Dziś premiera "Za niebawem", nowej płyty zespołu Voo Voo. Z tej okazji sprawdzamy, co ciekawego do powiedzenia mają Wojciech Waglewski i Michał Bryndal, czyli połowa owej grupy. Zapraszamy do opowieści na temat polskich polityków, służby zdrowia, tańca oraz… lęku przed sprzątaczkami.
Redaktor Centrum Produkcyjnego Grupy na:Temat, który lubi tworzyć wywiady z naprawdę ciekawymi postaciami, a także zagłębiać się w rozmaite zagadnienia związane z (pop)kulturą, lifestyle'em, motoryzacją i najogólniej pojętymi nowoczesnymi technologiami.
O czym w ogóle jest ten album Wojciech Waglewski: Chociażby o braku wolności. Urodziłem się oraz wychowałem w komunizmie i nawet w tamtym systemie – jako człowiek kolegujący się z artystami i uprawiający coś na kształt działalności rozrywkowej – miałem owej wolności namiastkę.
Jednak w roku 1989 byłem przekonany, że zyskuję swobodę całkowitą, że zostaje nam dana w sposób oczywisty. Okazało się, że jest inaczej i tutaj największe pretensje mam do mediów wszelakich.
Staliśmy się niewolnikami wysyłanych przez nie komunikatów, gdyż korzystają np. w faktu, że jesteśmy rozbici historycznie, od czasów rozbiorów Polski. No a wiadomo: na tym rozbiciu można robić sobie nie tylko kariery polityczne, ale i kaskę.
Media ingerują w życie społeczne – przecież naszej telewizji działa z pięć całodobowych programów informacyjnych, czegoś takiego nie ma chyba nikt inny na świecie. A są programy, które nie prowadzą dyskusji: zapraszają sześć osób, związanych z polityką, które mówią równocześnie.
A do nas nie docierają żadne argumenty, będziemy głosować na tych, którzy po tej rozmowie będą mieli mniejszą ilość piany na ustach. Do studiów telewizyjnych zaprasza się ludzi, których zapraszać się nie powinno. I nikt na to nie reaguje.
Od lat wykorzystuje się naszą nieumiejętność rozmowy a społeczeństwo dzielimy na zwolenników PiS-u i totalną opozycję. Czuję się w tym zagubiony, bo i z jednymi, i z drugimi mi nie po drodze.
Żeby było jasne: mam bardzo duże wątpliwości odnośnie intencji polityków. Dla mnie polityk jest pojęciem pejoratywnym.
Nie za bardzo wierzę w intencje typu "patriotyzm", "dobro narodowe" itd. Mam ku temu powody, bo przecież dobrze wiem, na czym polega dobro narodowe, w moim wieku to zrozumiałe. O tym jest ta płyta.
Co jest najbardziej chore Wojciech Waglewski: Służba zdrowia. To rzecz, która nie jest ruszana od roku 1989. Co dzień od rana słyszymy w radiu, że jesteśmy trapieni przez wszawicę, wzdęcia, przez całą serię chorób. A politycy? Tylko składają obietnice – przecież to się fajnie robi. A ja chciałbym, żeby wymyślili, skąd wziąć pieniądze i dać je lekarzom.
Może wówczas uniknęłoby się sytuacji takich, jak ta z ubiegłego roku: mój ojciec, 90-letni pan z chorobą Parkinsona, przewrócił się na podłogę. Pojechałem z nim na nocny dyżur do warszawskiego szpitala na Banacha. Wokół tłum zakrwawionych ludzi, w których połowa jest "natrąbiona".
Siedzimy dwie godziny w atmosferze typu "krajobraz po bitwie", wreszcie przyjmuje nas pani doktor – również sprawiająca wrażenie troszeczkę natrąbionej – i od razu mówi "tego pana nie! Pijaków nie przyjmujemy". No to w jakim świecie żyjemy?!
Wg singla "Się poruszam 1" lekarstwem na chorą nienawiść oraz inne problemy jest taniec Wojciech Waglewski: Biorąc po uwagę niedawne wydarzenia, ten przedziwny okres w naszym kraju, doszło tutaj do słabego zbiegu okoliczności, samospełniającej się przepowiedni, bo tekst to tego utworu powstał już w marcu.
Istotny jest tutaj również teledysk: menedżer, Paweł Balicki, odnalazł w sieci panią Nadię Vadori–Gauthier, wykwalifikowaną choreografkę z dużymi osiągnięciami w paryskim balecie. W roku 2015, po zamachu na redakcję tygodnika Charlie Hebdo, doznała wstrząsu związanego z brakiem kompatybilności między sztuką, a tym, co się dzieje w otaczającym nas świecie.
