Jeśli film jest czarno-biały, akcja toczy się powoli, a fabuła ma pełno niedopowiedzeń, to wiedz, że masz do czynienia z arcydziełem. Ta przerysowana definicja pasuje do "Romy", która jest wspaniałą produkcją, ale w bezpośrednim starciu z "Zimną wojną" o dziwo przegrywa. Nikt tego jednak nie powie na głos, bo nie wypada.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Przez ostatnie kilka miesięcy światowe media rozpływały się nad "Zimną wojną". Kiedy przyszła kolej na Oscary - nabrały wody w usta. Przeglądałem portale filmowe i wszędzie jest tylko "Roma", "Roma", "Roma".
"Zimna wojna" jest wymieniana w gronie faworytów "jedynie" w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. "Roma" to pewniak w walce o najważniejszą statuetkę - za najlepszy film. Czy faktycznie film wyprodukowany przez Netflixa jest tak dobry?
Fabuła
"Roma" < "Zimna wojna"
"Zimna wojna" prezentuje iście hollywoodzką, uniwersalną historię, którą można przełożyć na dowolny język, realia i czas. Miłość w przeróżnych formach jest bliska każdemu, a zawód miłosny wynikający z różnic charakterów przeżyła większość. Dlatego tak łatwo, choć boleśnie, zatracić się w perypetiach filmowej pary kochanków. Paweł Pawlikowski zadedykował swoją opowieść rodzicom.
"Roma" to również osobista historia samego reżysera Alfonso Cuaróna. Częściowo autobiograficzny scenariusz napisał na bazie własnych doświadczeń - w latach 70. był wychowywany przez pokojówkę. To ona stała się pierwowzorem dla filmowej bohaterki. Jej historia jest przejmująca, a ukazana w szerszym kontekście nabiera dodatkowego znaczenia - siły kobiecej solidarności.
Jednak wplecenie tego w odległe, specyficzne realia meksykańskiego miasta i kompletnie nieznane, a ważne dla fabuły wydarzenia (masakra w czasie Bożego Ciała nie ma nawet polskiej strony na Wikipedii) czyni film niezrozumiałym i przez to mało angażującym. Tło "Zimnej wojny" jest przynajmniej pobieżnie znane przez widzów.
Zdjęcia
"Roma" = "Zimna wojna"
Oba filmy to prawdziwa uczta dla oczu. Pod względem wizualnym są doskonałe - nic tylko drukować dowolne kadry i wieszać je na ścianach. Zarówno "Roma", jak i "Zimna wojna" są czarno-białe oraz walczą o Oscara w kategorii za zdjęcia. Akurat w tym przypadku Amerykańska Akademia Filmowa będzie mieć twardy orzech do zgryzienia.
Również i ten element "Romy" wyszedł bezpośrednio spod ręki Alfonso Cuaróna. Nie tylko sam nakręcił film kamerą z taśmą 65 mm, ale i wszystko później zmontował. Człowiek orkiestra! Obrazem operuje w hipnotyzujący sposób niczym filmy Alejandro Jodorowsky'ego - w "Romie" często widzimy szeroką panoramę danego miejsca, a kamera przygląda się wydarzaniom wahadłowo, bez zbliżeń. Jest to absolutnie wyjątkowe.
Od zdjęć Łukasza Żala, który już zresztą był nominowany do Oscara za utrzymaną w podobnym stylu "Idę", trudno oderwać wzrok. Są bardziej tradycyjne, ale nie można odmówić im elegancji, romantyzmu i "tego czegoś". W pamięć zapadły mi zwłaszcza stroje ludowe, które podświadomie kojarzymy ze wszystkimi kolorami tęczy, ale ukazane w czerni i bieli są równie zjawiske i odrobinę niepokojące.
Aktorstwo
"Roma" < "Zimna wojna"
Wielką niesprawiedliwością jest - moim skromnym zdaniem - nominacja dla Yalitzii Aparicio, która w "Romie" gra nianię/pokojówkę, bez podobnego wyróżnienia dla Joanny Kulig. To przecież polska aktorka podbija Hollywood, jest na okładkach czasopism, a jej występ w "Zimnej wojnie" jest rewelacyjny.
