Curiosity wylądował na Marsie – czytamy nagłówki we wszystkich mediach informacyjnych. Łazik dotknął powierzchni Czerwonej Planety i wywołał falę ekscytacji. Nie tylko wśród miłośników astronautyki, ale i zwykłyuch internautów. "To przełomowe wydarzenie", "wyjątkowa chwila, nie tylko dla Ameryki, ale dla całego świata" – słyszeliśmy przed lądowaniem. Skąd ten szał? – Doskonała reklama – mówi nam ekspert PR, Bogusław Feliszek.
Lądowanie śledziło wiele osób na co dzień niezainteresowanych kosmosem, a szczególnie ciałami niebieskimi naszego układu słonecznego. O Curiosity (ang. "ciekawość") było jednak głośno od dłuższego czasu. Kolejny etap eksploracji Czerwonej Planety poprzedził szereg filmów o tej tematyce. Wydarzenie było na ustach dziennikarzy na całym świecie, a NASA podjęło się kilka miesięcy temu współpracy nawet z twórcami gry Angry Birds. To wszystko, by zobaczyć kilka zdjęć i nagrania z lądowania na pustynnej powierzchni Marsa.
Kosmiczna ekscytacja
Kosmos to dla ludzi nadal ogromny znak zapytania. Zaczynając od potencjalnych złóż zasobów naturalnych, przez poszukiwanie miejsca możliwego do zaludnienia, po odkrycie życia pozaziemskiego – wszystko to kwestie nie tylko ważne, ale i ekscytujące. Dlatego lądowanie na sąsiadującej z Ziemią planecie samo w sobie jest wyjątkowe.
NASA postarało się jednak, by wydarzeniu nadać dodatkowej pikanterii. Przed lądowaniem słyszeliśmy o 7 minutach horroru, jakim będzie cała operacja oraz niebezpieczeństwach, jakie sonda będzie musiała pokonać. W sieci pojawiły się wizualizacje prezentujące skomplikowane wyhamowywanie, jakie umożliwi bezpieczne znalezienie się pojazdu na powierzchni.
– Łazik znalazł się tam dzięki procedurze lądowania o skomplikowaniu dotychczas niespotykanym. Nigdy bowiem tak wielkie urządzenie nie znalazło się na powierzchni Marsa. Lądowanie pojazdu ważącego ponad 900 kilogramów, za pomocą technologii stosowanych do tej pory, było niemożliwe do przeprowadzenia. Dlatego zaplanowano złożoną akcję wyhamowywania Curiosity, w których brały udział dwa orbitery towarzyszące oraz sondy umieszczone na powierzchni już wcześniej – mówi nam Piotr Szymkarczyk z Przemysłowego Instytutu Automatyki i Pomiarów.
Dodajmy, że chodzi o 900 kilogramów wysokiej technologii, która jeszcze na powierzchni innego ciała niebieskiego nigdy się nie znalazła. – W porównaniu z poprzednimi łazikami ten wyposażony jest w zaawansowane technicznie instrumenty naukowe, mające między innymi poszukiwać życia – mówi Szymkarczyk.
Radość, płacz, spełnienie
Po lądowaniu oglądać mogliśmy łzy szczęścia zespołu koordynującego trwającą od 36 tygodni misję. Kiedy łazik bez problemów wylądował na miejscu w sztabie dowodzącym lotem, wybuchła euforia, która przypadku kilku pracowników NASA zamienił się w potoki rzewnych łez. Film szybko znalazł się w sieci.
Po wszystkim pojawiają się jednak komentarze, że relacja wydarzenia była nudna, a zdjęcia, które docierają powoli na Ziemię, nie zachwycają. To w końcu misja naukowo-badawcza. Wiele osób po wrzawie medialnej poprzedzającej wydarzenie oczekiwało jednak czegoś szczególnego. Mówienie o życiu pozaziemskim oraz słowa takie jak "horror" pobudzają bowiem wyobraźnię. NASA lądowanie sondy reklamowała bowiem wzorowo.
Bogusław Feliszak tłumaczy, że jesteśmy na etapie komunikacji tabloidalnej. Dlatego komunikaty muszą wzbudzać emocje, żeby dotrzeć do odbiorcy. – Nie dziwię się zresztą, bo za tydzień czy za miesiąc nikt nie będzie pamiętał szczegółów tego, co się stało, ale zostaną emocje – mówi ekspert PR.
– Agendy rządowe mają obowiązek informować obywateli o swoich działaniach. Gospodarują przecież publicznymi środkami. Kluczowe jest w tej kwestii nie to, co ma do powiedzenia NASA, ale jak te komunikaty odbierają i oceniają obywatele. W tym przypadku myślę, że efekt jest bardzo pozytywny – mówi Feliszak.