Miasto zmienia się w szalonym tempie. Wyrastają nowe budynki, giną stare sklepiki i usługi, powstają kawiarnie, bary i pomniki. Trudno za tym nadążyć. Jednego dnia cieszy nasze oczy reklama, drugiego nie widać po niej śladu. Na szczęście są ludzie, którym chce się ratować przepoczwarzające się na naszych oczach miasto. Zatrzymaj chwilę, zobacz Warszawę sprzed lat.
Wszystko dzieję się tak szybko. Jeszcze niedawno Śródmieście było dzikim zachodem. Dziś pełne jest modnych kawiarni, wieżowców i zapracowanych ludzi w białych kołnierzyka. Żyjąc w mieście trudno czasem zauważyć jak szybko ono się zmienia. Jednego dnia budynki są obdrapane i straszną, następnego pysznią się kremową elewacją. Place, które jeszcze do niedawna były parkingami, zamieniają się w tętniące życiem miejsca spotkań. Zmieniają się ludzie, modne dzielnice i ulice. Czasem na lepsze, czasem na gorsze.
Czytaj też:Dziś prawdziwych kaletników już nie ma. Epitafium dla ginących usług
Na naszych oczach nagle wyrósł gigantyczny Stadion Narodowy, z placu Unii Lubelskiej
zniknął kultowy Supersam, zaraz nie będzie też Prudentiala. Zastąpią je inne budynki. Nowocześniejsze, bardziej funkcjonalne i jeszcze wyższe, które jeszcze przez chwilę będę nas drażnić. Potem wgryzą się w miasto i szybko zasłonią wspomnienia. To smutne, ale szybko przyzwyczajamy się do zmian i czasem zbyt łatwo je akceptujemy. Na szczęście nie wszystko musi pójść w zapomnienie. Dzięki garstce zapaleńców udaje się choć na chwile zatrzymać czas.
„Bliżej konsumenta” to inicjatywa, która narodziła się w 2010 roku. Jej celem jest dokumentacja dawnych reklam Warszawy, które powoli giną pod elewacjami albo są zasłaniane nowymi reklamami. Zaangażowani w projekt aktywiści fotografują odnalezione napisy reklamowe i zbierają związane z nimi historię. Wszystko po to, żeby zostawić ślad i upamiętnić kawałek historii naszego miasta. W swojej kolekcji, którą na razie można oglądać na ich stronie, mają najstarszą warszawską reklamę, która jest napisana cyrylicą, ale także kultowy napis „Ursus” i „Polisa”. W przyszłości „Bliżej konsumenta” planuje wydać album ze zdjęciami i reportażami związanymi z ginącymi napisami. Na razie jednak ich energia skierowana jest na pozyskiwanie co ciekawszych okazów. Aktywiści nie tylko sami wyszukują reklamy, ale także przyjmują zdjęcia i opowieści osób, którym ich projekt jest nieobojętny.
Z podobnych przesłanek narodziło się Muzeum Neonów, które po latach bycia wirtualnym w końcu doczekało się swojej
miejscówki. Od wiosny neony można oglądać w Soho Factory na warszawskiej Pradze. W Muzeum znajdziemy najpiękniejsze okazy, ich zdjęcia i historie z nimi związane. Wśród zbiorów można znaleźć prawdziwe perełki. W końcu w latach 60. i 70. Warszawa mogła pochwalić się wyjątkowo pięknymi neonami, które były projektowane przez wybitnych grafików, plastyków i architektów. Dziś w mieście świeci już ich tylko niewielka ilość. Szkoda, bo klimat, który tworzy rozpalony napis jest zupełnie wyjątkowy. Na szczęście fundacja Neon, która założyła muzeum jest bardzo czujna. Dzięki nim stare neony nie trafiają na śmietnik, ani nie niszczeją, tylko trafiają do zbiorów. Kto wie, może za jakiś czas znów wróci na nie moda i na nowo rozświetlą nasze ulicę. Zanim jednak to nastąpi, dobrze, że znalazły miejsce, w którym mogą pokazać się w pełnej krasie.
Zmiany w mieście są nieuchronne. Taka jest dynamika rozwoju wielkich aglomeracji. Trzeba się z tym pogodzić. Dobrze jednak, że w całym tym szalony tempie znajdują się ludzie, którym chce się dbać o zanikająca przeszłość. W końcu w dawnych reklamach i neonach jest dusza. Trudno znaleźć ją we współczesnych przekazach i szyldach. Choć pewnie i one za jakiś czas będą kultowe. Ot, taka już jest dynamika miasta.