– Właśnie ukazał się "ranking” największych zagrożeń zdrowia ludzkości ogłoszony przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). Na tej liście po raz pierwszy w historii znalazło się unikanie szczepień. A więc jeżeli ktokolwiek działa aktywnie na rzecz zmniejszania liczby zaszczepionych ludzi, stanowi zagrożenie dla zdrowia publicznego – mówi w rozmowie z naTemat dr Paweł Grzesiowski, epidemiolog, który wygrał właśnie proces o zniesławienie z Justyną Sochą, liderką tzw. antyszczepionkowców.
Dr Paweł Grzesiowski: Nie mogę komentować tego wyroku, bo jest on nieprawomocny. Natomiast absolutnie podzielam uzasadnienie, które zostało wygłoszone przez sąd, że są granice krytyki czy polemiki, które wyznacza prawo do ochrony godności każdego człowieka. Że nie wolno krytyki czy polemiki sprowadzać do niszczenia dyskutanta poprzez bezpodstawne oskarżanie go o niegodziwości.
Przypomnijmy o co chodziło.
To nie jest sprawa cywilna tylko karna. Sąd poddał ocenie to, czy doszło do pomówienia, czyli fałszywego oskarżenia. Sąd stwierdził, że nie ma żadnego materiału dowodowego, który by potwierdzał tezy zawarte w petycji pani Sochy. A ona zarzucała mi że jestem powiązany z przemysłem farmaceutycznym, a przede wszystkim, że posiadam narzędzia do niszczenia ludzi. Jeżeli coś takiego zarzuca się lekarzowi, to obrona jest konieczna. Lekarze są od pomagania ludziom, a nie od ich niszczenia.
Pani Socha zarzucała panu współpracę z koncernami farmaceutycznymi.
Każdy lekarz wykonując swoją pracę ma jakieś kontakty z przedstawicielami firm farmaceutycznych. Ja sam poinformowałem zresztą o tym w określonych publikacjach, które potem zostały wykorzystane przeciwko mnie. Niezwykłe jest więc to, że ktoś zarzuca mi to, co sam wykazałem, jako brak konfliktu interesów. Każdy pracownik dowolnej branży bierze udział w konferencjach i szkoleniach organizowanych czy finansowanych przez przemysł, w moim przypadku przez różne firmy farmaceutyczne. Ale to nie znaczy że reprezentujemy czy uzgadniamy z przemysłem nasze poglądy, że jesteśmy lobbystami.
Ale język nienawiści i agresji nie zmienił się po wyroku – nadal te same oskarżenia są formułowane wobec mnie na stronach stowarzyszenia STOP NOP. Nie widać więc śladu skruchy czy chęci naprawienia szkody. W dalszym ciągu są akceptowane hejterskie wpisy, które mają na celu zdeprecjonować mnie i moją pracę, tylko dlatego, że uważam, że szczepienia są korzystne dla zdrowia, co nie podoba się antyszczepionkowcom. I sąd na to właśnie zwrócił uwagę. Podkreślił, że wolność słowa nie polega na bezpodstawnym ubliżaniu, bo agresja słowna może być równie szkodliwa jak fizyczna.
Tak. Jestem jedną z dziesięciu osób, które 3 lata temu zostały wymienione w liście do premiera, ministra sprawiedliwości i ministra zdrowia. Zostaliśmy wprost oskarżeni o nieuczciwość i zostało to upublicznione. To są działania obliczone na niszczenie ludzi i ich autorytetu, na który pracujemy całe życie zawodowe.
Sąd pierwszej instancji skazał panią Sochę na grzywnę w wysokości 2 tys. zł. Ponadto musi wpłacić 10 tys. zł na konto jednego z warszawskich szpitali. Musi też pokryć koszty pana pełnomocnictwa oraz koszty sądowe. Łącznie jest to ok. 15 tys. zł. Satysfakcjonuje pana taki wymiar kary?
Ten wyrok ma przede wszystkim znaczenie symboliczne. Tutaj nie chodzi o pieniądze. Najważniejsze jest to, że sąd jednoznacznie uznał, iż niedopuszczalne jest formułowanie fałszywych oskarżeń wobec kogokolwiek. Wcześniej ocenił, co jest dopuszczalną formą krytyki, a co jest pomówieniem.
Jak pan jako ekspert, epidemiolog ocenia publiczną działalność pani Sochy, która prowadzi krucjatę przeciwko szczepionkom i szczepieniom?
Właśnie ukazał się "ranking” największych zagrożeń zdrowia ludzkości ogłoszony przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). Na tej liście, po raz pierwszy w historii znalazło się unikanie szczepień. A więc jeżeli ktokolwiek działa aktywnie na rzecz zmniejszania liczby zaszczepionych ludzi, stanowi zagrożenie dla zdrowia publicznego. A tak działa stowarzyszenie STOP NOP, które nie tylko straszy szczepionkami, zniechęca do szczepień, ale też złożyło projekt ustawy wprowadzający dobrowolność szczepień i de facto paraliżujący możliwość ich realizacji.
Pod sztandarowym hasłem STOP NOP mówiącym o tym, że skoro istnieje ryzyko powikłań związanych ze szczepieniami, to pacjenci powinni mieć wybór, kryją się zarzuty dotyczące tego, że szczepionki niszczą zdrowie, wywołują alergie, autyzm, nowotwory, a nawet śmierć. To są fałszywe zarzuty, nie ma żadnych dowodów, które to potwierdzają, a mimo to te oskarżenia są masowo upubliczniane w mediach społecznościowych. Jak wynika z badań, 95 proc. aktywności antyszczepionkowej w Polsce to są działania w sieci. Według ekspertów WHO taka działalność prowadzi do zwiększenia ryzyka epidemii, co destabilizuje globalne bezpieczeństwo.
Dlaczego racjonalne argumenty lekarzy często przegrywają z taką szarlatanerią?
Nie przegrywamy, dzisiejszy sondaż CBOS wskazał, że ponad 90 proc. Polaków uważa szczepienia za bezpieczne i skuteczne. I ten odsetek jest w miarę stabilny w ciągu ostatnich 10 lat. Fałszywej propagandzie antyszczepionkowej poddaje się kilka procent Polaków. Jednak trzeba pamiętać, że zjawisko to szerzy się jak wirus, dlatego nie wolno go lekceważyć. To są przemyślane działania, obliczone przede wszystkim na wywołanie strachu, lęku przed szczepieniami.
Publikowane są fałszywe materiały o szkodliwości szczepień. Stoją za tym konkretne osoby, które ja nazywam aktywistami antyszczepionkowymi. Jest ich garstka, ale robią bardzo duży ruch w sieci, co przekłada się na decyzje rodziców, którzy czytając te zmanipulowane informacje wahają się czy szczepić swoje dzieci. Konieczne jest umocnienie szerokiej koalicji na rzecz rzetelnej dyskusji o szczepieniach i korzyściach z nich wynikających. Koalicji pacjentów, lekarzy, pielęgniarek, farmaceutów, urzędów centralnych, samorządów, mediów i innych środowisk odpowiedzialnych za zdrowie publiczne.