
Zaapelowałem w środę, by polskich olimpijczyków nie poddawać totalnej krytyce. By dać im czas do końca igrzysk. W komentarzach pisaliście, że jak to tak można ich chwalić, jeśli wszyscy odpadają. Wszyscy zawodzą. Wszyscy prezentują się poniżej oczekiwań. To krzywdząca opinia. Słowo "wszyscy" radziłbym tutaj zastąpić zwrotem "pewna ich część". Zresztą, zobaczmy.
Inna rzecz, że realne szanse na medal mieli tylko Sylwia Gruchała i Radosław Zawrotniak. Nie należeli do głównych faworytów, ale i ją, i jego zaliczano do tych, którzy mogą zaatakować medal z drugiego szeregu. Niestety, oboje przegrali od razu. W pierwszym pojedynku, mierząc się w dodatku z niżej notowanym rywalem. Chociaż tego, że pozostali odpadną w pierwszej czy drugiej walce, mogliśmy się w zasadzie spodziewać. Albo nie mieli jeszcze wielkich osiągnięć na koncie, albo mieli jakieś sukcesy w tym roku, ale pojedyncze. To były raczej przebłyski, a nie stabilna forma.
W tenisie ktoś niepotrzebnie tak bardzo rozbudził nasze nadzieje. Agnieszkę Radwańską kreowano na pewną finalistkę turnieju pań, bo w tym roku doszła do finału Wimbledonu. Owszem, to wielkie osiągnięcie, ale to był jej pierwszy wielkoszlemowy finał w karierze. Wcześniej nigdy w Wielkim Szlemie nie grała w najlepszej czwórce.
Śpieszmy się do strefy mieszanej, bo tak szybko ... odpadają. Ta parafraza słynnego wiersza księdza Jana Twardowskiego staje się coraz bardziej popularna wśród dziennikarzy obsługujących igrzyska olimpijskie w Londynie.
Po porażce w Georges w pierwszej rundzie był pierwszy lament. Straszne, sensacja, to klęska polskiego tenisa. Druga fala lamentu nastąpiła, gdy siostry przegrały w deblu z deblem amerykańskim. Mało kto raczył sprawdzić, że tamten debel to absolutna czołówka, bo i co z tego. Liczył się fakt, że siostry przegrały, nie wygrywając nawet jednego seta.
Ciekawe czy ktoś się przyzna teraz, że wybrał tak antyolimpijską chorążą olimpijskiej reprezentacji
Owszem, zawodniczce numer 2 światowego rankingu nie przystoi na igrzyskach grać cztery mecze w trzech różnych konkurencjach i trzy takie mecze przegrać. Tyle tylko, że pisząc, informując o polskim tenisie, wielu przed igrzyskami i w ich trakcie mijało się z elementarną logiką.
Podobno wszyscy Polacy zawiedli, spisali się fatalnie, tymczasem w judo, gdyby nie sędziowie, mielibyśmy medal. Paweł Zagrodnik został oszukany. A jego miejsce w pierwszej trójce byłoby przecież zaskoczeniem. Jego kolega z kadry Tomasz Adamiec był w dobrej formie, tyle że już w pierwszej walce przyszło mu mierzyć się z jednym z faworytów. Daria Pogorzelec doszła do ćwierćfinału, tam dopiero przegrała, eliminując wcześniej w wielkim stylu wyżej notowaną Niemkę. Więc co? Chyba jednak nie było tak źle. Występy Polaków na tatami w skali szkolnej należałoby ocenić na 4-.
Wynik nie jest adekwatny do mojej pracy. Gdyby mi ktoś przed startem powiedział, że wypadnę tak słabo, tobym go wyśmiała. To koniec. Czas zacząć normalne życie.
Kajakarze obecni w finale
Kajakarz górski Mateusz Polaczyk swój medal przegrał w ułamku sekundy. Kto wie, może nawet by wygrał, gdyby nie błąd, jaki w finale popełnił przy osiemnastej bramce. A tak był czwarty, na miejscu tak nie lubianym przez sportowca.
Nadieżda Zięba i Robert Mateusiak byli o jedną lotkę od najlepszej czwórki turnieju badmintonistów. A przecież grali z genialnymi Chińczykami, drugą parą na świecie. Gdyby grali z kimś innym, pewnie do czwórki zdołaliby wejść.


