Jan Maria Tomaszewski, kuzyn Jarosława Kaczyńskiego, już wcześniej wyrzekł się swojego zięcia Geralda Birgfellnera, który miał nagrywać rozmowy z prezesem PiS w sprawie budowy dwóch wieżowców w centrum Warszawy. Teraz dodał, że to zięć "go we wszystko wkręcił" i powtórzył, że "czuje się przez niego oszukany".
Najpewniej to austriacki deweloper Gerald Birgfellner nagrał rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim, swoją żoną i Grzegorzem Tomaszewskim. Stenogramy przekazane i upublicznione przez dziennikarzy "Gazety Wyborczej" wstrząsnęły nie tylko polską sceną polityczną, ale i samą rodziną prezesa PiS.
Jan Maria Tomaszewski, kuzyn Jarosława Kaczyńskiego i ojciec Karoliny Tomaszewskiej, czyli żony Birgfellnera, w rozmowie z Polską Agencją Prasową odcina się od austriackiego biznesmena, który w centrum Warszawy miał postawić słynne "K-Tower".
Jan Maria Tomaszewski przyznał wprawdzie, że Birgfellner jest jego zięciem, ale i zaznaczył, że to właśnie Austriak "wkręcił go w to wszystko" i dodał, że "czuje się przez niego oszukany".
Wcześniej – w rozmowie z dziennikarzami "Super Expressu" – przyznał, że nie ma bliskiego kontaktu z Austriakiem. – Co ja mogę na to poradzić? To nie jest żadna rodzina, on się przykleił i tyle – stwierdził Tomaszewski. Przekonywał też, że widuje zięcia kilka razy w roku.
Tomaszewski powiedział PAP, że ze sprawą Srebrnej "nic go nie łączy". – W ogóle nie zajmuję się biznesem – przekonywał. I w rozmowie z PAP sprostował, że Grzegorz Tomaszewski, który brał udział w rozmowach upublicznionych przez "GW", nie jest kuzynem Jarosława Kaczyńskiego.
Przypomnijmy, że Birgfellner domagał się od prezesa PiS zapłaty za pracę przy projekcie budowy dwóch wieżowców na działce, która należy do spółki Srebrna. Jarosław Kaczyński tłumaczył mu, że zapłaci za usługi, ale Austriak albo musi mu przedstawić dokumenty, albo skierować tę sprawę do sądu.
Kiedy Birgfellner nie otrzymał zapłaty za prace przygotowawcze, to uznał to za próbę oszustwa i zwrócił się do prawników: Romana Giertycha i Jacka Dubois.