
– chodź pograć w gałę – zaproszenie do gry w piłkę nożną;
– oberwać w pędzel – dostać w twarz w bójce;
– niekrzywa miotełka – ładna dziewczyna;
– nietoperze – rodzice (bo czepiają się wszystkiego);
– pójść na pieczarki – wybrać się na zapiekankę z pieczarkami;
– dzikie węże biegają mi przed oczami – oznaka strachu lub zaskoczenia.
Mój polski jest inny niż język radomskiej młodzieży w roku 1986, inny niż zdania padające za Żelazną Bramą w być może najbardziej przełomowej dekadzie we współczesnej historii Polski. Na pewno miały na niego wpływ wydarzenia, które nastąpiły po 1989 roku – swobodny dostęp do wytworów amerykańskiej popkultury, ekspansja hip hopu i w końcu internetu.
Fragment piosenki "Slang"
Zastanawiać się to rozkminiać
Sztuka to świnia, muka to kiła
Przyglądać się to obcinać
Spać to kimać, wąchać to kirać
Chodzić - poginać, lipa to przypał
Atmosfera to klimat
Jaźwa to morda, wóda to gouda
Lufa to bomba, s*ka to zołza
Kiedy wyjechałem na studia do Lublina, po raz pierwszy spotkałem się z określeniami, których w Częstochowie (skąd pochodzę) w ogóle się nie używało. Kiedy mój przyjaciel ze Świdnika po raz pierwszy spytał mnie, czy mogę mu "pożyczyć jakąś sarę", za nic nie wiedziałem, czego gość ode mnie chce. A chodziło po prostu o pieniądze.
Internet to kolejny ważny czynnik, który kreuje naszą mowę. Wszystkie "ale urwał", "jestem hardkorem" czy "patrz szwagier, jaka franca" weszły do użytku równie niezauważalnie co korpojęzyk biur i call center, ze swoimi "targetami", "asapami" i "briefami".