Sobotni konkurs skoków indywidualnych podczas mistrzostw świata w Innsbrucku nie zakończył się dla Polaków szczęśliwie. Pojawiły się także kontrowersje. Chodzi o odległość, na jaką tak naprawdę skoczyli m.in. Kamil Stoch i Stefan Kraft.
Kibice szybko ocenili, że doszło do pomyłki przy pomiarze odległości. Niektórzy dopatrzyli się nawet tego, że Kamil Stoch mógł skoczyć o 1,5 dalej. "Szukającym sensacji z pomiarem odległości przypominam, że narty (lub przy lądowaniu niecodziennym – jedna narta) muszą w całości dotykać śniegu – wtedy mierzymy. To jest idealna klatka Stocha z pierwszej serii." – czytamy we wpisie na Twitterze.
Wątpliwości internautów dotyczyły nie tylko skoku Kamila Stocha. "Kraft nie skoczył 130 metrów. Kręcą jak mogą na każdym kroku. Tu jest moment dotknięcia ziemi. To jest więcej jak pół metra zaokrąglenia." – czytamy w sieci.
Powtórki i stop klatki, na których widać moment lądowania skoczka, potwierdzają, że do pomyłki doszło. Nie sprawiłoby to jednak, że skoczek zakończyłby sobotnią rywalizację z medalem. Różnica była zbyt duża. Do takich błędów dochodzić jednak nie powinno. Adam Małysz mówił, że na tę sytuację trzeba zwrócić szczególną uwagę i ją przeanalizować. Wiadomo przecież, że podczas skoków narciarskich o wynikach często decyduje każdy metr.
– Aż półtora? To dużo. Warto przeanalizować i pokazać jury, że jakieś błędy popełnia. W końcu to też są ludzie. Niestety, tak bywa. Ale na pewno częściej i więcej kontrowersji wzbudza punktacja sędziowska. Sędziowie często dają takie noty, które nie powinny się pojawiać. Ale to też są tylko ludzie – mówił Adam Małysz po konkursie dziennikarzom.