
Rapujący policjant – brzmi to równie dziwnie, co elektryczny Harley-Davidson, sojowy boczek i bezalkoholowa wódka. A jednak okazuje się, że nie mamy tutaj do czynienia z oksymoronami. W pierwszym z przypadków chodzi o starszego aspiranta Piotra Chwastowskiego, który po zdjęciu munduru przeobraża się w rapera o ksywce 811811 (wziętej od numeru odznaki służbowej), nawijającego o – że się tak wyrażę – pieskim życiu. Dziś opowie o tym, jak przy pomocy hip hopu walczyć z łamaniem prawa i stereotypami.
W przypadku tych pierwszych zdarzają się tzw. podśmiechujki w stylu "o, gwiazdor"! Co z tego? Po prostu staram się nie zadzierać nosa i dalej robić swoje dalej. Przełożeni? Ani nie pomagają, ani nie przeszkadzają – jesteśmy bardzo konserwatywną instytucją, tak więc zachowują podejście neutralne.
Nie mówmy tutaj o jakiejkolwiek karierze, to jedynie hobbystyczna odskocznia od spraw codziennych, forma relaksu i zabawy. Podkreślmy: nigdy nie będę się określał mianem rapera, broń Boże nie aspiruję do tego miana. Moją twórczość nazwijmy raczej felietonami muzycznymi.
Absolutnie nie ma takiej możliwości, obiecałem im dyskrecję. Wiadomo, że nigdy w życiu nie przyznają się do rozmów ze mną. Przecież momentalnie byliby uznani za konfidentów; zarówno przez kolegów po fachu, jak i fanów. Wie pan: koniec ze sprzedażą płyt i biletów na koncerty, koniec świata.
Rzeczywiście, doskonale pokazują to historie z mojego życia. Jedna z nich, pochodząca z czasów, gdy pracowałem jeszcze w patrolu interwencyjnym: środek nocy, opolskie blokowisko, z kolegą podjeżdżamy radiowozem do sporej grupy hałasującego dresiarstwa. Wiemy, że za chwilę będzie trzeba wejść w niezły kocioł, bo widać, że to tzw. klasyczne prawilniactwo.
