówką, garnkami albo papierem toaletowym pod pachą.
870 tys. - tyle osób pracowało w 2011 roku w sprzedaży bezpośredniej. Zdecydowana większość to kobiety;
20-25 proc. - taką część wszystkich sprzedawców stanowią ci, dla których sprzedaż bezpośrednia jest podstawowym źródłem dochodu;
6-10 godzin tygodniowo - tyle średnio pracuje akwizytor;
Luboń dodaje, że skojarzenie domokrążca = oszust zrodziło się jeszcze w latach 90., kiedy sprzedaż bezpośrednia w Polsce dopiero raczkowała. - W momencie, kiedy ten rodzaj sprzedaży wchodził do kraju, był on sposobem na bardzo szybkie wzbogacenie się. Akwizycja była źle postrzegana, bo ludzie po prostu sprzedawali chłam - stwierdza.
A co akwizytorzy sprzedają teraz? Z danych Polskiego Stowarzyszenia Sprzedaży Bezpośredniej wynika, że najczęściej kosmetyki (69 proc.). Jeszcze do niedawna wśród nastolatek panowała moda na bycie "konsultantką Avonu" lub "konsultantką "Oriflame". Rozprowadzanie towaru w gronie znajomych jest zresztą pierwszym etapem pracy w tej branży. Po kosmetykach, najlepiej sprzedaje się sprzęt AGD oraz suplementy i artykuły dietetyczne.
Olbrzymia większość ze sprzedawców to są ludzie, któzy kupują produkty na własne potrzeby i ewentualnie robią nimi obrót w wąskim gronie. Prawdziwi sprzedawcy, którzy pracują około 40 godz. tygodniowo to jakieś 25 proc. wszystkich. Dla nich to główne źródło dochodu i mają naprawdę przyzwoite pieniądze.
Od statusu "konsultanta" firmy zajmującej się sprzedażą bezpośrednią do wyjadacza pracującego jak na etacie, jest bardzo daleka droga. Akwizycja to ciężki kawał chleba, na którym niejeden połamał sobie zęby już po kilku dniach pracy. Sprzedawcy-amatorzy bardzo często nie wytrzymują konfrontacji z klientem i jego obawą wobec domokrążców.

