
Zawsze elegancka i dobrze wychowana, lecz budziła postrach wśród projektantów i modelek, których strofowała oraz partyjnych dygnitarzach, w których rzucała popielniczkami. Za żelazną kurtyną kształtowała trendy na paryską modłę i zadawała szyku na szarych ulicach. Jadwiga Grabowska, dyrektorka artystyczna Mody Polskiej, to caryca polskiej mody. I osobowość, jakiej za świecą szukać.
Jadwiga Seydenbeutel urodziła się w 1898 r. w bogatej rodzinie polskich Żydów. Jej ojciec Stanisław był przedsiębiorcą budowlanym, wuj Edward Eber - architektem, a brat Edward (który posługiwał się nazwiskiem Sułkowski) – projektantem wnętrz. To dzięki dwóm Edwardom w Warszawie powstała słynna Adria – lokal, w którym przed wojną bywały wszystkie sławy.
"Nigdy nie myślałam, że będę musiała zarobkować. Stało się inaczej – po wojnie zostałam bez środków do życia, a musiałam utrzymać siebie i swoich rodziców" – mówiła Grabowska w wywiadzie dla "Kuriera Polskiego".
"Warszawa była zburzona i wszystko było wtedy pierwsze. I wszystko trzeba było odbudować. I ja postanowiłam [polskiej kobiecie] pomóc odzyskać tę pozycję, którą niegdyś miała – a Polki miały zawsze opinię dobrze ubranych, pełnych wdzięku. Uważałam, że niezwykle ważne dla psychicznego odrodzenia się jest wyrobienie przekonania, że mimo tych wszystkich okropieństw, które się stały, i tego, co nadal było tak trudne, trzeba żyć normalnie, pełnią życia, na którą składa się także ubiór i uroda".
"Dzisiaj nazywałoby się to butikiem. Z początku nie miałam w nim prawie nic – trochę własnych sukien. Ale szybko ludzie zaczęli przynosić rzeczy przysyłane w paczkach z zagranicy, wyciągane z szaf zapasy materiałów, jakieś guziki, apaszki, szaliki, torebki, co kto miał. Było więc w czym wybierać. A mnie przyjemność sprawiało doradzanie. Wkrótce okazało się, że jest duże zapotrzebowanie nie tylko na gotową odzież. Klientki zaczęły dopytywać się o możliwość uszycia czegoś na miarę, o przeróbki".
Dzięki znajomościom Grabolka została kierowniczką artystyczną poprzedniczki Cepelii, Mody Damskiej, a potem Biura Mody Ewa.
Tak pisano o dyrektorce artystycznej Mody Polskiej w magazynie "Ty i Ja" sierpniu 1968 roku:
"To jest postać, która stała się legendą. Ma tyleż przyjaciół, co wrogów. (…) Kobieta o niepospolitej energii, żywiołowości, która musi przygaszać wszystko w najbliższym otoczeniu. Pamiętam któryś kolejny powrót z lustracji kolekcji paryskich: w ciągu pięciu dni dokonała przeglądu kilkunastu kolekcji, zorientowała się, co jest z nowości galanteryjnych, tkaninowych w wiodących butikach, zakupiła parę patronów Diora i innych i na koniec tkaniny i dodatku dla Mody Polskiej. Wszystko to uczyniwszy (na każdą rzecz muszą być skrupulatne rachunki zatwierdzone przez ambasadę w Paryżu) wsiadła w samolot i wylądowała na Okęciu – pełna energii. Jeszcze z Paryża wysłała depeszę do męża, żeby oczekiwał ją na Okęciu w wieczorowym stroju i z kwiatami, bo zaraz z lotniska pojadą do przyjaciół na imieniny; oczywiście wszystko odbyło się planowo".
"Zapytała, na jakie okazje jej potrzebuję. Uszyto mi bardzo ładną, z czarnej, cieniutkiej wełny. Zaprojektowała pani Jadwiga, wykorzystując moją dobrą wtedy figurę: obcisła góra wysoko pod szyję, długi rękaw z mankietem wychodzącym na dłoń, dół rozkloszowany, ale nie przesadnie. Świetna klasyka. Tylko skrócić albo podłużyć; zawsze efektowna".
"»Janeczko, nie tak masz kroić. W ten sposób to zrób«. Strofowała modelki, asystentki: »To masz wyciągnięte, tamto niestarannie wyprasowane«. (...) Zirytowana, z obrzydzeniem odrzucała od siebie jakieś detale: »Źle mi narysowałaś«. »Ale, pani Jadwigo…«. »Nie będę rozmawiać, masz poprawić, zrobić tak, jak prosiłam«".
Grabowska wygrywała bitwy, ale nie wygrała z systemem wojny. Ten w końcu, po dziesięciu latach, bezpardonowo zwolnił ją z Mody Polskiej i zastąpił ją Haliną Kłobukowską. Grabolka zdążyła jeszcze tylko zrobić pokaz trendów wiosna/lato 1967. Zwolnieniem Grabowskiej oburzona była Warszawa i Moda Polska, współpracownicy Grabowskiej i polskie elegantki.
"Nastrój chwili też jest ważny, teraz zadowolenie dałoby mi, gdyby moi zwierzchnicy uwierzyli, że to, co robię i mówię, jest słuszne, gdyby kobiety w Polsce były ładnie ubrane i nikt by nie twierdził »każdy ma swój dobry gust«, gdyby sprzedawano rzeczy ładne, a nie te, które »idą«, a w komisjach selekcyjnych zatwierdzających wzory zasiadaliby ludzie, którzy nie tylko patrzą, ale i widzą, gdyby nie trzeba było walczyć o piękno, bo każdy by je dostawał ślicznie opakowane i podane z miłym uśmiechem w sklepach MHD [Miejskiego Handlu Detalicznego – red.]. Wreszcie, gdyby moja walka o ład i piękno nie była walką z wiatrakami".
