To pytanie padło już na sam koniec porannej rozmowy w TVN24 i nie było czasu, aby na ten temat porozmawiać dłużej. Zresztą minister Anna Zalewska w tej kwestii nie była skora do długich wyznań. Stwierdziła, że z aferą PCK nie ma nic wspólnego i że wiązanie jej z tym to "bolesna insynuacja". Jednak, jak się okazuje, w tych paru zdaniach pani minister "dwukrotnie minęła się z prawdą".
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Tak napisał na Twitterze wrocławski dziennikarz Jacek Harłukiewicz, który wielokrotnie na łamach "Gazety Wyborczej" opisywał aferę PCK w stolicy Dolnego Śląska z udziałem działaczy Prawa i Sprawiedliwości.
Dwukrotne rozminięcie się z prawdą to sporo jak na dość krótką, parozdaniową wypowiedź. Konrad Piasecki zapytał Annę Zalewską w TVN24 dosadnie, czy "dopuszcza taką myśl, że jej kampanie wyborcze były zasilane pieniędzmi czy materiałami pochodzącymi, mówiąc wprost, z okradania PCK".
"Nie mam z żadnymi aferami nic wspólnego"
– To rzeczywiście bardzo bolesne insynuacje, wielokrotnie to oświadczałam, prokurator umorzył postępowanie, wskazując, że absolutnie – łączenie mnie z tzw. aferą jest po prostu niedopuszczalne. Zresztą jestem również w procesie sądowym z Grzegorzem Schetyną – przekonywała Zalewska.
– Ale Jerzego G., który ma w tej sprawie zarzuty, pani zna, czy nie? – dopytywał Piasecki.
– Ależ oczywiście, że tak – przyznała minister. – To był radny z mojego okręgu, natomiast nie jest moim współpracownikiem. (...) Z dużą przykrością wysłuchuję tego rodzaju insynuacji, tej całej nagonki. Informuję pana redaktora i państwa, że nie mam z żadnymi aferami nic wspólnego – zapewniła.
"Siedlisko afer"
Tomasz Siemoniak, wiceszef PO, polityk z Dolnego Śląska, nazwał ten region "siedliskiem afer PiS". Po zatrzymaniach ws. afery śmieciowej w Bogatyni na celowniku mediów znalazła się bowiem zastępczyni Anny Zalewskiej, Marzena Machałek.
Wiceminister edukacji wydała później oświadczenie: "Wiązanie mnie z potencjalnymi nieprawidłowościami związanymi z gospodarką odpadami na terenie Gminy Bogatynia na Dolnym Śląsku jest insynuacją i daleko idącym nadużyciem - podważającym moją wiarygodność w oczach opinii publicznej. Użyte w publikacjach sformułowania mają ewidentnie kłamliwy charakter".