Jarosław Kaczyński długo zwlekał z komentarzem do ostatnich doniesień o byłym już szefie NFOŚ Kazimierze Kujdzie, który współpracował z SB, ale w końcu przerwał milczenie. – Nie usprawiedliwiam w żadnym wypadku współpracy Kazimierza Kujdy ze służbami PRL – powiedział w rozmowie z Polską Agencją Prasową prezes PiS.
– Nigdy nie zauważyłem niczego, co by wskazywało na to, że Kazimierz Kujda działa przeciwko nam, czy spółce, a spółka była atakowana. Zawsze się sprawdzał – dodał prezes PiS.
Podkreślił także, jak wielkim była dla niego zaskoczeniem ta sprawa. – Dowiedziałem się dopiero, gdy sprawa wybuchła w mediach. Gdy powstawał zbiór zastrzeżony nie byliśmy przy władzy. Zielonego pojęcia nie miałem o sprawie. Nie ukrywam, że ta informacja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba – tłumaczył.
Jak stwierdził, nie ma zamiaru usprawiedliwiać jego współpracy, ale… właściwie po części to zrobił. – Ale prawdopodobnie był agentem pięciorzędnym, przy czym tak naprawdę współpraca trwała kilkanaście miesięcy. Od 1981 roku zaczął się z niej wykręcać. Zastrzegam, że nie znam tych materiałów, tylko omówienia. Pokazują one człowieka, który wskoczył w SB-eckie szambo, a potem się z niego wygrzebał. To, że wskoczył jest bardzo wielkim grzechem – stwierdził polityk.
Według lidera PiS "niezmiernie dziwne" jest też umieszczenie Kujdy w zbiorze zastrzeżonym. – Miał mnóstwo okazji, żeby nam zaszkodzić, a tego nie zrobił – zauważył.