Pierwsza polska antropolożka i pierwsza kobieta, która wykładała na Oksfordzie. Przebyła tysiące kilometrów przez mroźną Syberię w samym środku zimy, spała w namiotach tubylców, rozmawiała z szamanami, doprowadziła do rozwoju antropologii. Jednak los potraktował ją okrutnie, co doprowadziło ją do dramatycznego samobójstwa. Oto Maria Czaplicka.
Kobieta naukowiec nie miała jeszcze ponad sto lat temu łatwego życia. Po pierwsze nie mogła studiować na uczelniach wyższych. Po drugie miała problem ze znalezieniem dobrej posady, nawet jeśli udało jej się zdobyć wykształcenie. Po trzecie nieliczni traktowali ją poważnie.
Mimo to kobiety, które chciały poświęcić się nauce, nie poddawały się. Maria Składowska wyjechała z Królestwa Polskiego, dostała się na Sorbonę i dostała dwie Nagrody Nobla. A inna Maria, Maria Czaplicka, pojechała do Wielkiej Brytanii studiować antropologię, wykładała na Oxfordzie i udała się w podróż życia.
To jednak nie znaczy, że wyjazd za granicę rozwiązywał wszelkie problemy. Tam też kobiety były na przełomie XIX i XX wieku istotami niższego sortu.
Składowska-Curie przez długi czas musiała borykać się z seksizmem i opiniami, że jest tylko asystentką swojego męża. Czaplicka z kolei – mimo zasług dla nauki – została bezceremonialnie zignorowana, kiedy po I wojnie światowej mężczyźni, którzy wrócili z frontu, upomnieli się o swoje dawne posady.
Historia Czaplickiej – pełna pasji, ambicji, egzotyki, przygód, sukcesów i tyle samo rozczarowań – skończyła się tragicznie. Ówcześni potraktowali tę wybitną badaczką jawnie niesprawiedliwie, co smuci do dziś. A właściwie smuciłoby, gdybyśmy o Czaplickiej pamiętali. A nie pamiętamy w ogóle. Może nawet jej nie znamy.
Ale od początku.
Nauka za wszelką cenę
Maria Czaplicka urodziła się w 1886 r. w ubogiej rodzinie urzędnika kolejowego. Marysia uwielbiała się uczyć – ukończyła warszawskie gimnazjum i wybrała ścieżkę kariery, która dla Polek była wtedy najbardziej dostępna. Nauczycielki.
Czaplicka uczyła więc na pensji i udzielała korepetycje z geografii (dorabiała też jako sekretarka), jednak szybko okazało się, że to jej nie wystarcza. Zwłaszcza, że zaczęła coraz bardziej interesować się i geografią, i etnologią oraz antropologią. Jednak jako kobieta nie mogła studiować na polskich uniwersytetach – na Uniwersytet Warszawski Polki miały dopiero wstęp od 1950 r.
Dziewczyna postanowiła więc, że będzie zdobywać edukację, gdzie tylko się da. Była niestrudzona. Stała się członkinią kilku towarzystw naukowych, studiowała przyrodoznawstwo w Towarzystwie Kursów Naukowych, aż w końcu rozpoczęła studia na Uniwersytecie Latającym (gdzie zaczynała również przyszła noblistka Skłodowska). Na nielegalnych wykładach w mieszkaniach chłonęła wiedzę i uczyła się od najlepszych polskich naukowców.
Pęd Czaplickiej do nauki, jej ambicje i zdolności w końcu doceniono. W 1910 roku, w wieku 24 lat, Maria otrzymała stypendium (w wysokości 900 rubli) Kasy im. Mianowskiego. Organizacja, której ojcami byli m.in. wybitni pisarze Bolesław Prus i Henryk Sienkiewicz, wspierała finansowo zdolnych młodych naukowców na ziemiach polskich.
Dla Czaplickiej była to jedyna w swoim rodzaju szansa na zdobycie wykształcenia za granicą. Spakowała się, pożegnała z polskimi przyjaciółmi (w tym z poetą Władysławem Orkanem, z którym podobno łączyło ją uczucie) i wypłynęła do Londynu.
Pani doktor
"Oksford i Cambridge ogólnie rzecz biorąc nie uznają kobiet, ale ja nie narzekam" – pisała Maria do Władysława w jednym z listów (które przytacza Joanna Tokarska-Bakir w "Wysokich Obcasach"). Po roku studiowania antropologii w London School of Economics na Uniwersytecie Londyńskim Czaplicka przeniosła się bowiem do prestiżowego Uniwersytetu Oksfordzkiego, co sam zaproponował jej profesor Charles Gabriel Seligman.
Maria przekroczyła próg słynnego Oksfordu, mimo że – jak pisała – kobiety nie były tam mile widziane. Na studentki patrzono tam krzywo, a brytyjskie władze przyznają kobietom częściowe prawa dopiero w 1918 r.