Aparicio zagrała naturalnie, poprawnie, ale bardzo szybko wypada z głowy. Pozostałe kreacje z "Romy" są w porządku lub nijakie, ale nie fascynują tak jak przyćmiewający wszystkich duet Joanna Kulig - Tomasz Kot. Do tej pory pamiętam targające mną emocje w czasie seansu, a minęło już ponad pół roku.
Muzyka
"Roma" < "Zimna wojna"
W "Zimnej wojnie" muzyka jest nieodłącznym elementem nie tylko życia głównych bohaterów, ale i tego co widzimy i przede wszystkim słyszymy w głośnikach. Porywające dźwięki (w większości odpowiada za nie wirtuoz Marcin Masecki) przygrywają nam przez niemal cały seans i wzbogacają ogólne wrażenia zmysłowe. Ścieżka dźwiękowa jest niezwykle eklektyczna - od jazzu i Chopina przez muzykę rozrywkową i folk po utwór "Dwa serduszka", którego motyw nucimy na długo po seansie.
O ile "Zimną wojnę" chłoniemy całym ciałem, o tyle twórca "Romy" stawia przede wszystkim na obraz. To głównie za jego sprawą opowiada całą historię (o czym za chwilę). Muzyka w dziele Cuaróna występuje, jest wzięta z tamtych czasów, ale nie przykuwa uwagi i nie sprawia, że mam ochotę posłuchać jej później. A przecież film to dzieło wielopoziomowe, którego nieodłącznym elementem są właśnie dźwięki - wzmacniające przekaz i odbiór. Nie bez powodu kultowe filmy mają zazwyczaj genialny soundtrack.
Artyzm
"Roma" > "Zimna wojna"
W tym trudnym do sklasyfikowania aspekcie "Roma" rozkłada "Zimną wojnę" na łopatki. Polski film jest kompletny, klasycznie opowiedziany, a dynamiczna narracja i zwroty akcji pochłaniają bez reszty. Pawlikowski serwuje nam "samo gęste" i nie sposób się na nim nudzić (co w kinie artystycznym nie jest normą) - trwa niespełna półtorej godziny. "Zimna wojna" perfekcyjnie łączy ambicję z przystępnością i pozostawia poczucie spełnienia.
"Roma" to już inna para kaloszy. Scenariusz ponad dwugodzinnego filmu można streścić w kilku zdaniach. Cuarón prowadzi narrację wizualną. I nie chodzi tu jedynie o dokumentalną, zdystansowaną formę, ale symbolikę. Wiele scen musi być poddane indywidualnej interpretacji przez widza - każdy z nas ogląda ten film po swojemu. W "Zimnej wojnie" zakończenie jest proste do rozszyfrowania. "Roma" daje ogromne pole do popisu. Do tego dochodzi masa podtekstów i ukrytych znaczeń - nawet w zmieniającej się pogodzie.
Przykładem jest Ford Galaxie 500, z którym męczą się bohaterowie (a wcześniej prawdziwi rodzice reżysera) . Był niepraktycznym symbolem wzbogacenia się ówczesnej klasy średniej - uliczki i budynki były projektowane w latach 30. i nikt nie przewidział tak szerokich aut. Podobnie było z podróżowaniem, które stało się w latach 70. bardziej powszechne - stąd pełno latających samolotów w filmie.
Werdykt: "Roma" 2 - 4 "Zimna wojna"
Alfonso Cuarón jest ulubieńcem krytyków, akademii filmowej i podziwianym, wszechstronnym artystą. W "Romie" robi za cztery osoby, ale przecież ma też na koncie tak różne filmy jak "Grawitacja" czy "Harry Potter i więzień Azkabanu".
Najważniejszy Oscar dla tego Meksykanina nie będzie tylko zagraniem na złość Donaldowi Trumpowi, ale w pełni zasłużoną nagrodą za bezbłędne ujęcie własnej wizji artystycznej (i kamieniem milowym w historii Netflixa). To paradoksalnie najlepsze rozwiązanie dla Polaków, bo jeśli obie produkcje ścigałyby się w jednej kategorii, szanse dla "Zimnej wojny" byłyby mniejsze, (co pokazały Złotego Globy). Liczymy więc na dobrą wolę Akademii, a w duchu niech każdy sam oceni, który film jest lepszy.