To rozmowa pełna łez. Matka Stefana W. udzieliła wywiadu dziennikarce "Dużego Formatu". Opowiada w nim, jak dowiedziała się o tym, że jej syn zaatakował prezydenta Gdańska i o tym, jak bardzo obawiała się jego wyjścia z więzienia. Podkreśla przy tym, że po tym, jak Stefan W. zabił Pawła Adamowicza, ukazało się o nim mnóstwo nieprawdziwych informacji.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
– Jako matka wciąż go kocham. Tylko rozpaczam, że zrobił coś strasznego. Tyle osób skrzywdził, prezydenta, jego rodzinę, nas… A ja nadal jestem matką – opowiada płacząc matka Stefana W. – To najtrudniejsze uczucie, jakie można sobie wyobrazić. Urodziłam syna, który zabił człowieka, i muszę z tym żyć – przyznaje pani Jolanta w rozmowie z "Dużym Formatem".
"Halo! Halo! Nazywam się Stefan…"
Kobieta relacjonuje, jak dowiedziała się o tym, że jej syn zaatakował nożem Pawła Adamowicza na scenie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. – Jeden z moich synów do mnie zadzwonił: "Mamo, Stefan dźgnął nożem prezydenta Adamowicza i teraz go reanimują". A syn dowiedział się od kolegi, który oglądał relację z Orkiestry i zatelefonował, by mu powiedzieć – opowiada.
Wtedy włączyła telewizor i nawet wtedy nie mogła uwierzyć, że to Stefan.
Składając zeznania na policji, matka wierzyła, że Paweł Adamowicz przeżyje. Ale nie przeżył... Kobieta przyznaje, że znała Adamowicza. Widywała go na ulicy. Pracuje w jednej z placówek oświatowych i prezydent Gdańska był u niej na jednej z rocznic. – Ciepły, dobry człowiek – mówi.
"Nie wińcie mnie"
Przyznaje, że jej syn w więzieniu w Malborku bardzo się zmienił. Obawiała się jego wyjścia zza krat i ostrzegała o tym policję.
Matka Stefana W. mówi, że dzień przed tą straszną niedzielą brała ślub cywilny. Jej poprzedni mąż zginął 12 lat temu w wypadku. Stefan, choć oczywiście był zaproszony, na uroczystość nie przyszedł.
"To wszystko kłamstwa"
Nie przyszedł nawet na Wigilię. To rodzina pojechała do niego w jego 26. urodziny drugiego dnia świąt. Przyznaje, że syn całymi dniami prawie z nikim nie rozmawiał i tylko coś oglądał na YouTube. Opowiada także, że to nieprawda, iż Stefan od zawsze był agresywny, co opisywały niektóre media.
Kobieta przyznaje, że jest przerażona odkąd portal wp.pl podał adres, gdzie mieszkają jej dzieci. – Boją się teraz tam wrócić. Boją się napaści, podpalenia domu. A to są normalni, dorośli ludzie: studentka archeologii, absolwent politechniki czy kelner – mówi pani Jolanta. Zdaje sobie sprawę, że powrót do dawnego życia będzie już niemożliwy.
"Już nic nie będzie jak dawniej"
– Chodząc ulicami, ciągle myślę o tej tragedii, że już nic nie będzie jak dawniej. Myślę o żonie i dzieciach pana prezydenta, wiem, co czują, bo kiedyś moja rodzina też przeżyła tragedię, gdy zginął mój mąż – mówi matka Stefana W. "Dużemu Formatowi".
Z matką Stefana W. tuż po śmierci Pawła Adamowicza spotkał się wiceprezydent Gdańska Piotr Kowalczuk.
"Jestem po spotkaniu z mamą sprawcy. Miasto zaoferowało pomoc rodzinie. Oni też przeżywają swój dramat, są zszokowani i zdruzgotani, łączą się w bólu z najbliższymi Prezydenta oraz gdańszczankami i gdańszczanami" – napisał wówczas na Facebooku zastępca prezydenta Gdańska.
Najpierw syna nie poznałam. Pierwszy raz widziałam tę kurtkę i czapkę, gdy oglądałam nagranie. "To nie on", mówię do męża. Ale wtedy te słowa: "Halo! Halo! Nazywam się Stefan…". Jezu, synu, jak mogłeś… Módlmy się, mówię do męża, żeby prezydent przeżył.
Uważałam, że nie powinien wychodzić albo ktoś powinien go obserwować. Ale usłyszałam, że nie ma podstaw, że zgłoszą tylko swoje wątpliwości zakładowi karnemu. Nikt się ze mną później nie kontaktował. Skończyłam resocjalizację, rozumiałam, co się dzieje, ale skoro mój syn został wypuszczony, nie wińcie mnie, proszę, ani moje dzieci. Co mieliśmy zrobić?
Czytam, że komuś wbił nóż w rękę. Niech mi ktoś pokaże tego, co mu wbił. Niech stanie przede mną ten, co twierdzi, że mój Stefan chciał być komendantem obozu koncentracyjnego. W czwartek dowiedziałam się z telewizji, że mnie bił, brał narkotyki, wymuszał haracze. To wszystko kłamstwa.
Wszyscy się boimy, że zostaniemy ukarani za Stefana. A co mieliśmy zrobić? Wie pani, jaka to była trudna decyzja donieść na własne dziecko? Ale poszłam na policję i powiedziałam, że zrobi coś nieobliczalnego.