Jednak Czaplicka nie zrażała się tym i wpadła w wir nauki. Uczyła się dzień i noc, walczyła o docenienie. "Mam językową trudność, ale to nic. Nadto zimno w pokoiku. Ludzie i jedzenie takie inne. Ale to nic" – pisała w liście o swoich początkach w Wielkiej Brytanii. Ale to nic, idziemy do przodu.
Opłaciło się. W 1915 r. 26-letnia Czaplicka jako druga osoba w Europie zrobiła doktorat z antropologii.
Co ciekawe uzyskała go rok przez Bronisławem Malinowskim, czyli "ojcem polskim antropologii", uczonym, który – mimo prawie identycznej ścieżki kariery jak Czaplicka (emigracja do Wielkiej Brytanii, studia na Oksfordzie, wyprawy naukowe za granicę w tym samym roku) – zupełnie wypchnął ją z historycznej świadomości. Dla studentów antropologii Malinowski jest bogiem, ale czy znają nazwisko Czaplickiej?
Miłość do Syberii
Szansę na rozwój naukowej kariery Czaplicka dostała dzięki... znajomości języka rosyjskiego. Jej profesor Robert Ranulph Marett stwierdził, że będzie miała ona łatwiejszy dostęp do rosyjskich i polskich badań o plemionach żyjących w dalekiej Syberii, a także prościej będzie jej porozumieć się z tubylcami.
Czaplicka dostała więc stypendium i wyjechała na Syberię, a efektem tej podróży była wydana w 1914 r. książka "Aboriginal Siberia, a Study in Social Anthropology".
Syberyjska wyprawa sprawiła, że Czaplicka zafascynowała się tą częścią świata i miała chrapkę na więcej. Zaintrygowali ją szczególnie Ewenkowie (inaczej Tunguzi) – mało znany lud zamieszkujący południowo-środkową Syberię. Postanowiła ich poznać.
21 maja 1914 r. Maria Czaplicka wsiadła w Londynie do pociągu do Rosji i rozpoczęła drugą ekspedycję na Syberię, podróż, która da jej sławę.
Przez mech i błoto
Londyn, Warszawa, Moskwa, stamtąd Koleją Transsyberyjską do Krasnojarska, a potem parowiec i miejscowość Golczicha u ujścia rzeki Jenisej. Po trzech tygodniach i prawie 5 tysiącach kilometrów uczestnicy wyprawy są na miejscu – w odizolowanym od świata kraju Tunguzów za kręgiem polarnym.
Na początku było ich czworo. Czaplicka rozmawiała z Ewenkami, uczyła się ich języka, obserwowała życie codzienne i zwyczaje, robiła notatki, spisywała lokalne legendy, zdobywała ich zaufanie. Antropolog Henry Usher Hall z USA zbierał eksponaty (w zamian dawał Ewenkom herbatę, tytoń i ser) i pomagał Czaplickiej w pomiarach (m.in. czaszek), malarka Dora Curtis ilustrowała i robiła zdjęcia, a ornitolożka Maud Haviland obserwowała ptaki.
Nie obyło się jednak bez niebezpieczeństw. Podczas przeprawy przez rzekę Jenisej – jedną z największych na świecie – naukowców napotkał sztorm, a Czaplicka zachorowała na poważną chorobę morską. Wymiotowała krwią, podobno jej stan był krytyczny.
Jednak wyszła z tego i wypuszczała się w dalsze eskapady, o czym Curtis pisała w jednym z listów (przytoczonych przez Joannę Tokarską-Bakir): "To, że jest do tego zdolna, świadczy o jej wielkim duchu, ale boję się, że drogo za to zapłaci". Jak pisała malarka, Czaplicka była w stanie przebyć każdego dnia nawet 30 km i przedzierać się przez błotnistą tundrę "ledwie o kawałku chleba".
Na przeszkodzie ekspedycji stanął wybuch I wojny światowej. Haviland i Curtis wróciły do Wielkiej Brytanii, jednak Czaplicka i Hall postanowili zostać na Syberii... przez zimę. Czyli w okresie, kiedy temperatura sięgała tam minus 60 stopni Celsjusza.
Kobieta i mężczyzna w jednym namiocie
Dwoje antropologów ruszyło jeszcze dalej w głąb Syberii. Czaplicka i Hall popłynęli na południe do Toruchańska, a potem wędrowali wzdłuż rzeki Dolna Tunguzka do jeziora Czirinda. Pokonywali dziesiątki kilometrów dziennie, idąc po pas w śniegu albo jadąc saniami prowadzonymi przez renifery lub koniki stepowe. Przebyli tak łącznie 3 tysiące kilometrów.
Ich wyprawa budziła w Wielkiej Brytanii wielkie emocje. Nie tylko to, że Syberię zimą przemierzała kobieta (w prasie na Wyspach nazywano ją m.in. "nieustraszona badaczką" i "uczoną damą"), ale też to, że kobieta jest sam na sam z mężczyzną i dzieli z nim namiot. Ten był jednak podzielony na część kobiecą i męską, zresztą antropolodzy i tak najczęściej spali w namiotach mieszkańców Syberii.
