Nauczyciele mają dość i zapowiadają, że jeśli szybko nie dojdzie do przełomu w rozmowach w sprawie podwyżek, to zorganizują masowy strajk. Tym razem już nie zapewnią dzieciom opieki i zagrożone będą egzaminy gimnazjalne oraz testy ósmoklasistów.
Sławomir Broniarz przyznał w czwartek, że nie udało się osiągnąć porozumienia z rządem. Minister edukacji Anna Zalewska zbyła nauczycieli niczym. W efekcie nie pozostaje im nic innego, jak ogłosić strajk generalny. I nie odbędzie się on w czasie ferii, tylko już po ich zakończeniu.
Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego ostrzega, że masowy strajk zacząłby się w marcu lub w kwietniu. To z kolei oznacza, że pod znakiem zapytania staje organizacja tegorocznych egzaminów gimnazjalnych (ostatnich w historii z powodu tak zwanej reformy systemu edukacji) oraz testów, jakie na zakończenie ósmej klasy piszą uczniowie szkół podstawowych.
– Od samego rozmawiania pieniędzy nie przybywa. Nie było żadnych propozycji – powiedział w czwartek Sławomir Broniarz, gdy już wiedział, że rozmowy z minister Zalewską prowadzą donikąd. Od 10 stycznia związek rozpoczyna procedury mające doprowadzić do masowego strajku.
Nauczyciele od kilku tygodni domagają się podwyżek płac o tysiąc złotych. Idąc w ślady policjantów brali masowe zwolnienia lekarskie. Z powodu "belferskiej grypy" w wielu szkołach nie prowadzono zajęć dydaktycznych, szkoła zapewniała tylko opiekę nad dziećmi. Tym razem, w przypadku strajku generalnego ma zabraknąć nawet tej opieki.