Smutnym, pełnym wzruszenia, ale też i spokojnym, zdecydowanym głosem Magdalena Adamowicz przemówiła na mszy pogrzebowej zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. W tym wystąpieniu nie zabrakło osobistych wspomnień, była prośba skierowana do jego kolegów ze świata polityki i był też niezmiernie ważny apel.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
– Miałam wspaniałego męża i cudownego ojca naszych córek – mówiła na zakończenie mszy pogrzebowej Pawła Adamowicza jego żona. – Chcę podziękować Bogu, że wiele lat temu skrzyżował nasze dłonie – dodawała, podkreślając, że w maju oboje obchodziliby 20 rocznicę ślubu.
Magdalena Adamowicz dziękowała m.in. wszystkim współpracownikom męża z Urządu Miasta, lekarzom, którzy zrobili wszystko, aby go uratować oraz wszystkim uczestniczącym w uroczystościach. Zostawiła przy tym swoisty testament, prośbę skierowaną do politycznych kolegów.
Żona Pawła Adamowicza zaapelowała przy tym do wszystkich: "Dzisiaj wszyscy musimy zrobić rachunek sumienia: co robiliśmy, gdy obok nas działo się zło?".
Wyraziła też nadzieję, że z tej śmierci będzie płynąć dobro: "Że podziały zaczną się zacierać, że skończy się fala nienawiści".
Reklama.
Wierzę, że twoje idee, myśli, twoja twórczość nie umrze razem z tobą, że twoi przyjaciele zadbają o kontynuację twojego dzieła i zostaniesz oczyszczony ze wszystkich pomówień.
Wiem, że spotkamy się kiedyś znowu, tym razem na zawsze. Cisza. Dzisiaj potrzebna jest nam cisza, ale cisza nie może oznaczać milczenia, bo milczenie jest bliskie obojętności. Paweł nigdy nie był obojętny, nie był oportunistą.