
"Gazeta Wyborcza" donosi o bulwersującym przypadku lekarza, który po zabiciu żony, molestowaniu pacjentek i oskarżeniu o gwałt nadal ma prawo wykonywania zawodu. Przeciwwskazań ku temu nie widzą jego koledzy psychiatrzy. Zawodowa solidarność pozwalająca unikać wszelkich kłopotów nie jest jednak przywarą tylko lekarzy. Są fachy, które bez tego chyba nie potrafią funkcjonować.
To jest zmowa istniejąca już od czasów Hipokratesa. W pierwszej formule jego przysięga brzmiała tak, iż wynikało z niej, że każdy, kto będzie się uczył zawodu, na pewno będzie w nim dobry. Tak zaczęły powstawać korporacje. To trwa więc od wieków, jest utrwalane i wielu po prostu pasuje.
Wtedy krakowska izba lekarska odebrała mu prawo wykonywania zawodu jeszcze przed skazaniem go przez sąd karny. Szybko dostał jednak szansę powrotu do lekarskiego fachu. Wystarczyło, że poddał się leczeniu zaburzeń emocjonalnych. Trzy lata leczył się w szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie i tamtejsi psychiatrzy zdiagnozowali, że "ma osobowość symbiotyczną, którą cechuje misja nadmiernej pomocy". A to oznacza, że kobiety próbował krzywdzić... niechcący.
Wacława K. ratowali koledzy lekarze i łagodni przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Być może ci ostatni uratują go po raz kolejny, bo także w ich fachu nie brakuje przypadków, gdy znajomości są najważniejszą kwestią. Kilka lat temu głośny był przecież przypadek syna katowickiej sędzi, który został uniewinniony w sprawie o pobicie sąsiada. Dla kolegów z pracy jego matki większego znaczenia nie miało, że w trakcie śledztwa... przyznał się do wszystkiego. 21-latek zeznał, że upił się i wpadł do mieszkania sąsiadów, ale Sądu Okręgowego w Katowicach nie obchodził ten fragment zeznań syna znanego notariusza i sędzi tegoż właśnie sądu.
Piętnowanie błędów może w niektórych przypadkach prowadzić do wywołania w nich poczucia zagrożenia i jeszcze większego solidaryzmu grupowego.
Biegli pomogli też uniknąć odpowiedzialności za śmierć dziecka księdzu, który nie pomógł przy porodzie swojego dziecka. Spokojnie zostawił rodzącą kobietę i poszedł słuchać muzyki do innego pokoju, ale według biegłych, szanse na uratowanie przychodzącego na świat w takich okolicznościach noworodka byłyby znikome także w szpitalu. Przed wstydem i konsekwencjami przez ponad rok wikarego nieprzerwanie kryli też jego przełożeni. Za karę biskupi postanowili tylko odesłać go za granicę.
Wśród wszystkich, którzy w tego typu zawodzie pracują są takie przepływy informacji, dzięki którym wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. I wychodzą z założenia, że każdemu człowiekowi może się przydarzyć błąd, szukają dla niego jakiegoś usprawiedliwienia
Dlaczego zamknięte grupy zawodowe za wszelką cenę bronią swoich członków naTemat próbuje wyjaśnić psycholog pracy Michał Kuszyk. – W tego typu zawodach wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. I wychodzą z założenia, że każdemu człowiekowi może się przydarzyć błąd, szukają dla niego jakiegoś usprawiedliwienia – mówi specjalista.

