– Najwięcej głosów zdobyła w gminie Izabelin. Tak się składa, że w gminie Izabelin od lat mieszka znana podróżniczka o tym samym nazwisku. Wniosek co do tej zaskakującej kariery nasuwa się więc sam – mówi w rozmowie z naTemat Wojciech Bartelski, b. burmistrz dzielnicy Śródmieścia i b. przewodniczący klubu radnych PO w sejmiku mazowieckim. Przez 8 lat współpracował w sejmiku Martyną Wojciechowską, nazywaną "aniołkiem" szefa NBP.
Aż 8 lat pracował pan z Martyną Wojciechowską w sejmiku mazowieckim. Jakie ma pan wspomnienia?
Wojciech Bartelski, b. burmistrz dzielnicy Śródmieście i b. szef klubu radnych PO w sejmiku mazowieckim: Myślę, że kariera pani Martyny Wojciechowskiej zaczęła się dość niespodziewanie nawet dla polityków PiS. Ona w 2010 r. uzyskała mandat radnej z dalekiego miejsca w tzw. wianuszku podwarszawskim, a więc w bardzo trudnym okręgu.
O ile pamiętam uzyskała wtedy trzeci wynik przy silnej konkurencji ze strony lokalnych polityków PiS. Przy czym najwięcej głosów zdobyła w gminie Izabelin. Tak się składa, że w gminie Izabelin od lat mieszka znana podróżniczka o tym samym nazwisku. Wniosek co do tej zaskakującej kariery nasuwa się więc sam.
Nazwisko na pewno pomogło, pani Wojciechowska została radną i zaczęliście współpracować w sejmiku.
Prawo i Sprawiedliwość zawsze miało silny i liczny klub w sejmiku mazowieckim, w którym zasiadali pierwszoligowi politycy. Mogę wymienić obecnych ministrów Dworczyka, Wąsika, pana Fogiela, czyli osobistego asystenta prezesa Kaczyńskiego, pana Mariana Piłkę, znanego posła, czy też Karola Tchórzewskiego, syna ministra i kandydata na prezydenta Siedlec. Byli to radni bardzo aktywni i zaangażowani. Zresztą w czasach, gdy byłem radnym, województwo przeżywało spory kryzys i toczyliśmy bardzo ostre boje polityczne np. o tzw. janosikowe. PiS wygrało zresztą w roku 2014 wybory, ale większościową koalicję stworzyły PSL z PO.
A pani Martyna?
Pani Wojciechowska w ogóle nie angażowała się w pracę sejmiku. Nie przypominam sobie żadnej jej aktywności na forum sejmiku, czy na komisjach. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek zabrała publicznie głos. Bywają takie osoby, które są zupełnie nieobecne w pracy radnego. Na tle klubu PiS dało się zauważyć brak zaangażowania pani Martyny, nawet w sprawy dotyczące jej okręgu wyborczego. Dlatego trudno mi mówić o jej kwalifikacjach.
Ale ma pan na pewno prywatne zdanie na temat rozwoju jej kariery, która w pewnym momencie gwałtownie przyśpieszyła.
Nie umiem tego wytłumaczyć. Powtórzę, że sejmik składał się z osób bardzo rozpoznawalnych, byłych, albo przyszłych posłów i ministrów. Większość z nich miała swoje cele, ambicje i spektra zainteresowań, pracowała w swoich okręgach.
Pani Wojciechowska tego wszystkiego nie wykazywała. Nie pytałem jej o to, w końcu byliśmy w innych klubach. Zdarzyło nam się wymieniać jakieś grzecznościowe gesty przy okazji różnych uroczystości, Wielkanocy, Wigilii, ale nie mieliśmy kontaktów zawodowych, towarzyskich.
Może pani Wojciechowska pracowała bardziej w cieniu klubu PiS, koncepcyjnie, merytorycznie, choćby nad projektami uchwał?
Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Być może radni PiS znają odpowiedź. Nie zauważyłem objawów tego typu działalności. Większość radnych była aktywna, każdy kto chciał mógł znaleźć swoją niszę.
W mediach głośno jest o bajońskich zarobkach pani Wojciechowskiej w NBP i instytucjach zależnych. Podobno nawet premier Wielkiej Brytanii zarabia mniej niż pani Martyna, nie wspominając już o pułapie radnego.
Dieta radnego wynosi 2,5 tys. brutto. W samorządzie warszawskim nasze zarobki są również wielokrotnie niższe, ale niech wyborcy oceniają kompetencje i pensję pani Martyny.
Utkwiło coś panu szczególnie w pamięci z czasów pracy z panią Martyną?
Około pół roku przed końcem kadencji złożyła mandat radnej i w żaden sposób nie uzasadniła tej decyzji. Być może nowe obowiązki w NBP uniemożliwiały jej łączenie tej pracy ze sprawowaniem mandatu radnej. Nie zmienia to jednak faktu, że sprawa zaczęła się od dziennikarskiej analizy jej oświadczenia majątkowego za rok 2016. W strukturach NBP awansowała zaś pod koniec 2016 roku.
Do końca kwietnia 2018 roku należało złożyć kolejne oświadczenie za rok 2017, które ujawniłoby całość jej wynagrodzenia w banku. Ale tego oświadczenia pani Martyna nie złożyła, zrezygnowała natomiast z mandatu radnej. To jest bardzo zastanawiające, bo to może oznaczać, że chciała coś ukryć, być może chodziło o pełny obraz swoich zarobków. Poza tym złożenie tego oświadczenia nakazuje prawo, które pani radna po prostu złamała. Jednak kodeks nie przewiduje sankcji karnej za uchylenie się od tego obowiązku.
Czy radni kojarzyli ją wcześniej politycznie z ministrem Glapińskim?
Osobiście o tym nie wiedziałem. Większość członków klubu PiS była osobami rozpoznawalnymi i nikt nie miał wątpliwości co do ich afiliacji politycznych. Pani Martyna nie budziła natomiast specjalnie dużych emocji. Może, dlatego niewiele wiem o jej kwalifikacjach. Ale niech ona sama się broni.