Po zeszłotygodniowym artykule opisującym związki księży z kobietami, do redakcji "Newsweeka" trafiło wiele listów czytelniczek, które miały romans z duchownym. Jedna z nich opowiada Renacie Kim o związku, w który weszła mając 15 lat, o przyzwoleniu rodziny i proboszcza oraz o społecznym przyzwoleniu.
Anna opisuje, jak zaczął się jej związek z nowym wikariuszem jej rodzimej parafii. Już na pierwszym spotkaniu pocałowali się, a seks zaczęli uprawiać po 2-3 miesiącach. Dziewczyna miała wtedy 15 lat, i jak przyznaje w rozmowie z Renatą Kim, szukała kogoś, kto ją wysłucha. Pomimo poczucia wstydu, grzechu i zakłamania, spotykała się z księdzem często, specjalnie tego nie ukrywając.
Problemów nie robili też rodzice dziewczyn ani rodzice księdza, z którymi para regularnie się spotykała. I chociaż sprawą zainteresował się biskup, po krótkiej rozmowie z wikariuszem zostawił sprawę. Para wyjeżdżała nawet na 2-3 dni, a rodzice dziewczyny nie widzieli w tym nic złego.
Anna relacjonuje, że ksiądz nie uważał, że łamie celibat. Argumentował, że przecież nie będą brali ślubu. I chociaż dziewczyna zapewnia, że miała świadomość, że nie zwiążą się na stałe, a ksiądz nie zrzuci sutanny, mając 17 lat próbowała popełnić samobójstwo.
Jednak wkrótce się rozstali, a Anna urodziła dziecko. Gdy rozstał się z jego ojcem, wróciła do księdza, a ich romans trwał jeszcze przez rok. Teraz wiodą życie oddzielnie, ale kobieta chciałaby się jeszcze spotkać z duchownym i porozmawiać o przeszłości. Wiedzę, jaką zdobyła na temat Kościoła nazywa "przykrą". Ocenia, że skoro tylko w jej parafii dwóch księży miało partnerki, to musi być to zjawisko powszechne.
Nie, nie przemykałam się ukradkiem, wchodziłam głównym wejściem. Przy drzwiach był dzwonek, taki ogólny, nie bezpośrednio do jego pokoju. Naciskałam, a gdy się ktoś się odzywał, mówiłam: „Szczęść Boże, ja do księdza”. I albo gosposia, albo drugi wikariusz otwierali drzwi i mnie wpuszczali. Widzi pani, myśmy się prawie w ogóle nie ukrywali. Po wieczornej mszy świętej ksiądz odprowadzał mnie do domu, trzymając za rękę.
Anna
Źródło: "Newsweek"
Nie bała się pani, że zajdzie z księdzem w ciążę?
– To dobre pytanie. Dzisiaj idąc z kimś do łóżka, bałabym się o swoje zdrowie i o niechcianą ciążę. Ale wtedy zupełnie się tym nie przejmowałam
Anna
Źródło: "Newsweek"
Kiedy mama pytała, dlaczego to zrobiłam, mówiłam, że nic mi nie wychodzi, nie chce mi się żyć. I to była prawda. W szpitalu zajął się mną sztab psychologów i psychiatrów, którzy szybko doszli do wniosku, że to nie było samobójstwo, tylko próba zwrócenia na siebie uwagi. Takie tupanie nogą dziewczynki, która czegoś chce, a nie może tego dostać. Manifest, który sprawi, że coś się zmieni.