- Będę kiedyś mistrzynią olimpijską - powiedziała, mając 11 lat. Dziś złota nie zdobyła, ale ma brąz. Drugi dla Polski w windsurfingu, w klasie RS:X. Kim jest Zosia Klepacka, polska bohaterka dnia?
"Zwykły dzieciak z szarego podwórka staje jutro na starcie w windsurfingu i walczy o medal igrzysk olimpijskich!!! Bracia i siostry....:)" - napisała wczoraj na swoim facebooku. Zosia Klepacka. Brązowa medalistka z Londynu. Zawodniczka, która właśnie zrealizowała swój cel. W pięknym stylu. W ostatnim, najważniejszym wyścigu, zajęła trzecie miejsce. Zaimponowała zwłaszcza na ostatnich metrach.
- Będę kiedyś mistrzynią!
Misja została wykonana. Medal na igrzyskach to spełnienie jej marzeń. Gdy była 11-letnią dziewczynką, trener zabrał ją na Santa Maria, gdzie odbywały się mistrzostwa świata juniorów. Spała tam w wybitnie niekomfortowych warunkach, pod gołym niebem. Nagle wstała i oznajmiła wszystkim: "Za jakiś czas będę mistrzynią olimpijską".
Zosia od zawsze wiedziała, że chce być sportowcem. Dlatego poszła do szkoły sportowej przy Konwiktorskiej. Zaczęła od pływania, miała zdobywać laury na 100 metrów żabką. Ale czegoś brakowało. Sekund. Jej trener doszedł do wniosku, że nic z tego nie będzie. Ona też. - Chcę pływać na desce - postanowiła. I dziś osiągnęła sukces.
Warunki miała świetne. Ojciec żeglarz, brat też właśnie tym się zajmował. Nie miała daleko, wystarczyło zameldować się w Nieporęcie, nad Zalewem Zegrzyńskim. Z Warszawy to tylko około dwudziestu kilometrów. Tam był odpowiedni sprzęt i odpowiednie warunki.
Łódki były zbyt nudne
- Zaczynała od łódek, ale na nich jej się nudziło, potrzebowała czegoś dużo bardziej dynamicznego. Stąd ten windsurfing. Świetnie się w nim odnajduje, ma kondycją oraz psychikę wielkiego sportowca. Poza tym zawsze miała wsparcie w rodzinie - opowiada mi Witold Nerling, który prowadzi ją w klubie.
Zosia Klepacka w obiektywie kamery:
W windsurfingu struktura finansowa jest następująca: rodzice płacą za treningi dziecka, a klub opłaca trenera. Państwo Klepaccy w pełni to akceptowali. Nie było żadnego problemu.
Zosia to tytan pracy. Gdy chwilę poobserwujesz ją na treningu, od razu w oczy rzuci ci się jej zawziętość, ambicja. Już jako dziecko musiała wstawać o piątej rano. O szóstej zaczynała trening, prawie dwugodzinny. Potem była szkoła. Gdy jej rówieśnicy wracali do domu, by odpocząć, a potem odrabiać lekcje, ona kierowała się na kolejne zajęcia. Ją czekał kolejny wysiłek fizyczny, który tak kocha.
- Dziś takich dzieci już nie ma. Ona non stop jeździła autobusami i tramwajami, a dzisiaj dzieciaki się wszędzie podwozi autem. Kompletnie inny świat. Windsurferów takich jak ona będzie coraz trudniej wychować - smuci się Nerling.
63 dni chwały
Uwielbia nie tylko żeglarstwo, ale i muzykę, Konkretnie hip-hop. Na facebooku udostępniła niedawno piosenkę "63 dni chwały" zespołu Hemp-Gru. Piosenkę, która po części pewnie kojarzyła jej się ze startem w Londynie. - Ona ma nawet jakiś zespół, z którym czasami występuje. Jakiś czas temu kupiła sobie gitarę i wzmacniacz, zabiera je zawsze ze sobą. Wie pan, ja nawet mam gdzieś jakieś takie śmieszne zdjęcie, jak Zosia stoi na przyczepie i gra na gitarze. Cała Zosia - wspomina jej klubowy trener.
Zapowiedziała, że jak zdobędzie medal, przeznaczy go na cele charytatywne. Na nieuleczalnie chorą Zuzię. Zresztą sama ma teraz męża i małe dziecko, które jest jej oczkiem w głowie. Rodzinę, która jest niemniej ważna niż deska.