"To rzecz niesłychana, aby młoda kobieta z tak skromnym wyposażeniem materialnym przedsięwzięła podróż zimową na przestrzeni wielu tysięcy mil w strasznej dziczy rozciągającej się między dolinami Jenisieju i Leny, nie mogąc liczyć na nic lepszego poza gościnnością tubylców" – pisała brytyjska gazeta "The Athenaeum". Czaplicka jednak później miała o gościnności ludów na Syberii jak najlepsze zdanie – podobno zawsze wpuszczali ich do siebie w największe mrozy.
Podczas tej niesłychanie trudnej i wyczerpującej wyprawy polska antropolożka poświęciła dużo uwagi szamanom. Czaplicka obserwowała ich rytuały i rozmawiała z nimi, doszła także do wniosku że szamanizm to skutek tzw. histerii arktycznej, czyli zaburzenia nerwowego, na której zapadają ludzie mieszkający pod kołami podbiegunowymi, a więc w niewiarygodnie trudnych warunkach.
Czaplicka zresztą sama wzięła udział w szamańskim seansie. W swojej książce "My Siberian Year" ("Mój rok na Syberii") opisała, że szaman stwierdził na jej widok, że "duchy ją znają". Przepowiedział jej także niepodległość Polski. "Twoje trzy domy stały się jednym" – odpowiedział szaman na pytanie Czaplickiej, jakie będą losy Polski.
W końcu Czaplicka i Hall wrócili do Londynu. Tym razem przez Skandynawię, aby ominąć kraje ogarnięte przez wojnę.
Ze szczytu na dno
Przez kilka lat po tej niezwykłej wyprawie Czaplicka była traktowana w Oksfordzie jako bohaterka. Wydała dwie książki ("My Siberian Year" i "The Turcs of Central Asia"), zdobyła dwa prestiżowe stypendia naukowe, wygłaszała odczyty, pisała artykuły, została członkinią Królewskiego Towarzystwa Geograficznego.
A co najważniejsze – została wykładowczynią. I to pierwszą na Oksfordzie. Wykłady prowadziła od 1916 - 1918 r., uczyła o kulturze Europy Środkowej, Wschodniej i Syberii.
Jednak wszystko skończyło się w 1919 r., kiedy po skończonej wojnie do Wielkiej Brytanii z frontu wrócili mężczyźni. Nagle okazało się, że dla Czaplickiej – mimo jej olbrzymich zasług dla antropologii – nie ma już na wydziale miejsca. Straciła wykłady i została bez pracy. Nie dość, że popadła w długi, to jeszcze urażono jej ambicje i dumę.
Od tego momentu wszystko ciągnie już Czaplicką w dół. Miała dostać pracę na amerykańskim Uniwersytecie Columbia, jednak propozycja w końcu nie wypaliła, mimo że Czaplicka już popłynęła za ocean. W 1920 r. dostała posadę na Wydziale Anatomii uniwersytetu w Bristolu, jednak po roku nie przedłużono z nią kontraktu. Do tego jej kompan z syberyjskiej podróży, Henry Hall – w którym według biografów Czaplickiej antropolożka była zakochana – zaręczył się z amerykańską malarką.
Porażki i problemy sprawiły, że Maria Czaplicka przeżyła załamanie nerwowe i zachorowała na depresję. W końcu miała dość. 26 maja 1921 r. wypiła żrącą substancję. Cierpiała przez kilka godzin, w końcu zmarła – relacjonowały w listach jej przyjaciółki. Pochowano ją na cmentarzu Wolvercote w Oksfordzie.
Zapomniana
Dlaczego jednak o Czaplickiej się nie pamięta. Szczególnie w Polsce, gdzie "Mój rok na Syberii" wydano dopiero w 2013 roku? Otóż nauka potraktowała ją źle.
Prace i materiały Czaplickiej z Syberii otrzymał zgodnie ze spisanym przez nią testamentem Henry Hall, lecz nigdy ich nie opublikował i przepadły. Z kolei Władysław Orkan, jej przyjaciel i prawdopodobna miłość z Polski, dysponował wieloma listami od Polki. Tymczasem "symbolicznym zbiegiem okoliczności obaj (lub bibliotekarze opracowujący ich spuściznę) zatarli autorstwo Czaplickiej, włączając sporządzone jej ręką źródła we własne dziedzictwo" – pisze Joanna Tokarska-Bakir w "Wysokich Obcasach".
Na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie nie ma więc w katalogu jej nazwiska – listy od niej znajdziemy pod nazwiskiem Orkan, a wycinki prasowe poświęcone wyprawie na Syberii – pod nazwiskiem Hall.
Przypadek, męska zazdrość, urażona duma, złamane serce? Nie wiemy. Wiemy jednak, że nie pamięta się o pierwszej polskiej antropolożce, której utrudniono drogę do dalszej kariery, tymczasem Bronisław Malinowski miał drzwi otwarte do sławy i chwały, a większych problemów nie napotykał.
Warto jednak pamiętać, że Maria Czaplicka była genialną uczoną, która mimo że los kładł jej kłody pod nogi, parła dalej. Do czasu. W końcu miała dość walki.