Postanowiła więc wyjść z baletem na ulicę i od tamtego dzień w dzień tańczy przez minutę na ulicy, bez podkładu. Pawełek wysłał do niej wiadomość, w której opowiedział, że jesteśmy młodzi, przystojni, wysocy, bogaci i rozpoznawalni nawet w Bułgarii. Do tego dołożył tłumaczenie tekstu piosenki "Się poruszam 1". Pozytywna odpowiedź przyszła natychmiast.
Jej tanie pociągnął za sobą inne rzeczy – poprosiliśmy znajomych muzykantów, aby popląsali niebanalnie przy owej pieśni i przysłali nam filmiki. Zaczęło się od Piotra Roguckiego, potem był Olaf Deriglasoff, Organek i inni.
Dziś osiągnęło to wymiar, którego nie przewidzieliśmy. Filmiki przysyłają nam osoby zupełnie postronne, zaczyna się robić jakieś szaleństwo. Co więcej, zapowiada się na to, że na koniec będziemy musieli zatańczyć i my. Co może być smutnym widokiem.
Nowości, których można spodziewać się po tym krążku Michał Bryndal: Chociażby automatu perkusyjnego, czyli urządzenia, którego nigdy wcześniej nie używałem, bo jestem osobą grającą raczej analogową. Był to jeden z dawnych pomysłów Wojtka, który wszystko planuje z dużym wyprzedzeniem, strategicznie.
Nie chodzi o to, że cokolwiek narzuca zerojedynkowo, raczej dzieli się uwagami typu "słuchaj, na następnej pycie będziemy robili to i to". Później ten koncept przelatuje między innymi tematami, aż wreszcie wraca. No i przychodzi do nagrań, okazuje się, że on ma już wszystko zaplanowane i trzeba się w tym odnaleźć.
W przypadku tego automatu perkusyjnego okazało się, że brzmi to bardzo dobrze, fajnie wkleiło się w naszą akustyczną twórczość. Za chwilę będziemy to testowali na koncertach. Super koncept.
W dwóch utworach pojawiło się również Ritmo Bloco, czyli brazylijska grupa perkusyjna, skupiona wokół Mikiego Wieleckiego. Zadziałało to świetnie, pewnie pojawi się również na naszych koncertach – polecam, bo znalezienie się w pobliżu takiej niemal 30-osobowej ekipy perkusyjnej to jest naprawdę czad!
Wojciech Waglewski: To także nasza pierwsza studyjna płyta, na której pojawiło się trio wokalne. Składa się z mamy i córek: Ani, Pauliny i Natalii Przybysz.
Dobre tempo to szybkie tempo Michał Bryndal: U nas nigdy nie jest nieśpiesznie. Tym razem pracowaliśmy w S-4, czyli jednym z najlepiej brzmiących w Warszawie i okolicach studiów nagraniowych. Lecz to miejsce rządzi się swoimi prawami: o dwudziestej przychodzi pani sprzątaczka i wyrzuca wszystkich ze studia.
To dosyć specyficzne, ale OK, co zrobić. Trzeba było się trochę spiąć, ale daliśmy sobie z tym radę, no i wyszło rewelacyjnie. Zwłaszcza, że wcześniej robiliśmy już próby i wchodząc do studia wiedzieliśmy, co ma z tego wyniknąć.
Wojciech Waglewski: Przywykłem do presji czasowej. Zresztą nie tylko w studiu – pamiętam pewien koncert w Stodole, w dniu moich urodzin. Po występie przyszło paru przyjaciół. Posiedzieliśmy przy drinkach 15, może 20 minut. Wówczas pojawiła się pani, która powiedziała "wynocha, żebym was tu więcej nie widziała"!
Mówiąc poważniej, jestem człowiekiem, który nie lubi przebywać w studiu zbyt długo. Realna percepcja tak naprawdę równa się jednej sesji, czyli około sześciu godzinom. Ewentualnie w dniach, gdy dużo czasu zajmuje rozstawianie instrumentów, można zrobić 1,5 sesji.
Ale zasadniczo jedna sesja wystarczy – jest optymalna, jeśli chodzi o pewną presję, jakiś rodzaj energii. Przeciąganie grania nie ma sensu. To tak, jak ze słuchaniem koncertu – dla mnie naturalnym czasem są 2 godziny. Z całym szacunkiem dla zespołu Kult, ale występ trzygodzinny trwa dla mnie o 60 minut za długo.
Pamiętam albumy, podczas nagrywania których mieliśmy naprawdę dużą wolność i nieograniczoną ilość czasu. No i to były złe płyty. Spinka jest nam potrzebna.
Materiał powstał w ramach cyklu "Piątki z Nową Muzyką", organizowanego z inicjatywy stowarzyszenia ZPAV w warszawskim Studiu U22.
Płyta "Za niebawem" jest dostępna w sklepach od 15 lutego.