Tomasz Majewski superstar! W Londynie było jak cztery lata temu w Pekinie. Pięknie. Polak znów nie dał szans swoim rywalom. I pomyśleć, że kiedyś chciał zostać pisarzem. A jako sportowiec zaczynał od trójskoku. Tomek, w imieniu wszystkich kibiców przekazujemy Ci, że dokonałeś właściwego wyboru!
Po czym poznać prawdziwego mistrza? Po tym, że w kluczowym, najważniejszym starcie jest w stanie osiągnąć najlepszy wynik. Tomasz Majewski właśnie tak uczynił. Najpierw w drugiej próbie pchnął najdalej w sezonie. A potem wynik ten poprawił jeszcze w następnej kolejce. I pokazał rywalom, kto rządzi w konkursie. Reszta nie wytrzymała psychicznie. Majewski ich zmiażdżył. Nie byli sobą. Pchali dużo bliżej niż naprawdę potrafią. A Polak jeszcze poprawił wynik w ostatniej kolejce!
W czasie konkursu Majewski zaimponował regularnością. Aż pięć razy uzyskiwał wynik powyżej 21 metrów. To rzadkość nawet na tym poziomie. Przed szóstą, decydującą kolejką, Tomek siedział na bieżni. Był skupiony, wiedział, że jest o krok od wygranej, ale nie można jeszcze odlecieć. Wyglądał trochę, jakby uprawiał jogę. W końcówce nikt go nie przerzucił. Został mistrzem olimpijskim, tak samo jak cztery lata temu w Pekinie.
Dwa oblicza Tomka
Od innych polskich sportowców różni go na pewno podejście do tego, co robi. Gdy startuje, wiele wymaga od siebie. Mało kiedy jest w siebie zadowolony. W życiu codziennym zupełnie inny człowiek. Uśmiechnięty, wyluzowany, z dystansem do siebie. Tutaj dr Jekyll, tutaj Mr Hyde.
Gdy tuż przed igrzyskami próbowałem dodzwonić się do kilkunastu potencjalnych olimpijczyków, oni nie odbierali, nie odpisywali na sms-y. Tomek odpisał następnego dnia. "Jeśli nadal jesteście zainteresowani, możemy teraz porozmawiać". I porozmawialiśmy. Nie był zdenerwowany. Przez większość rozmowy się śmiał.
Pisarz? Nie. Trójskoczek? Nie. Dyskobol? Nie
W swoim życiu miał różne marzenia. Na początku chciał być pisarzem. Nawet w szkole pisał opowiadania. Na szczęście porzucił tą drogę. Choć w ostatnim czasie można było go spotkać w warszawskim metrze, jak siedzi zatopiony w lekturze. W rozmowie ze mną wspomniał, że po prostu uwielbia dobrą literaturę. Różną, nie tylko fantastykę. Czytelnikom naTemat polecał Jo Nesbo i jego powieść "Upiory".
Tak Majewski zdobywał złoto w Pekinie w 2008 roku:
Gdy zaczął uprawiać sport, najpierw miał być trójskoczkiem. On, ważący ponad 100 kilogramów, jedzący dziś co popadnie. Nie do pomyślenia. A jednak. Potem, gdy nie szło, miał się przerzucić na rzut dyskiem. Jego trener Witold Suski tak opowiadał o tym Radosławowi Leniarskiemu: - Wydawało mi się, że będzie za chudy do kuli. Więc najpierw próbowaliśmy tylko dysku. Potem okazało się że nic z tego nie będzie. Chodziło o to, że Tomek nie miał sprawnych stóp. A w dysku potrzeba chwytnych stóp. A on ma stopę nr 15,5.
W 2011 roku na mistrzostwach świata w Daegu poniósł wielką porażkę. Wtedy był w wielkiej formie, ale zajął dopiero dziewiąte miejsce. Nie wszedł do wielkiego finału. Mówi, że przegrał sam ze sobą. W głowie. W Londynie nie popełnił już tego błędu.
Znów był najlepszy. Obronił olimpijskie złoto. A tak sztuka udaje się tylko największym. Tomek do tej grupy na pewno należy.