Internet nie jest ani śmietnikiem, ani bagnem. Takie opinie mogą mieć ci, którzy nie radzą sobie z korzystaniem z dobrodziejstw sieci. Internet jest taki sam, jak cały otaczający nas świat - zwykle nudny, czasem denerwujący, ale jednocześnie pełny ciekawych treści. Tylko malkontenci próbują nam wmówić, że sieć to wysypisko.
Młody pisarz, Łukasz Orbitowski, opublikował w serwisie Spider's Web tekst, w zastanawia się, czy internet jest odbiciem wszystkich ludzi. – Jeśli tak, to w pierwszym oglądzie jest z nami bardzo źle. Nigdy nie zetknąłem się z taką ilością syfu, jak w sieci – stwierdził.
Nie wiem, na jakie strony wchodzi Łukasz Orbitowski, ale ja syf staram się omijać. Przywołam takie porówanie: w codziennym życiu każdy z nas ma do czynienia ze śmieciami, mamy bowiem w domu śmietniki, z których codziennie korzystamy. Nikt jednak do tego śmietnika nie wkłada głowy w poszukiwaniu wartościowych rzeczy.
Orbitowski pisze, że internet ujawnił nasza nikczemność. Nie zgodzę się z tym. Ludzie od zawsze pletli głupoty i obrzucali się błotem, tylko że dziś robią to właśnie w sieci. Największą winą internetu jest fakt, że wszystkie słowa zapisuje i każdy może je przeczytać – jeżeli chce i wie, gdzie szukać.
Rozwiązanie jest proste - nie szukać. Orbitowski, publikując swój tekst, zachował się jak ludzie dzwoniący do "Szkła kontaktowego" w TVN24 i narzekający, że stacja nadaje nie takie treści, jakich życzyłby sobie dzwoniący. – Jeśli się nie podoba, proszę przełączyć – radzą zwykle prowadzący. I taką mam radzę dla Orbitowskiego.
Jak unikać śmieci?
Sam na śmieciowe treści natykam się bardzo rzadko. Nie liczę oczywiście reklam, bo tych trudno uniknąć, mam na myśli wszystko to, co produkują redakcje, blogerzy i pojedynczy internauci. Wyłączyłem na Facebooku znajomych, którzy zaśmiecali mi ekran zdjęciami piesków, kotków i nowonarodzonych dzieci. Na Twitterze śledzę tylko tych użytkowników, których opinie mnie interesują. Nie wchodzę na żadne Pudelki i inne Labradory. Nie czytam komentarzy sfrustrowanych pracowników korporacji i forów internetowych, na których rządzi gimbaza. Mam spokojne życie w internecie.
Rano, kiedy wstaję, włączam komputer, sprawdzam kilka skrzynek pocztowych. Usuwam spam i już mam wolne od śmieci. Zaczynam dzień od serwisów informacyjnych, Facebooka i Twittera. Klikam tylko w te linki, które wydają się interesujące. Zwykle się nie zawodzę. Portale społecznościowe towarzyszą mi przez cały dzień, zwykle mało publikuję sam, za to dużo oglądam.
Kiedy chcę poczytać coś ciekawego, zwykle już wieczorem, biorę tablet i uruchamiam aplikację Pocket: czekają na mnie artykuły, których nie zdążyłem przeczytać w ciągu dnia. Aplikację mam zainstalowaną w przeglądarce internetowej i kiedy podoba mi się jakiś artykuł, którego nie mogę przeczytać w danej chwili, klikam na czerwony przyciski, a wtedy tekst ląduje w Pocket. Zwykle na tablecie czytam długie teksty.
Z Pocket połączony jest Twitter. Kiedy zapisuję ciekawy tekst w Pocket, na moim Twitterze automatycznie publikuje się link do tego tekstu. Wszystko dzięki stronie ifttt.com, która pozwala łączyć różne internetowe narzędzia. Działa na zasadzie "jeśli coś, to coś". Opcji jest dużo, np. jeśli zacząłem śledzić kogoś na Twitterze, mój znajomy może o tym dostać od razu maila. Mechanizm można zaprogramować na wiele różnych sposobów. A dzięki temu raz wysłana informacja może dotrzeć w wiele różnych miejsc.
Kiedy leżę już w łóżku przeglądam informacje ze świata z serwisów BBC i Al Jazeery. Nie dawno odkryłem arcyciekawy, a co najważniejsze darmowy, Al Jazeera Magazine. Dostępny na iPada i na Androida. To miesięcznik z reportażami i innymi artykułami z całego świata.
Gdzie nie ma hejterów?
Jeżeli chodzi o blogi, najczęściej czytam Pawła Tkaczyka, bo ma on naprawdę ogromną wiedzę na temat swojej branży i nie stara się lansować, jak wielu innych popularnych blogerów. Lubię też zAfganistanu.pl, gdzie mogę podglądać życie i pracę polskich żołnierzy w tym kraju. Często zaglądam też na ŚwiatCzytników.pl, gdzie czytam o e-bookach i trendach w rozwoju całej branży.
Co ciekawe, na wszystkich tych blogach nie ma chamstwa i prostactwa. Rozmowy prowadzone są na przyzwoitym poziomie. Nie ma hejterów, są po prostu czytelnicy, którzy czasem mają jakieś uwagi. Na tych blogach chętnie czytam komentarze, bo mogę się z nich czegoś ciekawego dowiedzieć. Mogę o coś zapytać, a odpowiedź dostanę albo od innego użytkownika, albo od samego autora bloga.
Czytam też informacje lokalne – o Warszawie, w której mieszkam i o Jastrzębiu-Zdroju, z którego pochodzę. Lubię mieć poczucie, że czytam o czymś, co dotyczy bezpośrednio mnie jako mieszkańca, o miejscach i rzeczach, które codziennie spotykam na swojej drodze – bez polityki i słownych przepychanek, tylko zwyczajne newsy o zwyczajnych sprawach.
W piątek wieczorem bardzo dużo czytam na temat nadchodzącej kolejki Premier Leauge. Gram ze znajomymi w Fantasy Premier Leauge. Grę, w które kompletuje się wirtualną drużynę, składającą się z prawdziwych piłkarzy, i zdobywa punkty, kiedy ci strzelają bramki na boisku. Porcję świeżych newsów na temat angielskiej piłki dostarcza FantasyFootballScout.co.uk, a statystyki ForuFourTwo.com.
Kiedy już kładę się spać zakładam słuchawki na uszy i słucham podcastów programu "Połączenie" z Radia TokFM. Według mnie to jeden z najlepszych programów w polskim eterze. A na koniec puszczam sobie serwis BBC.
Internet nie jest śmietnikiem, jest fajnym miejscem, gdzie bardzo łatwo można znaleźć ciekawe treści. Trzeba tylko umieć szukać. Nie powinniśmy się zachowywać jak wegetarianin, który narzeka na to, że w supermarkecie sprzedają mięso. Niektórzy ludzie lubią mięso, a wegetarianin może ominąć stoiska z wędliną i iść prosto do tych z zieleniną. Supermarket jest dla wszystkich.